Przyznam szczerze, nie jestem fanem polskich seriali. W większości produkcji nie odnajduję nic dla siebie – może to i dobrze, bo ta „większość produkcji” skierowana jest do kobiet - teraz fani ideologii gender mogą na mnie pluć. Korzystając jednak z faktu, że nowy (79) odcinek Hotelu 52 jest już online, postanowiłem się przełamać i obejrzeć w spokoju 44 minuty serialu.
Tym, którzy oglądają już ten serial, nie muszę zbyt wiele tłumaczyć, dla reszty czytających sprawa wygląda tak, że fabuła kręci się wokół wścibskich pracowników jednego z warszawskich hoteli. Prawie cała obsługa wtyka nos w sprawy klientów hotelu, a także znajduje ciągle czas na pogaduszki w pracy, opuszczanie stanowiska pracy, „zabawy”, także wiecie… „real” (z Miłości na bogato mi zostało) w pełnym wymiarze.
Od 5-go września na antenie Polsatu czeka na widzów nowy, siódmy sezon, a dla tych mniej cierpliwych, pierwszy odcinek nowej serii (czyli licząc od początku 79) jest już dostępny na ipla.tv. W nowym sezonie nie zobaczymy już Samojłowicz (grająca właścicielkę hotelu), która została wykreślona z obsady po tym jak zarzuciła reżyserowi pracę pod wpływem alkoholu. Na jej miejsce pojawią się dwie nowe postacie, czyli Weronika Rosati (którą już chyba wszędzie widzieliśmy, a najczęściej to w amerykańskich filmach) i Julia Kamińska (BrzydUla).
Generalnie serial nie cierpi na syndrom tych samych twarzy, ponieważ wielu występujących w Hotelu 52 aktorów nie widzę zbyt często w telewizji – być może za rzadko oglądam polskie seriale. W obsadzie znajduje się m.in. Magdalena Cielecka (Iwona Szwed - współwłaścicielka pensjonatu nad morzem), Lucyna Malec (Lucy - świetnie odgrywająca rolę wścibskiej szefowej pokojówek), Klaudię Halejcio (Sara Wyrzykowska - recepcjonistka), Filipa Bobka (Tomasz Rusiecki - menadżer hotelu) i Marka Bukowskiego (Andrzej Wysocki – współwłaściciel pensjonatu, razem z Iwoną) – to wszystkie znane mi twarze, jakie dane było mi zobaczyć.
Oczywiście jak to w hotelu, pojawiają się też (o dziwo) goście, więc tutaj producenci mieli już szerokie pole do popisu przy doborze aktorów. Na przykład, w najnowszym odcinku widziałem pana Karolaka (grającego przebierającego w paniach pilota) i – w co sam nie mogę uwierzyć – nie przeszkadzało mi to wcale. Ba! Nawet i raz się chyba uśmiechnąłem delikatnie widząc jego misiowatą twarz, która widziana była już chyba wszędzie. W zasadzie to przez cały seans udało mi się nie zakrywać oczu, nie utyskiwać i nie mówić do siebie jakie to wszystko strasznie babskie i beznadziejne.
Czy jednak obejrzałem serial z własnej woli? Nie do końca i w dodatku nie oglądałem go sam, bo z przedstawicielką płci pięknej, co nie zmienia faktu, że wysiedziałem ponad 40 minut. Dialogi wcale nie były złe, tak samo kadry - czasami tylko kamera „z ręki” była dla mnie zaskoczeniem, a i poziom aktorstwa był miłą odskocznią po obejrzeniu Miłości na bogato.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że wcale nie musiałem widzieć poprzednich odcinków, żeby rozumieć większość wątków. I tak wiem, że to jednorazowa przygoda, więc po co sobie zaprzątać takimi rzeczami głowę. Co więcej, nie było zbyt dużo romansu w tym wszystkim, więc nie trzeba się martwić, że usłyszy się: „oooo jakie to słodkie!”.
Podsumowując, jeżeli jacyś mężczyźni mają żony/kochanki/partnerki/mamy/koleżanki, które są fankami Hotelu 52, to mam dla was dobrą wiadomość: nie bójcie się, to wcale nie jest aż tak złe, da się wytrzymać. Poza tym 44 minuty to i tak lepiej niż seans z Twilight. Do minusów zaliczę fakt, że oprócz Halejcio, to nie ma na kim „zawiesić oka” i to, że czołówka trochę brzmi jakby była wyrwana z Seksu w Wielkim Mieście.