Kobiety tak trudne są do przejrzenia, ponieważ każda z nich stanowi wyjątek od reguły. (Vittorio de Sica) A jednak jednemu specowi się to udało. A przynajmniej tak sądził. Alex "Hitch" Hitchens twierdził, że był w stanie doprowadzić do trwałego związku między każdym facetem i każdą kobietą. Lecz czy to jego perfekcyjne flirtowanie pozwoli mu zdobyć wybrankę serca? Czy uda mu się w tym samym czasie skojarzyć "beznadziejny przypadek" z piękną milionerką?
Przejdźmy jednak do szczegółów, bo to w nich tkwi diabeł. A jak wiadomo, gdzie on nie może tam... Hitch wspomoże. Ów młody mężczyzna (Will Smith) stał się słynną personą "molto grata" przez każdego przeciętnego faceta wzdychającego do "nieosiągalnego" gołębia na dachu. Swat ma jednak pewne zasady. Przede wszystkim nie pomaga lowelasom, wspiera prawdziwe trwałe uczucie, które ma gwarantować szczęście przyszłego związku. Takim właśnie "ciepłem serca" darzy pewną osóbkę grany przez Kevina Jamesa Albert. Facet nieco "przy kości", niezdarny, zakochany w znanej Allegrze Cole (Amber Valletta), wydaje się nie mieć szans na spełnienie swego największego marzenia. Pewnie dlatego, pomimo obcowania z ukochaną dość często, nie może zebrać w sobie na tyle odwagi i pomysłu, by do kobiety uderzyć.
I w tym właśnie momencie wkracza ten, który obiecuje "sfinalizować" sercową transakcję. Zadanie, już na pierwszy rzut oka, jest trudne. Ale dla Alexa jest to pasjonujące kolejne wyzwanie, "mission impossible" wśród manhattańskiej śmietanki. Doradca randkowy ma jednak w rękawie parę asów, z których zamierza skorzystać w tej niecodziennej partii. Cała pomoc Hitcha nie budziłaby salw śmiechu, gdyby nie sposób wykonania starannie zaplanowanych "misji sercowych". (Nie)Szczęśliwie zakochani mimowolnie popełniają bowiem liczne gafy... A na nie raczej nie można sobie pozwolić. Przynajmniej tak uważa tytułowy doradca.
Sam bohater jednak, póki co, nie potrafi zrozumieć szaleńczego uczucia spalającego swych "uczniów". Do czasu. Oto bowiem, w trakcie spotkania z jednym z klientów, serce doradcy przeszywa strzała Amora. Jego wybranką staje się dziennikarka Sara Melas (Eva Mendes), tropiąca nieuchwytnego "lekarza ludzkich serc" buszującego po Manhattanie. I w tym momencie zaczynają się prawdziwe kłopoty. Wszystkie sztuczki, wszystkie zainscenizowane zdarzenia wydają się nie działać, zaś samemu bohaterowi wiecznie coś się chrzani. A to wyjdzie uczulenie, a to przez przypadek znokautuje swą wybrankę. Słowem - "a miało być tak pięknie". Do tego pan Alex Hitchens starannie ukrywa swój "zawód". Sara na szczęście wydaje się być zaślepiona przez rozkwitające uczucie. Kobieta, zwłaszcza wobec mężczyzny zawsze gra jakąś role. W tym jednakże przypadku, postać grana przez Mendes powoli zdaje się zrzucać swą maskę. Cały problem z tą sytuacją polega na tym, że każdy prawdziwy związek opiera się na prawdzie... Szybko okazuje się, że kłamstwo ma naprawdę krótkie nogi.
W filmie efektów specjalnych w zasadzie brak. Gdzieniegdzie pojawi się jakiś wyczyn z kaskaderem. Ale przecież nie o to tu chodzi. Pozycja nie ukrywa, że nie jest film akcji. To komedia romantyczna, i w tym gatunku sprawdza się idealnie. Dowcip w zasadzie sytuacyjny, kilka przygód miłosnych, parę "prawd najprawdziwszych". Romantyczna historia rozkwitającego uczucia okraszona słodkimi fragmentami wywołuje banana na twarzy, szybsze bicie serca i błogi, ciepły nastrój wszechogarniający widzów.
O grze aktorskiej nie można powiedzieć za dużo złego słowa. Co prawda ze Smitha aktor takiż sam jak piosenkarz (i tu pozwolę sobie przypomnieć starą prawdę "co jest do wszystkiego to..."), ale już Eva Mendes wygląda bardziej kobieco z nutą romantyczną, o niebo lepiej jak choćby w płytkich, sequelowych "szybkich i wściekłych". Wzajemne perypetie tej pary wypadają nadzwyczaj ciekawie. Kwintesencją humoru pozostaje jednak postać Alberta. Zaangażowany do tej roli Kevin James prezentuje się niesamowicie. Specjaliści od castingu dobrze wiedzieli, co robią, oferując rolę temu komediowemu aktorowi. Nie inaczej było i z piękną odtwórczynią roli Allegry. Druga filmowa para wprost prosi się o opatrzenie nalepką "piękna i bestia".
Historia nowojorskiego swata, skądinąd bardzo naciągana, oferuje coś naprawdę miłego. Pewien poziom prostej i ciepłej rozrywki, idealnej na wieczór z "drugą połową". Jest to podręcznikowy wręcz przykład romantycznej komedii o prawdziwym uczuciu przezwyciężającym wszelkie przeszkody, komedii, którą najlepiej się ogląda we dwoje. Delikatny humor, lekka fabuła, dobra gra aktorska, "losowe" potknięcia podopiecznych i samego Hitcha - oto co bawi w tym filmie. Samą zaś treść komedii można by podsumować jedną słynną kwestią Oscara Wilde'a - Kobiety istnieją po to, aby je kochać, a nie, aby je rozumieć.