REKLAMA

„Idź przodem, bracie”: nowy polski serial Netfliksa nie ma litości dla swojego bohatera. Ale ogląda się go świetnie

Maciej Pieprzyca, odpowiedzialny m.in. za „Jestem mordercą”, „Chce się żyć” czy trzy sezony znakomitego „Kruka”, wraca z serialem „Idź przodem, bracie” - brutalnego, pełnego akcji thrillera skupionego na losach zwolnionego policjanta z oddziału specjalnego. Czy możemy mówić o kolejnym artystycznym sukcesie twórcy?

idź przodem bracie netflix serial recenzja opinie obsada
REKLAMA

„Idź przodem, bracie” nie rozpieszcza swojego protagonisty. Przeciwnie: już pierwszy kwadrans produkcji serwuje mu bezlitosne życiowe ciosy. Tak brutalne i zamaszyste, że trafiają też w widza. I serio: nie pamiętam, kiedy ostatnio jakiś serial zagwarantował mi tak przygnębiające, intensywnie przejmujące pierwsze minuty.

Oskar Gwiazda (Piotr Witkowski) naprawdę nie ma lekko. Właśnie wydalono go z elitarnej jednostki specjalnej. Zawalił podczas akcji, przez co zginął jego kolega. Sam nie wie, co dokładnie się stało - to było coś, co całkowicie go sparaliżowało; obyty widz z pewnością rozpozna atak paniki. Gdy jeden z dowódców zarzucił Oskarowi, że ten po prostu nie poradził sobie ze stresem, specjals zareagował agresją. Incydent przesądził o zwolnieniu.

Co gorsza, niektórzy z jednostki nie potrafią mu wybaczyć. W domu nie jest lepiej: zadłużony, uzależniony od hazardu i alkoholu ojciec pogłębia rodzinne problemy. Podczas sprzeczki z synem zadaje retoryczne pytanie, czy wobec tego wszystkiego powinien się zabić. W odpowiedzi słyszy rzucone z uśmiechem: „śmiało”. Gwiazda nie spodziewał się jednak, że ojciec poważnie potraktuje słowo wypowiedziane pod wpływem złości. Gdy znajduje go w wypełnionym spalinami garażu, jest już za późno. 

REKLAMA
Idź przodem, bracie

Do olbrzymich wyrzutów sumienia związanych ze śmiercią kolegi dołączają wyrzuty wywołane samobójstwem ojca. Co gorsza, musi teraz poradzić sobie z jego olbrzymimi hazardowymi długami, a przy okazji wspomóc siostrę, Martę (Aleksandra Adamska) i jej męża, a swojego przyjaciela ze służby: Sylwka (Konrad Eleryk). Mógłby ułatwić sobie życie i sprzedać dom rodzinny, ale wie, że ojciec tego nie chciał - postanawia zatem uszanować jego wolę. Podejmuje ryzykowne współprace, które mogą mu pomóc rozwiązać problemy finansowe. Tak oto dramat - osobisty i rodzinny - miesza się z gangsterską historią pełną gębą.

Idź przodem, bracie - recenzja serialu Netfilksa

Przyznaję: wspomniany wstęp zrobił na mnie ogromne wrażenie. To jeden z mocniejszych momentów w serialu, choć i później widz doświadcza przytłaczających sekwencji. Dobrze, że Pieprzyca wraz ze scenarzystą Kacprem Wysockim („Informacja zwrotna”, „Belfer”, „Klangor”) nie boją się rozładować napięcia chwilą humoru czy nieco cieplejszym wątkiem (na przykład romantycznym) - w przeciwnym wypadku całość mogłaby stać się zwyczajnie nieznośna z całym tym dyskomfortem. Doceniam jednak tę intensywność: w tym wypadku gwarantuje ona zaangażowanie w opowieść, błyskawicznie generuje emocje względem bohatera; sprawia, że szybko przestaje być nam obojętny. 

W ogóle wątek prywatny poprowadzony jest w sposób, który funduje, wybaczcie, emocjonalną Energylandię. Relacja Gwiazdy z Jewą (Anastasia Pustovit) opiera się na zbliżeniu dwójki straumatyzowanych ludzi; co ciekawe to kobieta, która przeszła przez piekło, staje się drogowskazem dla ex-policjanta, który nie rozumie, co się z nim dzieje i nie potrafi poprosić o pomoc. Gwiazda to w ogóle nieoczywisty i bardzo autentyczny bohater kina akcji, tonący w oceanie żalu i urazów psychicznych. Autentyzm pogłębiają szczegóły - jak to, że protagonista bywa bezmyślny, w emocjach popełnia błędy, naraża bliskich, ale w istocie chce dla nich jak najlepiej. Nie może znieść całej tej niesprawiedliwości, która spotkała jego i siostrę.

Kropkę nad i stawia prawdopodobnie najlepsza kreacja Witkowskiego w całej jego karierze. Ataki, których doświadcza, są do cna wiarygodne; ból i niechęć do siebie odbijają się w pełnych łez oczach, w spłoszonym spojrzeniu. Tańczą na drgających wargach. Gdy jednak widzi Jewę, promienieje ciepłem. Tak przekonująco, że nie sposób nie uwierzyć w rodzące się w uczucie. Nie sposób nie uwierzyć mu w którąkolwiek z emocji.

Pieprzyca to fachowcy w snuciu opowieści przykrych, wręcz bolesnych, ale niepozbawionych światełka nadziei. Na szczęście przy okazji świetnie radzą sobie z intrygą kryminalną, choć ta - jakkolwiek trzymająca w napięciu - okazuje się nieco mniej interesująca. Jeśli natomiast martwicie się o sceny akcji, przestańcie: choreografie walk śledzi się z przyjemnością; potyczki są brutalne, szybkie i potrafią podwyższyć tętno. Przede wszystkim jednak nie burzą dobrego wrażenia nadmiarem cięć. Nie skłamię, jeśli powiem, że to jedne z najlepszych sekwencji tego typu w historii polskiego kina.

„Idź przodem, bracie” nie jest serialem wolnym od fabularnych nielogiczności, o których jednak łatwo zapomnieć. Bywa też dziwny, ale w interesujący sposób. Wizualnie raczej się nie wyróżnia: jak przystało na przyciężkawy thriller, podkreśla ton opowieści ponurym, schładzającym barwy filtrem. Czasem pokazuje sekwencje jakby wyrwane z poprzedniej epoki polskiego kina - i tak na przykład fragment erotycznego występu tancerki przywodzi na myśl polskie hiphopowe klipy emitowane na początku wieku w „Vivie”. Dorzućmy do tego dialogi - przez większość czasu nie zwracają uwagi, by nagle wprawić w coś w rodzaju zakłopotania niezręcznym dowcipem czy wymianą zdań. Jest jednak w tym wszystkim jakaś naturalność, swoboda; niewymuszona, dziwnie znajoma energia.

Efekt ostateczny? Jeden z najlepszych tegorocznych polskich seriali, który serwuje widzowi ściskającą za gardło akcję, a przy okazji z empatią i zrozumieniem dotyka trudnej tematyki zdrowia psychicznego, ekonomicznych przepaści czy rujnowanych perspektyw. Gratuluję.

REKLAMA

Czytaj więcej o filmach i serialach na Netfliksie:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA