Zastanawialiście się kiedyś, drodzy Czytelnicy, co by było, gdybyście znali kogoś bardzo ważnego? Albo chociaż kogoś, kto znał kogoś bardzo ważnego? Nie mówię o żadnym piosenkarzu czy polityku, tylko o kimś, kto miał okazję tworzyć historię. O kimś, na widok kogo ludzie nie tylko przechodzili na drugą stronę ulicy, lecz marzyli o teleportacji na drugi kraniec świata? O kimś, którego imię odbija się od ścian niczym zniewieściałe głosy kościelnych chórzystów. O człowieku z klasą, człowieku niebezpiecznym. Kim on jest?
"Nie do końca wiedziałem, co dokładnie kryje się wewnątrz ludzkiego ciała."
Narrator, zdający się być młodym mężczyzną z papierosem w dłoni i okularach przeciwsłonecznych na nosie, opowiada historię swego dzieciństwa. Najważniejszym wspomnieniem jest wysłuchiwanie wspomnień pewnego starca. Wspomnienia wspomnień - rozrysowane niezwykle delikatnie. Nawet nie zauważyłem, jak z czasów współczesnych przeniosłem się do Anglii lat sześćdziesiątych poprzedniego wieku tylko po to, by zaraz znaleźć się w Chicago w czasach prohibicji. Tak przedstawia się zarys fabuły, a rysunki? W tym wydaniu są podkolorowane. Czy ja powiedziałem "w tym wydaniu"? Muszę więc do czegoś się przyznać. To nie jest nowy komiks - powstał w latach osiemdziesiątych. To było pierwsze (poza jakimiś paskami) wspólne dzieło Gaiman'a i McKean'a. Twór przełomowy. Klasyka gatunku. Tym komiksem chcieli (ba! Udało im się to!) przekonać ludzi, że komiks bez superbohaterów, nie osadzony w klimatach science-fiction, też ma rację bytu. Ale kim do cholery jest ta postać?
"Kolega z przedszkola powiedział mi, że wewnątrz człowieka żyją tysiące robaków i węży."
Otóż narrator, jako mały chłopiec, mieszkał w angielskim mieście, którego nie lubił. Było za duże, przez co trudno było zrozumieć zasady w nim panujące. Ale tak jak jego tatuś i mamusia - uważał się za Anglika, czym się chwalił. Pewnego dnia jego ojciec, z którym zawsze utożsamiał (przez jego rosłą posturę) wszystkich baśniowych gigantów, uszkodził mu przypadkiem rękę. Skręcił, zwichnął... nie ma to znaczenia. Ważne jest to, ze zaprowadził syna do kręgarza. Kręgarz był (a przynajmniej taki się uchował w pamięci narratora) starszym człowiekiem z dość dużym nosem. Na tyle dużym, żeby tylko przez niego nie przypominać Einsteina. Był na pewno człowiekiem otwartym, gdyż zaczął mówić o sobie. O swojej historii. Podobno był Polakiem, możliwe że pochodził z Łodzi. Miał ten "śmieszny" środkowoeuropejski akcent. Jako dziecko został przygotowany do fachu kręgarza. Następnie wyemigrował do stanów, gdzie w Chicago robił to, co potrafił najlepiej, czyli był kręgarzem...
"A kiedy umierasz, wychodzą z ciebie."
... samego Ala Capone'a. I tu się historia zaczyna. Chłopiec pragnie się dowiedzieć jak najwięcej o mistycznych panach w płaszczach i kapeluszach, o których słyszy w opowieściach starego kręgarza. Opowieści dotyczą zarówno imprez wydawanych przez i dla gangsterów, jak i ich ofiar. Chłopiec dowiaduje się o tym, co to znaczy prawdziwy strach i czym w rzeczywistości (i przede wszystkim chyba - dlaczego) zajmowali się mężczyźni w kapeluszach, jeżdżący wielkimi czarnymi samochodami. Wywiązuje się w pewnym momencie rozmowa o samych przyjęciach. Rozmówcy porównują imprezy dziecięce oraz dla dorosłych, na których bywa czasem chłopiec, z imprezami gangsterskimi. Dziecko wyznaje kręgarzowi, że boi się pewnego pana z łysą głową, którego widuje na przyjęciach dla dzieci. Boi się magika, który robi huk. Nie odczuwa lęku przed jego sztuczkami, lecz wie, że jest on złym człowiekiem. Nie myli się.
Tak. Wczoraj przeczytałem komiks, który jest w moim wieku. Nie poczułem stęchlizny, nie musiałem zdmuchiwać kurzu. Poza niemodną już fryzurą narratora naprawdę nie widać żadnych znaków świadczących o wieku komiksu. Przecież to dwadzieścia lat! Od tego komiksu, jak już powiedziałem, rozpoczęła się współpraca dwóch autorów - Gaimana i McKeana. To dzięki temu powstała uwielbiana przez rzeszę czytelników seria "Sandman". Pewnie gdyby nie sukces tej serii, nigdy nie doczekałbym się nowej edycji "Drastycznych przypadków" i nie poznałbym tak cudnego komiksu. Naprawdę było warto. Polecam.