"Westworld", najnowsza superprodukcja HBO, to spory sukces, ale wciąż daleki od tego, co udało się osiągnąć serialowi "Gra o tron". I choć to ostatnie dzieło powoli zbliża się do końca, stacja nie ma najmniejszego zamiaru z niego rezygnować.
Jak wiemy już od jakiegoś czasu, serialowa "Gra o tron" skończy się za dokładnie 13 odcinków, podzielonych na dwa sezony. Szefostwo HBO wcale nie jest z tego faktu zadowolone i od dawna naciska na Davida Benioffa oraz DB Weissa, głównych producentów tego dzieła, by je przedłużyć. Ci jednak stanęli okoniem, upierając się, że widowisku nie wyjdzie na dobre przeciąganie go w nieskończoność i lepiej uciąć je w odpowiednim momencie, pozostawiając u widzów lekki niedosyt, niż przesyt.
Wydawać by się mogło, że znakomicie przyjęty "Westworld", najnowszy serial ze stajni HBO, ma szanse zostać naturalnym następcą "Gry o tron" - megahitem, który rozpala widzów. Ale na dobrą sprawę - czemu stacja miałaby rezygnować z jednego przeboju, skoro może mieć dwa?
Przy braku zgody na realizację kontynuacji "Gry o tron", pojawił się pomysł, by stworzyć... prequel. To koncepcja, którą fani sugerowali od wielu lat - George R. R. Martin ma przecież doskonale opracowaną historię tego uniwersum, a pojedyncze wyimki, które co jakiś czas są wspominane w książkach i serialu, budzą żywe zainteresowanie czytelników oraz widzów. HBO rozpoczęło już negocjacje z Martinem w tej sprawie. Szanse na to, że pisarz się zgodzi, są spore. Jeśli faktycznie dojdzie do powstania prequelu "Gry o tron", będzie to strzał w dziesiątkę. O jakich wydarzeniach mógłby on opowiadać? Tematów jest sporo.