John Wick 2 to jeden z najlepszych sequeli, jakie dał nam Hollywood - recenzja Spider's Web
John Wick 2 to obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów kina akcji. Keanu Reeves w formie, postaci drugoplanowe pełne charyzmy, fenomenalne zdjęcia, mistrzowski klimat - czego chcieć więcej?
Oszczędny w słowach Jonathan nie jest w stanie wytrzymać na emeryturze. To nie do końca jego wina, a łotrowi wysadzającemu dom głównego bohatera w powietrze, powinniśmy podziękować. Dzięki temu dostaliśmy jedną z najbardziej udanych kontynuacji filmu akcji, jakie kiedykolwiek wydał Hollywood.
John Wick 2, a w zasadzie John Wick: Chapter 2 to kontynuacja filmu akcji z 2014 roku.
W tytułowego bohatera ponownie wcielił się Keanu Reeves. Pierwszą częścią nie byłem zbytnio zainteresowany, bo od czasów Matriksa aktor nie zagrał w żadnej zapadającej w pamięć produkcji. John Wick udowodnił jednak, że Neo nie był jego ostatnią dobrą rolą.
W pierwszej odsłonie poznaliśmy zabójcę na zlecenie, który jest członkiem tajemniczej i rządzącej się dziwnymi prawami organizacji. Bohater chciał skończyć z dawnym życiem, ale gdy złoczyńcy zabili jego psa, John Wick, którego nazwisko budzi ogromną grozę w półświatku, ruszył ich śladem.
Drugi rozdział tej opowieści pokazuje, że to był dopiero początek problemów Jonathana.
W tegorocznej odsłonie witamy bohatera, który próbuje odzyskać swój samochód od wuja antagonisty z poprzedniej odsłony. Wick, którego widzimy, to wyprany z uczuć facet. Nieco bezrefleksyjnie neutralizuje kolejnych bandziorów, ale instynkty zabójcy są w nim bardzo silne.
To krótkie otwarcie nie ma zbyt wiele wspólnego z fabułą filmu, ale idealnie wprowadza widza w klimat. Kilka nocnych sekwencji akcji w magazynie, podczas których Jonathan pojedynkuje się ze zbirami i udaje się w krótki samochodowy pościg, przypomina z kim mamy do czynienia.
To widmo o nazwisku, na którego dźwięk drżą nie tylko potencjalne ofiary, ale też koledzy po fachu.
Nie boi się go jednak Santino D'Antonio (Riccardo Scamarcio). Jak tylko John Wick zamurował w piwnicy swoją zbrojownię, to stary znajomy pojawia się w jego domu. Składa mu propozycję nie do odrzucenia, a John Wick musi opuścić Nowy Jork i udaje się do słonecznej Italii, gdzie pod osłoną nocy ma zgładzić swój cel.
W normalnym filmie akcji spodziewalibyśmy się, że misja do której bohater się przygotowuje, korzystając z usług spokojnych i dostojnych członków stowarzyszenia zabójców, byłaby główną osią filmu, ale... dopiero tutaj produkcja tak naprawdę się zaczyna.
Jak na gatunek film jest dość długi - trwa 2 godziny 2 minuty.
Dzięki temu, że poznaliśmy już wielu bohaterów w pierwszej części, reżyser nie marnuje na przedstawianie postaci. Z kina nie wychodzi się z uczuciem niedosytu, bo nie dość, że od razu przechodzimy do mięska, to tego jest naprawdę całkiem sporo. To, jak John Wick 2 leniwie się rozwija, ma w sobie wiele uroku i odcina film od innych przedstawicieli gatunku.
Sceny akcji składające się przede wszystkim z widowiskowych strzelanin i dość chaotycznych walk wręcz dominują w filmie. Rozdzielają je ujęcia spokojne i stonowane, głównie podczas wizyt w nietypowym hotelu Continental. Nie brakuje oszczędnych w słowach dialogów, które są szalenie karykaturalne, ale ociekają z ekranu klimatem i przy tym nie ocierają się o kicz.
To samo można powiedzieć o bohaterach drugoplanowych.
W drugiej odsłonie poznaliśmy dużo więcej ludzi o nienagannych manierach, którzy są maszynami do zabijania. John Wick, chociaż wyjątkowo tego nie chce, ze względu na twarde zasady panujące w tym świecie, staje im naprzeciw: Ruby Rose portretuje niemą i przerażającą Ares, a raper Common wciela się w Cassiana. Z tej dwójki zwłaszcza Rose kradnie sceny, w których się pojawia.
Po stronie Jonathana, który jest przeciwko całemu światu, opowiada się szef całego przedsięwzięcia: Winston (Ian McShane). Nie jest mu w stanie pomóc inaczej niż dobrym słowem - w końcu zasady to zasady, a przysięgi nie można złamać. W filmie, niestety na bardzo krótko, pojawia się inny sojusznik Wicka - Bowery King, którego gra... matriksowy Morfeusz.
Dzięki temu Keanu Reeves i Laurence Fishburne spotkali się na planie pierwszy raz od lat.
John Wick 2 daje nam lepiej poznać świat, z którego wywodzi się tytułowy bohater. Chociaż jest pełen absurdów, to wszystko działa w nim jak w dobrze nakręconym zegarku. Wszyscy wymienieni bohaterowie są przedstawieni wiarygodnie, podobnie jak postaci przygotowujące dla Wicka broń i ubrania. Od wszystkich bije stoicki spokój, rozmawiają dystyngowanie - nawet jeśli chwilę wcześniej na ich twarzy wylądował kawałek czyjegoś mózgu.
Sceny akcji, brutalne i dosłowne, to kompletne przeciwieństwo ujęć z rozmowami. John Wick praktycznie nie chybia i eliminuje wrogów bardzo... metodycznie. Namierz wroga, strzel mu w nogę, a potem wykończ go strzałem w głowę. Namierz wroga, strzel mu w nogę, a potem wykończ go strzałem w głowę. Namierz wroga, strzel mu w nogę, a potem wykończ go strzałem w głowę. Powtórz. Powtórz. Powtórz...
Film nie jest przy tym powtarzalny za sprawą świetnych zdjęć, scenografii i kaskaderskich popisów.
Nie licząc otwarcia, w pamięć zapadły mi najbardziej trzy strzelaniny. Jedna z nich rozgrywa się w katakumbach, gdzie John Wick przed zabójstwem rozkłada swoje uzbrojenie. Później chwyta kolejne giwery niczym w grze wideo. Druga z nich rozgrywa się w Nowym Jorku, a kilka pojedynków z innymi zabójcami montażyści przepletli ze sobą.
Najbardziej efektowny był gabinet luster. Po półtorej godziny obserwowania bohatera myślałem, że jestem w stanie przewidzieć, jak sceny w takim miejscu będą wyglądać, a zostałem ponownie mile zaskoczony choreografią walk. Nie myślałem, że drugiego człowieka można zastrzelić na tyle różnych, efektownych sposobów.
John Wick 2 to film bardzo intensywny. Fabuła jest prosta, ale kolokwialnie mówiąc, trzyma się kupy w ramach wykreowanego świata. Do tego obraz nawet podczas scen, gdy bohaterowie rozmawiają, nie daje odetchnąć i ma przy tym wszystko, czego fan kina akcji może wymagać. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się tego po sequelu.