Nowy serial o seryjnym mordercy podbija Netfliksa. I wyróżnia się na tle pozostałych
"Dahmer - potwór: historia Jeffreya Dahmera" (kto wpadł na pomysł skomponowania tego niedorzecznie długiego tytułu, w którym nazwisko mordercy pojawia się dwukrotnie?!) to kolejny serial skupiony na postaci seryjnego mordercy. Tym razem - zamiast dokumentu - Netflix postanowił zaserwować nam produkcję fabularną. Twórca Ryan Murphy zdecydował się wziąć pod lupę to, co fabułom często umyka, a na co true crime zazwyczaj stara się zwrócić uwagę.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
"Dahmer - potwór: historia Jeffreya Dahmera" okazał się serialem odtwarzającym prawdziwe wydarzenia na tyle wiernie, że nie ma sensu rozwodzić się nad nieistotnymi różnicami między rzeczywistością a jej ekranizacją. Największą siłą nowego serialu Ryana Murphy'ego nie jest zresztą podręcznikowo skrupulatna inscenizacja. Ale o tym zaraz.
Tym z was, którym ta przerażająca postać jest obca, wyjaśniam: Jeffrey Dahmer to jeden z najsłynniejszych amerykańskich seryjnych morderców. Zabił i zgwałcił 17 młodych mężczyzn i chłopców - był ponadto nekrofilem i kanibalem. Działał na przestrzeni kilkunastu lat, które Murphy postanowił przedstawić rezygnując z chronologii, w zamian za to zręcznie i pomysłowo wiążąc ze sobą odległe w czasie elementy tej historii. Pierwszy odcinek, który przekornie pokazuje nam finał krwawych zabaw Dahmera, okazał się świetnym wstępem.
Czym Dahmer wyróżnia się na tle innych produkcji o seryjnych mordercach?
Dahmer, jak wielu innych amerykańskich seryjnych morderców, przedarł się do popkultury. Kino i telewizja w przeszłości wielokrotnie poświęcało mu sporo uwagi. W rolę kanibala wcielali się już m.in. Jeremy Renner, Carl Crew, Rusty Sneary czy - w 2017 roku - Ross Lynch. Śmiem twierdzić, że Evan Peters zrobił to najlepiej - w ogóle kreacja Dahmera to bodaj najlepsza rola w karierze Petersa. Sposób poruszania się, mimika, gesty - jego upiorny przeciętniak w stylu Normana Batesa jest przerażająco niewzruszony, szary i niepokojący zarazem.
I choć niewątpliwie jest to jedna z największych zalet serialu (podkreślę: niepozbawionego licznych wad, takich jak nierówne tempo i mnożenie zbędnych, rozpychających tę opowieść na dziesięć odcinków wątków), największym jego plusem są starania Murphy'ego, by opowiedzieć "coś więcej". I to mimo tego, że nie zawsze mu to wychodzi.
Twórca - w przeciwieństwie do wielu innych, śledzących tego typu zbrodniarzy z nieskrywaną fascynacją - podszedł do historii Dahmera tak, jak podeszliby do niego twórcy true crime. I tak, jak powinni brać ją na warsztat twórcy fabuł - choć zbyt często tego nie robią.
A zatem: zero romantyzowania. Jasne, Murphy uwielbia badać zmarszczki na psychice, jednak nigdy nie stawia diagnoz - rozkłada wachlarz możliwych przyczyn, ale nie mędrkuje. W centrum jego uwagi są cierpienie, człowieczeństwo i nieodgadnione powody złego ukierunkowania mrocznych fantazji. Ponad to, zamiast poświęcać każdy skrawek reżyserskiej uwagi mordercy, Murphy stara się rzucić światło na ofiary i ich bliskich, co w kontekście tak wielu odebranych i poszkodowanych żyć wydaje się więcej niż na miejscu. Zgodnie z obietnicą, możemy też zapoznać się z ogromem systemowych dziur oraz prześledzić całą serię zaniedbań służb. To za ich sprawą Dahmer nie został schwytany przez dłgie lata.
By zrozumieć historię, potrzebujemy zapoznać się z każdą możliwą perspektywą. Potrzebujemy też wrażliwości - tej Murphy'emu nie brakuje.
"Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" już na platformie Netflix.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.