„Freaks", czyli X-meni z niemieckich przedmieść. Recenzujemy nowy film superbohaterski od Netfliksa
Po niedawnych amerykańskich premierach 2 sezonu serialu „The Umbrella Academy” oraz filmu „Power” przyszła pora na odpowiedź zza Odry. „Freaks” to niemiecki film o superbohaterach. Czy udany?
OCENA

Spoiler alert! Nie. Nie będę owijał w bawełnę, tworzył mylącej narracji, która miałaby na celu zaintrygowanie was tym filmem, po to tylko by na koniec stwierdzić, że jednak nie ma po co go oglądać. „Freaks” to słaby film. A szkoda, bo miał potencjał. Może nie jakiś super oryginalny czy przełomowy, ale jednak.
Bohaterką „Freaks” jest Wendy, która pracuje w lokalnym fast foodzie sprzedającym... kotlety. Wiedzie dość przeciętnie życie jako żona i matka. Jest z natury cichą i spokojną osobą, do tego stopnia, że daje sobie wchodzić ludziom na głowę i raczej nie potrafi postawić na swoim. Pewnego dnia wyrzucając śmieci spotyka bezdomnego mężczyznę, który wyczuwa w niej coś niezwykłego. I nie, nie były to omyłkowo wzięte wonie z pobliskich kubłów na śmieci. Ów mężczyzna stwierdził, że Wendy posiada nadludzie moce, które dotąd były w niej tłumione poprzez przyjmowanie specjalnych niebieskich tabletek. On sam też posiada supermoce.
Jak można się domyślić, twórcy dalej idą znanymi tropami - Wendy z początku nie wierzy w to, co bezdomny do niej mówił, ale z czasem jednak przekonuje się, że to prawda.
Na tym etapie można stwierdzić, że fabuła dość oklepana, ale może warto zostać i oglądać dalej? Cóż...
Dalej jest jeszcze bardziej banalnie. Począwszy od supermocy, jakie posiadają bohaterowie (nadludzka siła, niezniszczalność czy władanie prądem), a skończywszy na powielaniu wszelkich schematów z tego typu produkcji (komiksowych czy filmowych). To boli o tyle, że po prostu szkoda, iż twórcy nie wykorzystali okazji do jakiejś zręcznej zabawy z tymi motywami.
W pierwszych minutach „Freaks” tlił się we mnie mały ogień nadziei, że może będzie to coś bliższego świetnemu „Niezniszczalnemu". Czyli, że twórcy dadzą nam superbohaterskie origin story, ale w ujęciu dramatu psychologicznego. Przez parę chwil miałem też nadzieję (nie oglądając wcześniej zwiastuna), że trzymane przez jakiś czas w tajemnicy moce Wendy okażą się na tyle ciekawe i oryginalne, że przynajmniej to osłodzi rozczarowanie. Ale i w tym względzie się zawiodłem.
„Freaks” to film napisany przez ludzi, którzy ewidentnie supermocy scenopisarskich nie mają.
Dialogi są w miarę niezłe, ale cała reszta leży i kwiczy. Większość filmu to tak naprawdę sztucznie zaaranżowane sytuacje, w których bohaterowie mogą zacząć używać swoich mocy. I w dużej części filmów superbohaterskich tak to wygląda, ale jednak przynajmniej nie jest to rozpisane w tak dziecinny i trywialny sposób jak we „Freaks”. Jak już postaci używają swoich mocy to też w dość dziwnych sytuacjach. Wendy na przykład jest nadludzko silna. Jedną z pierwszych rzeczy, które robi z tą wiedzą, jest obrabowanie bankomatu. A nadmienię tylko, że jest ona zwykłą i do tej pory przykładną obywatelką, matką i żoną. Skąd nagle ta zmiana i zabawa w kradzież? Do tego nikt nawet nie ściga jej za to.
O wiele ciekawszą „supermocą" Wendy jest fakt, że pomimo tego iż ona pracuje na kasie w restauracji fast foodowej, a jej mąż jest pospolitym ochroniarzem, to mieszkają z synkiem w domu z basenem (wprawdzie małym, ale zawsze). W tle są oczywiście ich problemy finansowe, a nawet nakaz eksmisji, ale jakim cudem w ogóle ich na to było stać?
Gdzieś tak po 20 minutach „Freaks” zaczyna się oglądać trochę jak niezamierzoną parodię albo X-menów w wersji dla pokolenia 500+.

Co jest o tyle frustrujące, że film ten jest totalnie na poważnie. W każdym razie z jakichś nieznanych mi względów jego twórcy uznali, że w 2020 roku, po całej gamie filmów superbohaterskich, które atakują nas z każdej strony, widz będzie z fascynacją w oczach oglądał sceny, w których Wendy kopie piłkę z supersiłą, albo jedną ręką podnosi swoją szefową z obfitą nadwagą. Jakby jeszcze było wam mało wrażeń, to w jednej ze scen nowo poznany „Freak”, którego moce to władanie prądem, za dotknięciem dłonią... włącza żarówkę. Łaaał.
Ale jeśli rzeczywiście sceny pełne taniego CGI w postaci uderzeń prądem ciągle są dla was czymś powodującym szybszy przepływ krwi, to być może „Freaks” was sobą zainteresuje. Chociaż trochę. Pomimo ewidentnej, szeroko rozumianej, taniości tego przedsięwzięcia i drewnianego aktorstwa. Ja przez większość seansu byłem sfrustrowany tym, jak wielką ilość szans na coś o wiele lepszego i ciekawszego jego twórcy przegapili na rzecz wyświechtanych i zwyczajnych banałów.