REKLAMA

Zbierzmy najnudniejszych super-bohaterów i zobaczmy, co się stanie. DC's Legends of Tomorrow nie zachwyca

Renegaci. Złodzieje. Mordercy. Zapomniani przez świat super-bohaterowie, zbyt słabi, aby samotnie zapisać się na kartach historii. Wbrew pozorom, to nie obsada świetnie zapowiadającego się Suicide Squad, ale pomysł na nowy serial producentów Flasha i Arrowa.

DC's Legends of Tomorrow
REKLAMA
REKLAMA

DC's Legends of Tomorrow to nowa telewizyjna produkcja od CW. Stacja znana z wcześniejszych seriali o super-bohaterach Detective Comics, takich jak Flash i Arrow, postanowiła stworzyć własnych Avengersów. Zamiast jednak wziąć tych najciekawszych i najbardziej popularnych herosów, twórcy sięgnęli po drugą i trzecią ligę postaci występujących w obu serialach. Odważne. Ryzykowne. Ciekawe.

DC's Legends of Tomorrow to banda średnio ciekawych charakterów, których łączy wyjątkowa misja – ratunek świata za pomocą podróży w czasie.

Z ogarniętej globalną wojną przyszłości, gdzie ludzkość stoi na skraju zagłady, wyłania się Rip Hunter – podróżnik w czasie, który sięga po drugoligowych bohaterów stacji CW i formuje z nich drużynę. W skład jego ekipy wchodzi Biały Kanarek oraz Atom z serialu Arrow, a także Snark, Heatwave oraz Firestorm z serialu The Flash. No dobrze, a co z głównymi bohaterami obu produkcji? Przecież to oni najlepiej nadają się do ratowania świata.

O dziwo, brak Flasha i Arrowa został wytłumaczony całkiem sensownie. Jako pierwszoligowi herosi, ci mają własne historie do odegrania, wpływające na świat w skali makro. Ich podróże w czasie mogłyby zaburzyć cały porządek rzeczy i doprowadzić do gigantycznej katastrofy. Co innego drugoplanowi bohaterowie i drobne rzezimieszki, po których świat nigdy nie zapłacze i być może nawet nie zauważy ich nieobecności.

DC's Legends of Tomorrow

Jasne, dla osoby, której teoria strun kojarzy się z czymś innym niż gitarą, to dalej wielki stek bzdur. Uwierzcie mi jednak – w ostatnim sezonie The Arrow dzieją się już takie niedorzeczności, że z tej perspektywy DC's Legends of Tomorrow jest wytłumaczone wręcz wzorowo. Co nie oznacza, że jest wzorowym serialem. Wręcz przeciwnie – po obejrzeniu pilota poczułem spore rozczarowanie.

Moim największym problemem z DC's Legends of Tomorrow jest dobór obsady. Zabrakło po prostu chemii.

Sukcesem Avengersów jest to, że zebrano w jednym miejscu wielu niesamowitych bohaterów o wyraźnych tożsamościach, mocach i cechach. Ekipa z DC's Legends of Tomorrow to niemal przeciwieństwo takiego podejścia – drugoplanowe postacie nie wyrosną nagle na prawdziwych, pierwszorzędnych bohaterów, gdy wcześniej cały czas stały w cieniu innych. Nie trzeba być mistrzem z matematyki, aby wiedzieć, ile wynosi wielokrotność liczby zero.

Oczywiście DC's Legends of Tomorrow również ma swoje momenty. Tak samo, jak ma je Arrow oraz Flash. To w zasadzie dokładnie ten sam poziom, to samo wykonanie. No, może poza efektami specjalnymi, które w ogóle nie przypadły mi do gustu. Już w pilocie poznajemy podróżującego w czasie łowcę nagród, który wygląda na pożyczonego z planu Power Rangersów. Do tego futurystyczne statki i bronie – to nie wygląda dobrze.

DC's Legends of Tomorrow 2
REKLAMA

Sporym rozczarowaniem jest również „ten zły”, stanowiący zagrożenie dla całej ludzkości. To Vandal Savage – mężczyzna, którego już raz pokonał Arrow oraz Flash. Teraz mamy zaledwie powtórkę z rozrywki. Główni dobrzy obili twarz zarośniętemu brutalowi, więc teraz czas na drugoligowych przeciętniaków, którzy mają zrobić dokładnie to samo. Niestety, ale tak to wygląda.

Jeżeli z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu wciąż podoba się wam Arrow, całkiem możliwe, że będziecie zachwyceni DC's Legends of Tomorrow. Ja niestety się rozczarowałem, nawet zakładając z góry fatalną grę aktorską. Świetnie, że CW rozbudowuje swoje telewizyjne uniwersum, ale jeszcze lepiej, że już po pilocie wiem, iż nie muszę na nie tracić czasu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA