„Fear the Walking Dead” nadal szuka pomysłu na siebie. Recenzujemy otwarcie 5. sezonu
„Fear the Walking Dead” po raz kolejny szuka nowego pomysłu na siebie i w 5. sezonie znowu zmienia formułę. Jak na razie odnosi umiarkowane sukcesy.
OCENA
Uwaga na spoilery.
„Żywe trupy” znowu atakują widzów z ekranu - tym razem za sprawą kolejnego sezonu spin-offa o tytule „Fear the Walking Dead”. Chociaż finał poprzedniej serii mógł równie dobrze być finałem całego serialu, to AMC zdecydowało się wyciągnąć coś więcej z historii tej drugiej grupy bohaterów.
Kolejna zmiana formuły w „Fear the Walking Dead”.
Spin-off przygód Ricka i spółki zapowiadany był jako serial, który ukaże widzom pierwsze chwile po wybuchu apokalipsy zombie. Te jednak bardzo szybko przeminęły. Po zaledwie kilkunastu odcinkach „Fear the Walking Dead” poszło podobną drogą, co serial-matka.
Do tego sporo odcinków spędziliśmy na wodzie, a wiele za południową granicą Stanów Zjednoczonych. Przyglądaliśmy się życiu ocalałych na farmie, na tamie i na stadionie. W międzyczasie pożegnaliśmy większość z bohaterów, którzy towarzyszyli nam od samego początku.
W dodatku zaledwie rok temu telewizja AMC zaserwowała nam aż pięcioletni przeskok czasowy, dzięki czemu do obsady „Fear the Walking Dead” mógł dołączyć Morgan. Bohater wcześniej opuścił emitowane znacznie dłużej „The Walking Dead”, a oba seriale spotkały się - na chwilę - w tym samym punkcie na linii czasowej.
To jednak nic w obliczu tego, co stało się później.
Do tej pory bohaterowie ledwo wiązali koniec z końcem, ale po finale 4. sezonu egzystencja protagonistów „Fear the Walking Dead” nie polega wyłącznie na próbach przeżycia kolejnego dnia w niegościnnym świecie. Morgan, Alicia, Althea, Victor, Luciana, John, June i kilka innych osób chcą nieść nadzieję pozostałym.
Już rok temu grupa uznała, że będzie dostarczać przedmioty pierwszej potrzeby innym ocalałym będącym w potrzebie i… na tym właśnie serial mógł się zakończyć - to miłe przesłanie. AMC miało jednak inne plany. Teraz się dowiadujemy, że ta misja wcale nie jest taka łatwa, jak sądzili.
Inni ludzie podchodzą, zresztą całkiem słusznie, sceptycznie do tego pomysłu. Ludzie patrzą na altruistów jak na nawiedzonych i w naszej rzeczywistości. Po apokalipsie zombie? Rozsądnie jest założyć, że inni ocalali tylko myślą, jak tu wbić nam nóż w plecy.
Do tego 5. sezon „Fear the Walking Dead” zaczyna się iście wybuchowo.
Bohaterowie zdobyli samolot, który postanowili wykorzystać do niesienia pomocy innym. Po kilku nieudanych próbach znaleźli bowiem wreszcie kogoś, kto jest gotów zaakceptować ich chęć niesienia pomocy. Niestety już na samym wstępie coś idzie mocno nie tak.
Grupa, zamiast gładko wylądować, rozbija się. Większość bohaterów wychodzi co prawda z wraku bez szwanku, ale niestety nie wszyscy. Mimo to rozpoczynają poszukiwania ocalałych, którym mieli dostarczyć jedzenie i inne produkty pierwszej potrzeby w zupełnie nowym miejscu.
W obiektywie kamery pojawiają się dzięki temu zupełnie nowe twarze, a serial po raz n-ty przypomina widzom, że to nie chodzące truposze są w tym świecie największym zagrożeniem, tylko inni ludzie. Problem w tym, że nie budzi to już przesadnych emocji.
Ich żar jednak cały czas tli się gdzieś w tle.
Właśnie z tego powodu nie skreślam „Fear the Walking Dead” całkowicie i chcę wierzyć, że AMC ma parę asów w zanadrzu. Jednym z nich mogą okazać się dzieci, które bohaterowie spotykają na swojej drodze - takie wychowane już po wybuchu apokalipsy.
Moment, w którym nie rozumieją, po co komu potrzebne są zabawki - bo ich życie opiera się wyłącznie na przetrwaniu - jest jednym z mocniejszych w odcinku otwierającym 5. sezon. Zobaczymy jednak, czy takich momentów później będzie więcej, czy mniej.