4 powody, dla których warto zarwać dziś nockę i obejrzeć na TVN Style pierwsze odcinki „Fleabag”
Stacja TVN Style pokaże dziś w nocy 2 odcinki „Fleabag”, jednej z najlepszych serialowych komedii ostatnich lat, nagrodzonej na tegorocznym rozdaniu Emmy 6 statuetkami. Dlaczego warto zarwać tę nockę, by poznać opowieść stworzoną przez Phoebe Waller-Bridge?
„Fleabag” robi furorę w zestawieniach najlepszych seriali komediowych, niestety do tej pory żaden polski serwis streamingowy nie wykupił praw do emisji odcinków. Prawa owe posiada za to TVN Style, który dziś w nocy pokaże 2 odcinki 1. sezonu, który oryginalnie miał premierę w 2016 roku. Pora emisji - 00:25 - okropnie późna, co z jednej strony zrozumiałe - w produkcji znajdziecie sceny, których polska telewizja nie może pokazywać przed godziną 23. Oczywiście serial (2 sezony) możecie też oglądać na Amazon Prime Video. Ale jeśli nie chcecie dokładać już więcej do sakwy Jeffa Bezosa, warto zarwać nockę i obejrzeć „Fleabag” na TVN Style. Dlaczego to wyjątkowy serial?
Phoebe Waller-Bridge jest genialna. Kropka.
Polska stacja wyemituje serial pod nazwą „Współczesna dziewczyna”. Jakkolwiek rozumiem chęć przybliżenia widzowi istoty serialu, tak zaproponowana nazwa kompletnie nie oddaje sensu. Słowo „fleabag” może oznaczać np. zapchlone zwierzę, obskurny hotel, włóczęgę, kogoś zaniedbanego. Taka jest główna bohaterka serii. Gra ją Phoebe Waller-Bridge, która jest także autorką scenariusza i producentką serii.
Bohaterka w istocie jest współczesną dziewczyną, ale daleko jej do postaci kreowanych np. przez Lenę Dunham w „Dziewczynach”. Kobieta próbuje pozbierać swoje życie do kupy po tragicznych wydarzeniach, w wyniku których straciła najlepszą przyjaciółkę i wspólniczkę, razem z którą prowadziła niewielką uroczą kawiarnię. Zagubienie i smutek nie są jednak pierwszymi emocjami, jakie po niej widać. Kobieta skrywa traumę pod płaszczykiem wiecznej ironii i sarkazmu, a rozmaite braki rekompensuje seksem, który uprawia bardzo często. Jej problemy byłyby niezłym tematem dla ambitnego psychologa, jednak nie na tym skupia się fabuła.
Główna bohaterka to doskonale napisana postać...
Waller-Bridge nie tylko napisała świetną historię (wcześniej z reszta wystawianą w teatrze), ale również doskonale w niej zagrała (i dobrała sobie równie znakomite partnerki i partnerów, ale o tym za chwilę). Jej bohaterka ma cięte poczucie humoru, sarkazm to jej drugi język, do tego lubi utrzeć nosa swojej snobistycznej siostrze i puszcza bąki w windzie. Składanie życia kompletnie jej nie idzie, a każda zmiana czy decyzja kończy się kolejną katastrofą. Waller-Bridge skraca dystans pomiędzy widzem a bohaterką - ta często burzy czwartą ścianę i zwraca się bezpośrednio do oglądających. Wykorzystanie tego zabiegu w produkcji komediowej to nie rzadkość, ale w tym przypadku jest bardzo dobrym pomysłem. Szczególnie, gdy bohaterka ma tak wiele zabawnego do powiedzenia.
... a towarzyszy jej cały wachlarz przezabawnych bohaterów.
Sian Clifford jako wspomniana siostra głównej bohaterki, chłodna, poukładana, nieco neurotyczna postać. Brett Gelman jako jej mąż, alkoholik, trochę leń i wariat, im dalej, tym większe ma pole do popisu. Jenny Rainsford jako pojawiająca się w retrospekcjach przyjaciółka głównej bohaterki, Boo, lekko zwariowana, bujająca w obłokach urocza osoba. Andrew Scott jako kuszony katolicki ksiądz. I wreszcie - jak zwykle cudowna - Olivia Colman w roli złej macochy. Każda z tych postaci to świetnie napisana kreacja i historia. Każda z nich pozostaje w tle głównej bohaterki, czyniąc jednak tło bardzo wyrazistym i charakternym.
Na „Fleabag” będziesz się śmiać i płakać. Na przemian.
Śmiać z ciętych ripost głównej bohaterki lub z komicznych sytuacji, w które ciągle się wplątuje. Albo z jej absurdalnego związku z niejakim Harry'm. Albo z jej rozmów z członkami rodziny. A jeśli płakać to wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, ile rozpaczy i goryczy kryje w sobie ta bohaterka. „Fleabag” to serial przewrotny i pokręcony, zupełnie jak grana przez Phoebe Waller-Bridge brunetka. A do tego piekielnie wciągający.