Ewa Chodakowska komentuje sprawę z fotografem i wyjaśnia... czym jest barter
– Szkoda tylko, że pomimo dobrej znajomości internetu, część polskich gwiazd wciąż lubi od czasu do czasu udawać, że wszystko tutaj można dostać za darmo – pisał w swoim dzisiejszym tekście Tomasz Gardziński. Punktem wyjścia jego rozważań była nagłośniona niedawno propozycja zapłaty fotografowi oznaczeniem na Instagramie, którą wystosowała współpracownica Ewy Chodakowskiej. Dziś w sieci pojawiło się także wyjaśnienie samej zainteresowanej. Jak trenerka tłumaczy swoje motywacje?

Zaczęło się od wiadomości skierowanej do pewnej firmy fotograficznej. Autorka poszukiwała fotografa do pracy przy urodzinach niejakiej Vanessy, siostrzenicy Ewy Chodakowskiej. Wiadomość zawierała kilka wytycznych, które w zasadzie były opisem niesamowitości nadchodzącej imprezy, oraz proponowaną formę rozliczenia – barter. Zapłatą miała być komunikacja w social mediach influencerki.
Jak można się domyślać, adresat wiadomości nie zgodził się na pracę w zamian za wpis do portfolio. Po publikacji treści zapytania o Ewie Chodakowskiej zrobiło się głośno. Instruktorka fitness tak tłumaczy całą sytuację:
- zaczyna swój wywód influencerka. I wyjaśnia dalej m.in. czym według niej jest usługa za promocję:
W dalszej części posta Chodakowska stwierdza, że od jakiegoś czasu odczuwa ogromną falę hejtu skierowaną w jej stronę. Odnosi się tu też do kontrowersji związanych z ambasadorkami Chodakowskiej – fanki trenerki poczuły się wykorzystane przez swoją idolkę (o temacie pisał Pudelek).
Uparte podtrzymywanie stanowiska w kwestii propozycji zapłaty za usługę postami na Instagramie i motywowanie go rzekomo powszechnie przyjętymi (ale czy uczciwymi?) zasadami działania socialmediowych biznesów, a potem płynne przejście do tematu hejtu nie przybliżają Chodakowskiej ani trochę do rozwiązania sprawy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że trenerka nadal nie rozumie problemu i nie widzi w swoich działaniach psucia rynku. W jej mniemaniu możliwość skorzystania z jej niesamowitych zasięgów w social mediach to uczciwy ekwiwalent pieniężnej zapłaty za wykonaną usługę fotograficzną. Influencerka tkwi w tym przekonaniu tak głęboko, że zupełnie ignoruje wszystkie argumenty z zewnątrz. I niestety raczej nie zapowiada się na to, że bańka, w której się znajduje w najbliższym czasie pęknie.