„Cztery wesela i pogrzeb” swego czasu był absolutnym hitem brytyjskiej kinematografii, do dziś uznawany jest zresztą za kultową komedię romantyczną, która wytyczyła ścieżki rozwoju tego gatunku filmowego. Jego nowa odsłona, serial „Cztery wesela i pogrzeb”, niestety jest raczej niepotrzebną próbą wywołania sentymentu.

Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.
Chyba nikt nie spodziewał się, że serial „Cztery wesela i pogrzeb” osiągnie sukces choć w kilku procentach tak duży, jak sukces filmowego pierwowzoru. Mimo to, zapewne wiele osób miało ochotę na nostalgiczną podróż i odświeżenie sobie historii znanej z produkcji, która miała premierę w 1994 roku. I lepiej, żeby te osoby obejrzały jeszcze raz film.
Rozpoczyna się od spotkania po latach.
Grupka przyjaciół ze Stanów tym razem widzi się na ślubie w Londynie. Uroczystość przybiera jednak nieoczekiwany obrót, wkrótce zaś życie całej czwórki wywraca się do góry nogami. Fabuła serialu nawiązuje do tej znanej z filmu, oczywiście uaktualniając ją o współczesne realia.
Serialowi formalnie i na pierwszy rzut oka nic nie dolega. Jego fabuła bywa prosta, ale też komiczna. Jest to raczej lekka, słodko-gorzka komedia o grupce przyjaciół, ich życiu uczuciowym i różnych perypetiach. Słowem - wypisz wymaluj baza taka, jak w filmie z Hugh Grantem w roli głównej. Tyle tylko, że tu historia nie jest już tak wciągająca, a zdaje się być kliszą wielu innych podobnych opowieści.
Ale nie fabuła jest tu dla mnie największych problemem. Najbardziej dokucza mi brak bohaterów, z którymi mogłabym sympatyzować, choć na chwilę się do nich przywiązać. Postacie są tu raczej przezroczyste. Choć próbują, żeby było inaczej. Zwłaszcza Maya, grana przez Nathalie Emmanuel (znacie ją choćby z „Gry o tron”). Gdy ją poznajemy, kobieta pracuje przy kampanii pewnego senatora z Nowego Yorku. Maya lokuje swoje uczucia w niewłaściwej osobie, czego skutkiem będzie nie tylko złamane serce, ale i postanowienie, by zacząć wszystko od nowa. Kobieta kolejne decyzje podejmuje tak szybko, że widzowi czasem trudno za nią nadążyć.
Jedną z twórczyń serialu jest Mindy Kaling, aktorka, producentka i reżyserka, która na koncie ma między innymi uznaną komediową serię „The Mindy Project”. Jeśli Kaling chciała stworzyć kolejny lekki format w duchu komedii romantycznej, opowiadający o życiu millenialsów, tym razem mnie nie przekonała.
Serial „Cztery wesela i pogrzeb” znajdziecie na HBO GO.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.