"Dziennik żigolo" ma wszystko, żeby być hitem: intrygi, morderstwa i oczywiście seks
"Dziennik żigolo" to najnowszy owoc amerykańsko-meksykańskiej kooperacji. Netflix dołożył starań, by serial dopasował się stylem do największych hiszpańskojęzycznych hitów pokroju "Kto zabił Sarę?. Udało się, bo 10-odcinkowy thriller ma w sobie wszystko to, co przesądziło o popularności poprzedników (nie tylko pełen absurdów scenariusz). W tym szaleństwie musi być metoda.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Z jakich komponentów składa się dostępny od niedawna na platformie Netflix "Dziennik żigolo"? Twórcy produkcji nieźle to sobie wymyślili, choć ich rozwiązania nie są w żadnym razie nowe. Po pierwsze, w tytułowej roli czarującego żigolaka obsadzili Jesusa Castro, czyli człowieka uznawanego za jeden z symboli seksu swojego pokolenia w hiszpańskim kinie.
Wybór odpowiedniego aktora to jednak nie wszystko, liczy się też sam bohater. Nasz żigolo musi być twardy i drapieżny, ale tylko pozornie - w sferze emocjonalnej powinien być wrażliwcem. Ma też oczywiście za sobą trudną przeszłość, a na jego drodze stają wpływowi, oderwani od rzeczywistości i knujący tajemne intrygi bogacze.
Dziennik żigolo z pewnością was zaskoczy - tak głupich zwrotów akcji nie da się przewidzieć
Scenarzystom "Dziennika żigolo" przyświeca zasada, iż widza trzeba zaskoczyć za wszelką cenę. Absurdy? Bez absurdów nie ma zaskoczenia, a oto przykład - zamożna i wpływowa kobieta, która korzysta z usług żigolaka, namawia go, by zbliżył się również do jej straumatyzowanej córki, bo jej zdaniem to powinno pomóc. Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Ano właśnie. Do podobnych wątków trzeba też oczywiście dorzucić morderstwo. I pamiętajmy, że nasz żigolak musi koniecznie złamać podstawową zasadę swojej branży: "Nie zakochiwać się".
Jak wszystkie te zasady przekładają się na fabułę "Dziennika żigolo"? Emanuel to luksusowy żigolo, który ze swojej profesji wyciska całkiem niezłą kasę. Dzieciństwo kojarzy mu się z ubóstwem i przemocą, dopóki pewnego dnia pod swoje skrzydła nie przyjęła go starsza kobieta o imieniu Minou. Kolejne lata życia Emanuel spędza na szkoleniu, które ma uczynić z niego najbardziej pożądanego faceta w branży.
Gdy jednak jedna z jego stałych klientek prosi żigolaka o uwiedzenie swojej córki, Julii, wszystko ulega zmianie. Emanuel angażuje się w romans i zaczyna kwestionować swoje dotychczasowe życiowe wybory. Owładnięta zazdrością matka dziewczyny na widok rosnącego uczucia mężczyzny czuje zazdrości i grozi, że wyjawi prawdę o Emanuelu, by położyć kres tej relacji. Z kolei sam bohater lekceważy piętrzące się niebezpieczeństwa, które siłą rzeczy znacząco wpłyną na jego życie.
Przy całej tej głupocie "Dziennik żigolo" paradoksalnie trzyma się kupy.
Być może zastanawiacie się, czy "Dziennik żigolo" jest w rzeczywistości tak głupi, jak głupi wydaje się powyższy pomysł wyjściowy na fabułę. W istocie dalej robi się jeszcze głupiej. A jednocześnie, o święty paradoksie,całość trzyma się kupy, w czym pomaga telenowelowa konwencja. To wbrew pozorom dość spójny świat, w którym zdarzyć może się wszystko. Z tego zresztą powodu nietrudno jest przymknąć oko na idiotyzmy scenariusza i pozwolić porwać się kreatywności twórców. Każdy zwrot akcji, jaki będziecie brać pod uwagę, może tutaj nastąpić (a oprócz tego też całe mnóstwo innych, które nigdy nie przyszłyby wam do głowy). Jedyne, co w "Dzienniku żigolo" pewne, to seks pokazywany za pomocą skupionych na półnagich ciałach ujęciach.
"Dziennik żigolo" został zresztą naprawdę przyzwoicie zrealizowany. W poszczególnych kadrach zdarza się wyczuć operatorską wrażliwość na piękno. Tego typu seriale muszą być przecież audiowizualnie dopieszczone - fabularne szaleństwa najłatwiej sprzedać w pięknym opakowaniu. Szkoda tylko, że znakomicie mylące tropy wątki w gruncie rzeczy ukrywają dość rozczarowującą intrygę. Co w żadnym razie nie zniechęca polskich użytkowników Netfliksa. Trudno przecież, żeby serial o takim tytule nie cieszył się zainteresowaniem wśród subskrybentów platformy streamingowego giganta.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.