„Fantastyczna Czwórka” najdziwniejszym debiutem 2015 roku. Wszystko, co poszło z filmem nie tak
Wiecie, że już za kilka dni „Fantastyczna Czwórka” pojawi się w kinach? Jeżeli nie mieliście pojęcia, zupełnie się wam nie dziwię. Widowisko Foksa jest najgorzej wypromowanym przedsięwzięciem ostatnich lat. Ma się wrażenie, że film umarł na długo przed premierą. Oto, co poszło z nim nie tak:
1. Fantastyczna Czwórka kontra fani komiksów
Zacznijmy od banału, który nie przesądza o porażce filmu, ale pozwoli nam zbudować odpowiedni klimat. Często jest tak, że filmowa adaptacja komiksu bądź gry nie jest w stanie zadowolić ortodoksyjnych fanów oryginałów. Kino rządzi się jednak swoimi prawami i ekranizacja popularnej marki nigdy nie będzie taka, jak materiał źródłowy.
Producenci „Fantastycznej Czwórki” wyszli jednak daleko poza zmiany wymuszone filmowym formatem i sztuką reżyserską. Najwięcej kontrowersji wywołała zgodna z polityczną poprawnością nominacja czarnoskórego aktora do roli Ludzkiej Pochodni – jednego z członków Fantastycznej Czwórki. Ta postać zawsze była biała, tak samo jak jego siostra – Niewidzialna Kobieta. Producenci postanowili jednak wkomponować w film historię o adopcji, aby ciemnoskórzy mieli na ekranie swojego „przedstawiciela”.
Miłośnicy komiksów jeszcze gorzej zareagowali na wieść o tym, że twórcy „Fantastycznej Czwórki” zmieniają historię „tego złego”. Viktor von Doom w filmie Foksa ma być komputerowym specjalistą, który ma niewiele wspólnego z komiksowym pierwowzorem - władcą europejskiego państwa. Rozgoryczonych miłośników ilustrowanych opowieści musiał później uspokajać aktor wcielający się w Dooma, który twierdził, że to „nie do końca tak”.
Oczywiście KAŻDA ekranizacja komiksu spotka się ze sprzeciwem największych fanów, ponieważ ta nigdy nie będzie idealnie podobna do oryginału. W przypadku „Fantastycznej Czwórki” niechęć jest jednak naprawdę duża. Biorąc pod uwagę słabnącą rolę tych bohaterów w ilustrowanym uniwersum, film jedynie dolewa oliwy do ognia i sprawia, że zamiast oczekiwania potencjalni widzowie odczuwają frustrację.
2. Dokrętki, potrzeba dokrętek
Powrót na plan filmowy po zakończeniu kalendarza zdjęć to nic nadzwyczajnego. Jednak kiedy tak zwane „dokrętki” trwają długie miesiące, można sądzić, że coś poszło bardzo nie tak. Dokładnie tak było w przypadku „Fantastycznej Czwórki”. Jej producenci oraz reżyser wrócili na plan na naprawdę długi czas.
Mówi się, że powodem było olbrzymie niezadowolenie Foksa z tego, co dotychczas udało się utworzyć. Mówi się również, że za dokręcony materiał nie odpowiada reżyser Josh Trank, ale twórca ciepło przyjętego filmu „Kingsman: Tajne Służby”. Oczywiście Trank zaprzeczył wszystkiemu na Twitterze. Potwierdził jednak, że reżyser „Kingsmana” pomaga przy „Fantastycznej Czwórce”. Czyli coś jest na rzeczy.
3. Jeden film, różne materiały promocyjne
To, że „Fantastyczna Czwórka” przechodzi przez jakieś olbrzymie zmiany, widać gołym okiem. Wystarczy porównać ze sobą filmowe zwiastuny. Widać na nich zmiany, które ciężko nazwać „delikatną kosmetyką” i które najprawdopodobniej mają wiele wspólnego z wyżej opisanymi dokrętkami. Zobaczcie sami:
4. Filmowa produkcja trzymana pod kluczem
Kolejną kwestią, która może budzić wątpliwości fanów, jest oszczędność w podawaniu jakichkolwiek informacji na temat filmu „Fantastyczna Czwórka”. W pół roku do jego premiery nie wiedzieliśmy praktycznie niczego o nadchodzącej produkcji. Fox trzymał ją pod kluczem, nie dopuszczał do żadnych kontrolowanych przecieków i pozwalał, aby hałas dotyczący filmu był utrzymywany na możliwie najniższym poziomie.
Efekt? Świadomość istnienia nowej „Fantastycznej Czwórki” jest godna pożałowania. Film został przyćmiony nie tylko drugimi „Avengersami”, ale nawet malutkim „Ant-Manem”, który okazał się być zaskakująco udaną produkcją. Ba, bardziej popularni od „Fantastycznej Czwórki” są nawet nowi X-Meni Foksa, którzy nadejdą nie szybciej niż w 2016 roku. To chyba najlepiej mówi, jak fatalnie została rozegrana kampania reklamowa tego filmu.
Spójrzmy na przykład „The Force Awakens” – jeszcze w tamtym roku dostaliśmy pierwszy teaser trailer. Od tego czasu napięcie jedynie rośnie, natomiast miliony fanów na całym świecie są karmieni niesamowitymi materiałami „making of”, zwiastunami i imprezami masowymi. To się nazywa promocja. Doszło nawet do tego, że Disney przyspieszył polską premierę „Gwiezdnych Wojen”, ku uciesze fanów nad Wisłą.
5. Reżyser Josh Trank
Nie ośmielę się ocenić umiejętności reżyserskich Tranka. Wiem za to, że w sieci znajduje się mnóstwo plotek na temat tego, w jak wielkim konflikcie jest reżyser z kierownictwem Foksa. Gdyby zebrać wszystkie doniesienia na temat tego, jak często Trank miał być odsuwany od produkcji „Fantastycznej Czwórki”, powstała by z tego niezła telenowela.
Branża filmowa pokazuje, że w wielu plotkach jest ziarno prawdy. Niezależnie od konfliktu Tranka z Foksem, wokół tej produkcji narosło wiele bardzo negatywnych emocji. Czyli coś, czego słabo rozreklamowana „Fantastyczna Czwórka” naprawdę nie potrzebuje. Wracając do Tranka, plotkuje się, jakoby za zablokowaniem jego stołka reżyserskiego przy spin-offie Gwiezdnych Wojen z Hanem Solo stał Simon Kinberg – scenarzysta mnóstwa filmów z super-bohaterami. To podobno on oceniał współpracę z Trankiem jako horror i wybił Disney’owi z głowy kandydaturę Josha.
6. Co z wersją 3D?
Wcześniej wspomniane „dokrętki” miały pochłonąć tak wielką część filmowego budżetu, że podobno nie wystarczyło go na dostosowanie „Fantastycznej Czwórki” to technologii 3D. Czy tak było naprawdę? Reżyser twierdzi, że brak filmu w formacie 3D to świadome postanowienie. Cóż, patrząc na wszystkie inne filmy o super-bohaterach, jego „decyzja” wydaje się być mocno kontrowersyjna.