Ostatni odcinek serialu „Euforia” długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. To znakomite zwieńczenie niezwykłej opowieści Sama Levinsona.
OCENA
Finał pierwszego sezonu „Euforii” to jedno z najlepszych serialowych zakończeń, jakie widziałam od dawna. Twórcy postawili kropki w kilku ważnych wątkach, zostawiając te najważniejsze bez rozwiązania. I spełnili oczekiwania tych, którzy spodziewali się nieszablonowego zakończenia, które wywoła u widza wielką konsternację. A po chwili zachwyt, że można całą opowieść spiąć taką piękną klamrą.
8. odcinek serialu, o wymownym tytule „And Salt the Earth Behind You”, jest napakowany emocjami bardziej niż poprzednie epizody. To, co zachwycało we wcześniejszych odsłonach - piękne zdjęcia, charakteryzacje, dynamiczny montaż - w tym epizodzie jest zwielokrotnione. Wszystkiego jest więcej, jest mocniej, szybciej i intensywniej.
Przez kolejne odcinki przewinęło się wielu ważnych, oryginalnych i charakterystycznych postaci, ale to Rue Bennett (Zendaya) jest gwiazdą numer 1.
Cała fabuła serii, decyzje głównej bohaterki sugerowały, że dziewczyna jest na prostej ścieżce ku upadkowi. A my, oglądając dalsze odcinki kibicowaliśmy jej mimo świadomości, że dziewczyna prędzej czy później wpadnie do wielkiej czarnej dziury. Wyczekiwany finał nie odpowiedział jednoznacznie na pytanie: co dalej z Rue Bennett, przerywając jej wątek w kulminacyjnym momencie. Takiego zakończenia dla serialu „Euforia” właśnie chciałam - nieoczywistego i niepokojącego.
Twórcy serialu puścili oczko do widza zaznajomionego z gatunkiem serialu młodzieżowego, wtłaczając w tryby swojej produkcji wyświechtany motyw szkolnego balu. Ów bal w ich wydaniu nie kojarzy się jednak z pogonią za wymarzoną partnerką czy partnerem i pochwaleniem się najpiękniejszą sukienką w mieście. Młodzi ludzie idą tam, bo chcą się bawić, założyć pióra, cekiny, brokat. Znaleźć miłość, zrozumienie, przyjaźń. Nie są heteronormatywni. Są bardziej dojrzali i świadomi niż ich rówieśnicy sprzed dekady czy dwóch.
Motyw szkolnego balu jest świetnym przypieczętowaniem dialogu z klasycznym serialem młodzieżowym, który to dialog twórcy prowadzą już od pierwszego odcinka. A nawet od napisów początkowych, ostrzegając młodych ludzi przed niektórymi wątkami. Nie znaczy to jednak, że młodzież nie powinna tego oglądać. „Euforia” mówi o problemach i zagubieniu, które przecież nie biorą się znikąd. Śmiałe sceny narkotycznych transów, seksu czy przemocy są jedynie przyczynkiem do głębszych rozważań, są przestrogą, zwróceniem uwagi na pewne problemy. Uzależnienie Rue nie wzięło się z powietrza - dziewczyna zaczęła brać narkotyki, by móc odpocząć od zaburzeń lękowych.
Wątki balu, szkolnych plotek, klasowych podziałów zostały użyte w „Euforii” trochę po to, by zadrwić, a trochę po to, by wytknąć sztampowe podejście twórców do serialu młodzieżowych. Może dzięki serialowi Sama Levinsona inny twórcy zrozumieją, że serial młodzieżowy jako gatunek powinien już dawno ewoluować.
Serial „Euforia” znajdziecie na HBO GO.
- Czytaj także: Dzisiaj finał „Euforii”. Kim są nastolatki w serialach?