REKLAMA

Funny Games U.S.

Ta produkcja jest zupełnie niepotrzebna. Została zrealizowana głównie z tego powodu, że większość Amerykanów woli oglądać filmy w swoim własnym języku. Tym samym stronią często od europejskich obrazów, w których wymagane jest czytanie napisów. Dlatego tworząc remake swojego własnego Funny Games, Michael Haneke stworzył swoisty autoplagiat - po raz kolejny nakręcił ten sam film nie wprowadzając do niego jakichkolwiek zmian.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Anna i George to szczęśliwe małżeństwo, które postanawia - wraz z 9-letnim synem Georgie'em - wyjechać na spokojny i relaksujący weekend do swojej posiadłości nad jeziorem. Tam planują pożeglować wraz z sąsiadami oraz rozkoszować się cichą i ukojną atmosferą oddalonego od miejskiego chaosu miejsca. Wraz z ich przybyciem, do drzwi puka mężczyzna ubrany w białe rękawiczki i prosi o pożyczenie jajek. Wkrótce okazuje się, że nie to jest podstawowy cel jego przybycia. Kiedy zjawia się jego kolega Paul, obydwoje rozpoczynają brutalne gierki z George'em i jego rodziną.

REKLAMA

Pomysł na film jest bardzo dobry. Wielu współczesnych twórców właśnie z niego czerpało inspirację przy realizacji kolejnych projektów (widać to ewidentnie u Nieznajomych z Liv Tyler). Jedyny problem polega w tym, że oryginał, mający już 11 lat, jest do dnia dzisiejszego aktualny. Naznaczam tu negatywny wydźwięk tej wypowiedzi, gdyż przesłanie, jakie obraz prezentuje, wydaje się być realistyczne i niezależne od czasów, w jakich film jest emitowany.

Główną formą ekspresji jest niepohamowana i bezsensowna przemoc. Antybohaterowie historii nie tłumaczą swojego zachowania. Określają jedynie całą sytuację grą, co stanie się kluczowym elementem potrzebnym do zrozumienia dalszego rozwoju wydarzeń. Haneke próbuje w filmie wprowadzić własny komentarz względem brutalności, która stała się poniekąd towarem eksportowym w branży filmowej. Mówił to w 1997 i tak samo teraz w 2008, kiedy Piły i Hostele straszą coraz większą ilością niepotrzebnych i bezsensownych mordów. Reżyser stara się parodiować całą sytuację. Peter i Paul są jednymi z najbardziej charyzmatycznych morderców w amerykańskiej i europejskiej kinematografii. Czerpią przyjemność z zadawania bólu, posyłając od czasu do czasu szczere uśmieszki w różne strony. Nie przerywając kontaktu z ofiarami, wchodzą z nimi w dialog, który z niewinnej zabawy staje się psychologiczną manipulacją. W dodatku, ubiór oprawców (białe rękawiczki, białe polo i spodenki) przypomina strój gangu z Mechanicznej pomarańczy Stanleya Kubricka, co świadczy o jednym - wybór bogatej rodziny do takiego "eksperymentu" nie był ani przypadkowy, ani bezcelowy.

W sposób wyraźny, przede wszystkim przez srogą krytykę, Haneke karci falę niepotrzebnej przemocy w mediach. Sam jednak wykorzystuje podobną formę, by móc ją skonfrontować ze światem komercyjnym. Dlatego techniki, jakich autor się dopuszcza, łamią wszelkie konwencje thrillerów znanych z Hollywood. Stosując wiele ujęć statycznych, w trakcie których jedyną ścieżką dźwiękową jest cisza, udowadnia, że jest po prostu sobą. Podobnie sprawa wyglądała z głośnym Ukryte, gdzie całkiem zwykły pomysł na dreszczowiec został zrealizowany w nieprzeciętny jak na kino europejskie sposób. Co więcej, wspomniana krytyka medialnej przemocy jest tu zaprawiona zupełnie inaczej. Sceny tortur fizycznych i psychicznych nie są pokazane dosłownie. W przypadku pojawienia się w scenariuszu takowej sceny, kamera odwraca się od złego wpływu i obserwuje reakcje reszty uczestników gry. Tym samym, słysząc w tle jedynie krzyki dziecka czy dźwięki uderzania kijem golfowym, przerażenie widza wzrasta, a reżyser stara się wtedy ujawnić nam dogłębne portrety psychologicznie pozornie nieskomplikowanych postaci.

REKLAMA

Lecz pozory mylą. To co się dzieje na ekranie jest zręczną iluzją. Psychopaci często odwracają się w kierunku widza, uśmiechając się, puszczając oczko czy komentując aktualne wydarzenia. Na początku wydaje się to być stricte teatralny motyw, lecz wszystko rozwiązuje punkt kulminacyjny - scena z pilotem. Wtedy właśnie odkrywamy z kim tak naprawdę główni antybohaterowie prowadzą swoją gierkę i jak to się ma do rodziny George'a. I kiedy dokonamy tego odkrycia, całość wydaje się być bardzo niecodziennym wykładem o filozoficznym pojęciu granicy między fikcją a rzeczywistością. Haneke ostatecznie załamuje w nas istotę prawdy i fałszu, a tło wydaje się być zgrabną sztuczką filmowego iluzjonisty. Zarówno przy oglądaniu oryginału, jak i remake'u to uczucie nam towarzyszące w zakończeniu jest wyjątkowo rzadkim i bezcennym doświadczeniem.

Nie zmienia to jednak faktu, że Funny Games U.S. jest zwykłą kopią, autoplagiatem oryginalnego twórcy, który poprzez kręcenie remake'u własnej produkcji niczego tak naprawdę nie udowodnia. Nowe wersje zazwyczaj tworzy się po to, aby przedstawić obraz szerszej publiczności. Ale nic nie zmieniając, otrzymujemy nadal ten sam film, który w swoim braku komercyjnego podejścia do opowiadania historii nie zachwyci tych nieprzepadających za pierwowzorem. Nawet mimo znakomitych ról Naomi Watts, Tima Rotha i absolutnie rewelacyjnego Michaela Pitta.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA