Jeśli zmęczyły was już sztampowe i lukrowane historie o miłości, to zapraszam do chłodnej i mrocznej skandynawskiej opowieści o trollach żyjących pośród ludzi. „Granica” to film godny wczesnego Davida Cronenberga.
OCENA
Tina pracuje w szwedzkim porcie granicznym jako strażnik. Kobieta oprócz nietypowego wyglądu odznacza się też nadludzkim węchem potrafiącym wyczuwać ludzkie emocje. Dzięki temu z łatwością wychwytuje kontrabandę i wszelkie naruszenia prawa. Pewnego dnia poznaje Vore, który wygląda zadziwiająco podobnie do niej. Vore zaczyna fascynować Tinę. Między nimi zaczyna tworzyć się więź romantyczna.
Trudno jest pisać o tym filmie bez zdradzania istotnych szczegółów fabuły, także miejcie to na uwadze, czytając ten tekst.
„Granica” to poruszająca i turpistyczna współczesna baśń o pięknie w „bestii”.
Reżyser Ali Abbasi wcale nie oszczędza widzom szorstkich i sugestywnych widoków. Jednocześnie oswajając nas z względnym pojęciem brzydoty.
Bo główna bohaterka „Granicy” nie spełnia ani jednego postulatu kultu piękna. Jest niewysoka, krępa, ma niezdrową cerę i odpychającą twarz. Wielu ludzi wokół niej sądzi, że to rodzaj deformacji bądź choroby, ale Tina jest tak naprawdę trollem. Z czasem bohaterka „Granicy” zaczyna odkrywać wszystko to, co się wiąże z egzystencją i stylem życia trolli. Jej przewodnikiem po „nowym świecie” jest Vore. Ale jeśli sądzicie, że „Granica” to tylko i wyłącznie opowieść o odkrywaniu świata trolli, to od razu mówię, że film Abbasiego to znacznie bardziej złożona układanka.
Reżyser utkał swą opowieść z wielu wątków. Oprócz nietypowego love story, dostajemy także thriller, dramat społeczny, mroczną baśń, horror oraz na dokładkę skandynawski kryminał. A pośrodku czeka nas jeszcze jedna z najbardziej kuriozalnych scen miłosnych, jakie kiedykolwiek zobaczycie.
Wprawdzie w pewnym momencie miałem wrażenie, że Abbasi upchnął tych wątków trochę za dużo, a sam film nie straciłby wiele, gdyby przynajmniej jednego z nich zabrakło, ale i tak jego film działa naprawdę dobrze. Zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i jako chłodna, skandynawska, współczesna baśń o trollach. Pokazująca miłość jako żar zmysłów i zwierzęcą ceremonię ciał.
Zresztą twórcy udanie też wszczepili w „Granicę” elementy skandynawskiego folkloru, uwydatniając motyw relacji człowieka z naturą, rozczarowania działalnością ludzi i ich destrukcyjnym wpływem na środowisko i przyrodę.
Podkreślając to, że oddalając się od natury, powoli zapominamy o naszych korzeniach i oddalamy się od tego, co ludzkie. Abbasi używa tych wszystkich środków wyrazu świadomie, by opowiedzieć ważną i doniosłą historię. „Granica” mierzy się bowiem z odrzuceniem, wstydem, poczuciem bycia gorszym od innych ze względu na wygląd/pochodzenie/rasę i tym, jak wygląd wpływa na nasze życie oraz pozycję społeczną.
Taki film w świecie opętanym dążeniem do bycia pięknym, jest szalenie potrzebny. Stanowi nie tylko powiew świeżości, ale też wystawia nas jako widzów na próbę i uczy akceptacji oraz tolerancji. Nie zabraknie w „Granicy” scen, podczas których zechcecie odwrócić wzrok. Ale tylko dlatego, że przywykliście do standardów piękna, które są nam „wciskane” na każdym kroku.
„Granica” chwilami wami wstrząśnie, by następnie odwołać się do empatii.
Zdarzy się, że nieraz was skonsternuje, a nawet i… niezamierzenie rozbawi. Ale mimo wszystko jest to dość ponura opowieść.
Pełna skandynawskiego chłodu i surowości. Ale też i szczerych emocji. To opowieść o odkrywaniu swojego prawdziwego „ja”, walce z nienawiścią i chęcią zemsty za zło, które nam wyrządzono, zręcznie unikająca mainstreamowych pułapek narracyjnych i patosu. Ograne schematy przedstawia widzom w sposób świeży i oryginalny. Jeśli skusicie się na ten seans, a moim zdaniem jak najbardziej warto, to gwarantuję, że nieprędko zapomnicie o tym filmie.