REKLAMA

Netflix adaptował polski bestseller o dorastaniu. „Fanfik” wyszedł świetnie

"Fanfik" to adaptacja bestsellerowej książki Natalii Osińskiej pod tym samym tytułem. Nowa polska produkcja, która trafiła dziś do oferty Netfliksa, okazała się zaskakująco udana - na wielu płaszczyznach. To świetna wiadomość, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że mówimy o jednym z pierwszych filmów z naszego podwórka, które na pierwszy plan wysuwają transpłciową postać.

fanfik netflix film recenzja opinie książka alin szewczyk
REKLAMA

"Fanfik" Natalii Osińskiej czekał na filmową adaptację sześć długich lat - co niespecjalnie dziwi, biorąc pod uwagę niechęć polskich twórców do skupiania swoich fabuł wokół transpłciowych postaci. Będący jednym z przecierających szlaki w tej sferze obraz Netfliksa mógł liczyć na taryfę ulgową, ale i tak chyba mało kto oczekiwał po nim tak zgrabnego odtworzenia oryginalnej opowieści na ekranie. Reżyserka Marta Karwowska ujęła we współtworzonym z Grzegorzem Jaroszukiem scenariuszu to, co możemy nazwać duchem cenionego przez czytelników i krytyków oryginału - jego esencję.

Film przybliża nam historię Tosi Graczyk (znakomity debiut Alin Szewczyk) - licealistki konfrontującej się ze światem, czy też, patrząc szerzej, ze społecznymi rolami z góry narzucanymi przez środowisko. Niezgoda na życie według schematów i tak zwanych "norm" czyni z niej outsiderkę, często niechętną swojemu otoczeniu i sfrustrowaną. By uciec od rzeczywistości i nieco ubarwić swoje życie, Tosia wykorzystuje talent i kreatywność, by tworzyć internetowe fanfiki. Gdy w szkole pojawia się nowy uczeń, Leon, który dopiero przybył do miasta, w nastolatce zaczynają się budzić nieznane dotąd uczucia. Choć początkowo unika "nowego", wreszcie postanawia pomóc mu w jego pierwszych dniach w liceum. W miarę odkrywania siebie i swojej prawdziwej tożsamości, zaczyna rozumieć, że tak naprawdę jest chłopcem: Tośkiem.

Czytaj także:

REKLAMA

Fanfik: recenzja filmu Netfliksa

Karwowska nie próbuje łapać kilku srok za ogon, nie miota się po wielowątkowej i złożonej problematyce relacji środowisk LGBTQ+ z polskim prawem i społeczeństwem. Tosia/Tosiek to najpierw złożona, autonomiczna jednostka, a dopiero później ewentualny symbol. Twórczyni poświęca sporo czasu, by zapoznać nas z codziennością, perspektywą i emocjami nastolatki. To portret uczciwy i wiarygodny; jego nakreślaniu nie towarzyszą truizmy, banały, moralizatorskie tendencje. Narracja pozostaje surowa, nie męczy definicjami i omówieniami, po prostu pokazuje Tosię w różnych okolicznościach, pozwalając nam zrozumieć jej charakter, rozterki i bolączki.

Bohaterów "Fanfika" w ogóle da się lubić, co w przypadku filmów o nastolatkach bywa trudne. Są dość przekonujący, zaplątani w próbach zrozumienia otaczającego ich świata i samych siebie, przez co łatwo im kibicować i zaangażować się w śledzenie ich losów. Jasne, filmowi nie brakuje wad - jak to w przypadku rodzimych produkcji bywa, widz może mieć problem ze zrozumieniem części wypowiedzi. Aktorstwo jest nierówne, a niektóre dialogi klasycznie przefajnione, by niezręcznie naśladować język młodzieżowy. Efekt taki, jak zawsze: bywa nienaturalnie i krępująco. Szwankuje też tempo - ostatnie 20 minut tego dość krótkiego filmu nagle przyśpiesza, by podomykać wątki. "Fanfikowi" wcale nie zaszkodziłby nieco dłuższy metraż.

Fanfik

Ostatecznie jednak drobne niedociągnięcia nie zmieniają faktu, że film Karwowskiej więcej robi dobrze, niż źle. Świetnie portretuje realia wielkomiejskich liceów; okres poszerzającej się świadomości (w tym samoświadomości), który często ciągnie za sobą stanowczy opór przed pokornym spełnianiem cudzych oczekiwań. To opowieść o osobie transpłciowej, ale i odkrywaniu siebie w bardziej uniwersalnym tych słów znaczeniu. O poczuciu nastoletniego osamotnienia i - w końcu - o pierwszej miłości.

REKLAMA

Jest też "Fanfik" filmem - nie boję się tego słowa - dość ważnym.

Unikalnym na polskim rynku, przecierającym szlaki, ba, rozpychającym się łokciami w nawale skostniałych, wtórnych fabuł i postaci. I robiącym to wszystko naprawdę dobrze. Być może zatem uda mu się również sprawić, że część widowni poczuje się dzięki niemu lepiej, mniej samotnie. A to jedna z największych wartości tekstów kultury.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA