Po zobaczeniu pierwszego odcinka Iron Majdan mogę powiedzieć jedno - raczej śledzić poczynań polskich Beckhamów nie będę, ale rozumiem, dlaczego Majdanów uwielbia pół Polski. A może nawet więcej niż pół.
Trudno jest mi odpowiedzieć na pytanie, czemu ten program w ogóle powstał. Oczywiście, takie pytanie często ciśnie się na usta, kiedy sprawdzamy rodzimą ramówkę telewizyjną, ale zwykle jakoś jesteśmy w stanie z niego wybrnąć. Często tego typu telewizyjne show mają być przepustką do sławy dla różnych osób, pozwalają coś wygrać, pokazują rywalizację. Widz może kochać i nienawidzić, węszyć spiski, cieszyć się, kiedy odpadnie jeden uczestnik i wiwatować, bo w grze zostanie inny.
Kiedy ogląda się Iron Majdan w naszych sercach jest miejsce tylko na miłość.
Bo jeśli się tytułowych bohaterów sympatią nie darzy, to naprawdę nie ma tu czego szukać. Iron Majdan to promocja Małgorzaty Rozenek-Majdan, Radosława Majdana i ich związku. Nic więcej. Ci, którzy chcą hejtować, znajdą oczywiście materiał do zgryźliwych docinków. Sama Rozenek jest zresztą bardzo - że się tak wyrażę - memogenną postacią, więc i obrazkowych żartów pewnie nie zabraknie, choć te traktuję zwykle jako sympatyczne podgryzanie, a nie zawziętą nienawiść. Niemniej trudno się tu doszukiwać - przynajmniej po premierowym odcinku - czegoś kontrowersyjnego.
Jeśli miałabym porównać Iron Majdan do jakiegoś znanego mi formatu, to do głowy przychodzi mi tylko dość żenujący program Woli i Tysio, w którym udział wzięli Dawid Woliński i Marcin Tyszka. Obaj panowie w każdym odcinku podejmowali się różnych prac, z którymi nigdy wcześniej nie mieli do czynienia, np. stali się na jeden dzień pracownikami ZOO.
W Iron Majdan wygląda to o tyle podobnie, że w każdym epizodzie Małgorzata i Radosław będą musieli wykonać jakieś szalone zadanie.
Akcja dziesięciu odcinków rozgrywać się będzie w różnych miejscach na całym globie. W pierwszym trafiamy do Las Vegas. Majdanowie będą musieli stać się... gwiazdami wrestlingu. Brzmi absurdalnie? I właśnie takie jest. Jeśli odrzucimy całą naszą niechęć do reality-show TVN-u, to Iron Majdan wypada całkiem nieźle. Jasne, to kolejny bzdurny program, z którym zmarnujecie godzinę, ale sami Majdanowie sprawiają wrażenie miłej pary. Trochę odrealnionej, ale potrafiącej rozbawić widza. W końcu nazywają siebie nawzajem per Pączuszku.
Przyznam szczerze, że spodziewałam się, iż Iron Majdan uruchomi we mnie pokłady wrodzonej złośliwości. Bo przecież show TVN-u słynną z tego, że budzą skrajne emocje. I poniekąd chyba właśnie to zapewnia im taką oglądalność. Jeśli twórcy programu chcieli dać swoim naczelnym hejterom pstryczka w nos, to być może im się to udało. Chyba, że ktoś chce krytykować sam format.
Pytanie tylko, czy ta miłość do Majdanów wystarczy, żeby oglądalność rosła?
Możliwe, w końcu do zagospodarowania jest drugie pół Polski.
Pierwszy odcinek programu TVN Iron Majdan zobaczysz w Player.pl. Kolejne epizody będą wychodziły w poniedziałki, o 22:30 w stacji TVN.
*Zdjęcia: TVN