Szkielet dramatu kryminalnego staje na głowie i tańczy brejka, gdy bierze się za niego współscenarzysta "Batmana". W swoim pierwszym serialu Peter Craig zabiera nas do Filadelfii, w której wszystko może się wydarzyć. I co najlepsze, właśnie się dzieje.
OCENA

Ray oraz Manny w kurtkach z literami DEA na plecach i odznakami zawieszonymi na szyi wpada do mieszkania dilera. Jest dużo krzyków, histeria miesza się ze strachem, budując napiętą atmosferę. Jeden z agentów niemal zabija dziecko, które przypadkiem wystrzeliło ze znalezionej broni. Peter Craig rozpoczyna swój serial, jakby miał zamiar przedzierać się przez miejskie bagno. Tego należałoby się zresztą spodziewać już po spojrzeniu na jego CV, bo jako współscenarzysta "Miasta złodziei" i "Batmana" dobrze wie, jak sprawić, żeby miasto pochłaniało widza niczym ciemna noc. W "Złodzieju dragów " całkiem nieźle wykorzystuje to doświadczenie, bo Filadelfia staje się pełnoprawnym bohaterem. Niekoniecznie pozytywnym.
Filadelfia składa się z melin, lombardów i spelun, w których można spotkać zakazane mordy. Na ulicach panoszą się narkomani, a członkowie grup samopomocy ze współczuciem mówią o narkomanach wciąż tkwiących w klatce nałogu. Miasto tonie w brudzie, staje się nieprzyjazne, bo nawet w kościołach próżno szukać zbawienia. Świat przedstawiony przeszywa widzów chłodem, nie tylko dlatego, że akcja rozgrywa się jesienią, ale też ze względu na brąz dominujący w wykorzystywanej palecie barwnej. Na ekranie robi się szaro, buro i ponuro.
Złodziej dragów - recenzja serialu Apple TV+
Craig ma wszelkie właściwe powody, aby podejmować kolejne konteksty społeczne, jakby robił kolejną podróbkę "Prawa ulicy", ale one nie do końca go interesują. Wybiera oryginalniejszą ścieżkę, bo nie chce rozjeżdżać się tematycznie. Korzystając z komediowego twistu woli skupiać się na bohaterach, którzy, jak okazuje się zaraz po pierwszej scenie, wcale agentami DEA nie są. To oszuści, drobne złodziejaszki. Ray i Manny z okradania dilerów znaleźli sposób na łatwy i szybki zarobek. Ich ofiary nie pójdą przecież na policję, ani nikomu się nie poskarżą. Do tej pory na celownik brali płotki. Problemy zaczynają się, gdy przypadkiem zadzierają z poważnym graczem.
Żeby nie było: Craig lubi przemycać swoje refleksje o imigrantach, rasie, fake newsach czy pandemii, ale robi to przy okazji, wręcz niezauważalnie. Nie lubi moralizatorstwa i dosłowności, więc implementuje nam swoje przemyślenia, podczas gdy my obgryzamy paznokcie z nerwów, zastanawiając się, czy bohaterom, których już zdążyliśmy polubić uda się przetrwać. Pętla na ich szyi zaciska się coraz bardziej, gdy dążąc do zemsty za utratę głosu do gry wchodzi prawdziwa agentka DEA. Stawka rośnie z każdym odcinkiem, przez co atmosfera ciągle się zagęszcza.
Bohaterowie muszą walczyć o życie z gangiem motocyklowym i chować się przed nasłanymi przez kartel sicarios. Przeciwnicy nie żartują, o czym świadczy znalezione na ganku pudełko z głową znajomego. Jest nie tylko brutalnie, ale też szybko. Kule co chwilę świszczą, eksplozje dźwięczą w uszach. Akcji tu nie brakuje, bo korzystając z konwencji caper film "Złodziej dragów" cały czas pozostaje serialem mrocznym i dynamicznym. Lubi jednak zaglądać przy okazji w niespodziewane rejony, bo jak można przewidzieć, że Rayowi i Manny'emu w starciu z bikerami pomogą jugalos z przywódcą, który przy dźwiękach death metalu lubi cytować Jeana-Jacquesa Rousseau.
Craig żartami przełamuje konwencję gatunkową, dzięki czemu dramat kryminalny zmienia się w pełnokrwistą czarną komedię. Humor wynika w tym wypadku z zaburzania porządku, bo im robi się poważniej, tym jest śmieszniej. Po prostu: Ray i Manny pod wzrastającą presją stają się coraz zabawniejsi. Wprowadzana w ten sposób lekkość świadczy o wyjątkowości serialu, bo rozładowując napięcie absurdem, "Złodziej dragów" okazuje się całkowicie nieprzewidywalny. Żadne słowa, ani nawet przytaczanie kolejnych scen nie odda, jak szalony jest to serial. Tutaj nie ma hamulców ani nawet pasów. Odpalając produkcję, wchodzicie w sam środek niekontrolowanego chaosu.
"Złodziej dragów" to serial z gatunku "co tu się odwala?". "Co się dzieje, do cholery?" - to pytanie, które ciągle się zadaje, czerpiąc jednocześnie autentyczną frajdę z przedstawianych wydarzeń. Bo Craig dobrze wie, co robi. Potrafi opowiadać tak, żebyśmy się w tym natłoku zdarzeń i absurdów nie pogubili. Zgrabnie łączy ze sobą skrajności, dzięki czemu "Złodziej dragów" okazuje zabójczo zabawny. Ale co ja wam będę mówił. Jeśli przywołanie sceny z jugalos was nie zachęciło do seansu, nic tego nie zrobi.
Więcej o ofercie Apple TV+ poczytasz na Spider's Web:
- Apple TV+: cena 2025. Ile kosztuje abonament? Jak dostać go za darmo?
- Apple TV+: najlepsze filmy. TOP 15 produkcji
- Ten serial to godny następca Twin Peaks
- Hiszpańska komedia romantyczna? Wiem, jak to brzmi, ale po tym serialu Apple TV+ zmienicie zdanie
- Apple TV+ znalazło wzór na dobry dreszczowiec. Matematyka jeszcze nigdy nie była tak wciągająca
Na potrzeby recenzji Apple TV+ udostępniło mi wszystkie odcinki serialu "Złodziej dragów".
- Tytuł serialu: Złodziej dragów
- Lata emisji: 2025
- Liczba sezonów: 1
- Twórca: Peter Craig
- Aktorzy: Brian Tyree Henry, Wagner Moura, Marin Ireland
- Nasza ocena: 8/10