Wczoraj na HBO GO pojawił się pierwszy odcinek miniserii „Czarnobyl”. Sugestywna opowieść o wydarzeniach z 1986 roku działa na wyobraźnię i przeraża.
OCENA
Okolice Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, Prypeć i Strefa Wykluczenia przez lata stały się turystyczną atrakcją, chętnie odwiedzaną przez youtuberów i urban explorerów, zachwycających się postapokaliptycznymi widokami i mrocznymi zakamarkami, które mimo wielu odwiedzających nadal wyglądają, jakby od lat nie widziały człowieka.
W serialu „Czarnobyl” nie znajdziecie podrasowanych w Photoshopie, intrygujących obrazków. Najnowsza produkcja HBO i Sky odtwarza wydarzenia zapoczątkowane w nocy 26 kwietnia 1986 roku oraz późniejsze konsekwencje w sposób surowy i dość brutalny. I przypomina, że Czarnobyl to nie atrakcja turystyczna, a miejsce męki i śmierci dziesiątek ludzi oraz ich rodzin.
Grany przez Jareda Harrisa Walerij Legasow użył najbardziej obrazowego opisu, żeby przekonać zgromadzonych na zebraniu radzieckich urzędników, z Sekretarzem Generalnym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Michaiłem Gorbaczowem na czele, że to, co już od kilku godzin dzieje się w Czarnobylu to zagrożenie o olbrzymiej, niespotykanej skali.
Miniserial „Czarnobyl” opowiada o pierwszych godzinach i kolejnych dniach, które były festiwalem tragicznych w skutkach decyzji.
Twórcy serialu stosują dość klasyczny zabieg - z jednej strony ukazują tragedią z perspektywy szerszej, globalnej, zaś z drugiej przez pryzmat opowieści o pojedynczych jednostkach, zwykłych ludziach, którzy ponieśli największą ofiarę. Produkcja HBO nie ucieka się do skrótów, stosując wiele szczegółowych opisów. Słowem - krok po kroku przechodzimy przez kolejne godziny tej niewyobrażalnej tragedii.
Więc tak to wygląda? Polegamy na przypadkowych poleceniach partyjnych aparatczyków? - pyta w jednym z odcinków Walerij Legasow, fizyk jądrowy, członek komisji badającej przyczyny awarii, który jako pierwszy zrozumiał skalę całego wydarzenia. To zdanie streszcza główny problem, z którym musi zmierzyć się bohater. Wiadomo, że słowa porażka, utrata kontroli czy tragedia nie funkcjonowały w oficjalnym słowniku Związku Radzieckiego.
Stellan Skarsgard jak zawsze serwuje kawał dobrego aktorskiego rzemiosła. Podobnie jak wspomniany Jared Harris czyli Emily Watson, grająca fizyczkę jądrową Ulanę Khomyuk. Główne postacie nie mają wielu okazji do popisania się swoimi zdolnościami - choć ich role są ważne, często bardzo emocjonalne, są oni jedynie dopełnieniem dziejącego się na pierwszym planie dramatu. Ten zaś zostaje ukazany w sposób bardzo dosadny i przekonujący. Poznajemy górników, którzy pracują na gruzach zrujnowanej elektrowni, techników, którzy cierpią w straszliwych mękach na skutek choroby popromiennej, widzimy naciski ze strony bezdusznej partii, którym poddawany jest Legasow. I ten właśnie aspekt, obok fizycznego cierpienia, jest w serialu najmocniej zaakcentowany - bezsilność wobec systemu, który nie jest w stanie przyznać się do błędów.