REKLAMA

Film - Klątwa Skorpiona

Pierwszorzędny nowojorski satyryk, znany również jako Woody Allen, zabawiał Amerykanów w sposób przeróżny. W swoich komediach spogląda jednak głównie przez pryzmat krzywego zwierciadła na populację intelektualistów w Stanach Zjednoczonych oraz krytykuje ludzi za zbyt błahe podejście do niektórych aspektów życia. Specjalizuje się we własnych wizjach Nowego Jorku, gdzie kręcił swoje wersje amerykańskich gatunków filmowych. Jednym z nich jest konwencja komedii kryminalnej. Mogliśmy ją zobaczyć w "Tajemnicy Morderstwa na Manhattanie", "Drobnych Cwaniaczkach" czy niedawno wydanym "Scoopie". Postanowiłem jednak swoją uwagę skupić na dość niesłusznie niedocenionym obrazie - "Klątwa Skorpiona".

Rozrywka Blog
REKLAMA

Przenosimy się do Nowego Jorku w lata 40. XX wieku. C.W. Briggs (Woody Allen) jest detektywem ubezpieczeniowym, który, wykorzystując standardowe metody śledztwa, zawsze skutecznie rozwiąże nawet najtrudniejszą sprawę. Pojawia się jednak konkurencja - młoda i atrakcyjna Ann Fidgerald (Helen Hunt). Zazdrosny Briggs wybiera się na przyjęcie, na którym zostaje zahipnotyzowany wraz ze swoją nową rywalką. Hipnotyzer wykorzysta Briggsa w transie, aby ograbić najbogatszych mieszkańców Nowego Jorku.

REKLAMA

"Klątwa Skorpiona" Allena to przykład parodii amerykańskiego kryminału. Reżyser odwraca stereotyp do góry nogami, oferując nam na samym początku rozwiązanie zagadki. Nie ma tu miejsca na dedukcję czy niepewność w stosunku do kryminalisty (jak to było np. w "Scoopie"). Widz otrzymuje prostą intrygę, lecz z zawiłym dojściem do rozwiązania. Tym samym, jak na historię o prywatnym detektywie, brakuje typowych elementów noir (jak, np. narracji czy mrocznej atmosfery). Ale nie o to tu chodziło. "Klątwie Skorpiona" bliżej do "Intrygi Rodzinnej" Hitchcocka niż do klasyków czarnego kryminału. Przez to właśnie ta zręczna satyra nie do końca satysfakcjonuje. Brak zabawy formą oraz modernistycznego podejścia jak w "Annie Hall". Zamiast zestawu połączonych ze sobą skeczy, cały film służy jako jeden żart, ciągnący się przez ponad półtorej godziny. Dobrze, że przynajmniej śmieszy i nawet popadnięcie w rutynę realizacyjną nie przeszkadza w dobrej zabawie.

REKLAMA

"Klątwa Skorpiona" to również powtarzający się w każdej produkcji Allena wyidealizowany obraz Nowego Jorku. Po raz kolejny ulice są czyste jak łza, a przedmieścia świecą kolorowym blaskiem bogactwa. To wszystko na tle komedii kryminalnej tworzy klimat groteskowy, idealnie plasujący się w stylistykę parodii. W końcu, jak na humor kryminalny, na ulicach brakuje przestępców, opryszków czy nawet "brudu" budynków z lat czterdziestych. Woody Allen w dalszym ciągu kocha swoje miasto i nie do końca akceptuje jego "dark side".

Całość to jednak mimo wszystko błahostka. To zwykły film Allena niczym się nie wyróżniający. Fakt, że jego jakość jest o wiele wyższa niż innych zwykłych hollywoodzkich superhitów, ale do wcześniejszych arcydzieł wiele mu brakuje. Ta próba stworzenia parodii amerykańskiego kryminału nie powiodła się. Za mało tu absurdu i świeżości, które często królują w skeczach Allena. Może i film jest niedoceniany, ale można zauważyć w nim jeszcze jedną cechę - pierwszorzędny nowojorski satyryk zaczyna się wypalać. Dobrze, że przy następnych filmach jego forma wzrosła.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA