"Jesteśmy idealni" to poruszający dokument, który powstał przy okazji "Fanfiku"
Wieloma epitetami określić można film "Jesteśmy idealni". Mogłabym napisać na przykład, że jest wzruszający i piękny, że edukuje, że otwiera oczy. Sprawy drugorzędne zostawię jednak na później i na początek powiem po prostu, że ten film to śmiało nagrany manifest, który z całych sił wrzeszczy: pozwólcie nam być takimi, jakimi chcemy być.
Film dokumentalny w reżyserii Marka Kozakiewicza "Jesteśmy idealni" powstał przy okazji castingu do polskiego serialu "Fanfik", wyprodukowanego dla platformy Netflix. Produkcja, oparta o bestsellerową książkę Natalii Osińskiej o tym samym tytule, skupia się na Tosi Graczyk, sfrustrowanej licealistce, która, chcąc uciec od otaczającej ją rzeczywistości, zaczyna tworzyć cyfrowe powieści, internetowe fanfiki. Gdy w szkole Tosi pojawia się Leon, nowy uczeń, dziewczyna zaczyna coraz bardziej zagłębiać się w swoją tożsamość, dochodząc do wniosku, że jest tak naprawdę transchłopakiem - Tośkiem.
W Tosię/Tośka Graczyk w serialu "Fanfik" wcielił się niebinarny aktor - Alin Szewczyk. Nie był on oczywiście jedynym kandydatem do tej roli - film "Jesteśmy idealni" skupia się także na innych osobach trans i niebinarnych, biorących udział w castingu do serialu, którym przy urodzeniu przypisano płeć żeńską. Produkcja przedstawia historie aktorów, uczestniczących w próbach, ale również szerzej omawia osobne historie.
"Jesteśmy idealni" - recenzja filmu serwisu Netflix
Ten film wzrusza, pokazując nie tylko to, jaki ciężar noszą osoby trans i niebinarne, mierząc się codziennie ze strachem przed coming outem i bólem, że nie mogą być tym, kim chciałyby być, ale pokazuje także sytuację z perspektywy ich bliskich.
Mama Kajtka, który w wieku 15 lat wyznał jej, że jest chłopcem, mimo początkowej dezorientacji, złości, ale też strachu, kilka lat później udała się z synem do kliniki, by towarzyszyć mu przy zabiegu mastektomii: Usunięcie gruczołów piersiowych jest zabiegiem ostatecznym, poniekąd ratującym życie - mówi lekarz. Kajtek kiwa głową, będąc świadomym wystąpienia komplikacji podczas operacji. Mama czuwa przy jego łóżku, dopóki chłopak się nie obudzi.
Drugi bohater filmu, siedząc przy stole z rodziną, wyznaje, że nigdy nie czuł się kobietą ani dziewczyną. Kochamy cię bardzo - mówi po trudnej rozmowie mama. W filmie została przedstawiona także rozmowa innych matek swoich trans i niebinarnych dzieci, które również mierzą się z tym trudnym dla nich tematem, co pokazuje, że zarówno wsparcie dla takich rodziców, jak i edukacja, są ogromnie potrzebne.
Jednym z bardziej szokujących kadrów w filmie "Jesteśmy idealni", który pokazuje rzeczywistość oczami osób trans i niebinarnych, jest scena, kiedy bohaterowie zderzają się z marszem niepodległości. Nie czerwona, nie tęczowa, wielka Polska narodowa - krzyczą kibole w kominiarkach, wymachując biało-czerwonymi flagami. W tle z głośników wybrzmiewa modlitwa "Zdrowaś Maryjo", a w tłumie widać dumnie podniesione w górę plakaty z hasłem Homoseksualizm szkodzi zdrowiu. Nie, ja mogę już - mówi jeden z bohaterów filmu. I odchodzi z tłumu. Na twarzy Gosi, niebinarnej lesbijki, maluje się niepokój.
Ta i inne sceny pokazują, z czym na codzień muszą zderzać się osoby niebinarne oraz ich bliscy w Polsce. I wcale nie potrzeba ogromnych nakładów finansowych - wystarczą szczerze opowiedziane historie. Jest to bolesne, ale równocześnie otwiera oczy na to, jak wiele jeszcze musi zostać zrobione, by wszystkim żyło się po prostu lepiej. By osoby trans, chcąc zmienić płeć, nie musiały pozywać swoich rodziców. "Jesteśmy idealni" to nie jest film edukacyjny, a jednocześnie pozwala zobaczyć większy kawałek rzeczywistości, w której wszyscy żyjemy. Uświadamia, że obok nas także mogą być osoby, potrzebujące miłości i akceptacji, żyjące w strachu, nie mogące odetchnąć pełną piersią. Ten film jest manifestem, pięknym i wzruszającym, krzyczącym: dajcie nam żyć tak, jak chcemy, dajcie nam być sobą.