REKLAMA

„Kanapowcy” to niby nic nowego, ale program TTV ma do zaoferowania więcej, niż inne reality TV

Jeśli twoją ulubioną formą spędzania czasu jest leżenie na kanapie, objadanie się chipsami i popijanie ich piwem, to wiedz, że coś się dzieje. Trener i telewizja się tobą interesują. Jeśli rzeczonym trenerem jest Krzysztof Ferenc, a telewizją TTV, to trafiłeś w dobre ręce.

Kanapowcy. Nowy program TTV to całkiem niezłe reality TV
REKLAMA

Zamysł „Kanapowców” jest prosty. Piątka chłopaków, których nie łączy praktycznie nic prócz zamiłowania do niezdrowego jedzenia, trafia pod opiekę trenera osobistego. Ma on pół roku, aby przygotować ich do startu w wyścigu z ekstremalnymi przeszkodami. Zadanie co najmniej karkołomne, ale bohaterowie wciągają brzuchy i dzielnie prą do przodu. Niby można by to uznać za kolejny ogłupiający i nikomu niepotrzebny format. A jednak ogląda się to całkiem przyjemnie. Co więcej, nie przeszkadzają tu nawet telewizyjne evergreeny mające mniej lub bardziej ironicznie podkreślać każde dramaty uczestników.

REKLAMA

Zbyt dużo oryginalności tutaj nie uświadczymy. To kolejny tytuł, w którym grupa ludzi staje przed kolejnymi zadaniami, aby stać się lepszą wersją siebie. Ziew! Samorozwój na małym ekranie już od wielu lat jest nudny. Przepis na wysoką oglądalność zawsze wygląda tak samo. Bohaterowie z jakiegoś powodu są, za przeproszeniem, życiowymi przegrywami, więc daje im się mentora. Ten ma wskazać im właściwą drogę i przeprowadzić na jasną stronę mocy. Nuda! A jednak twórcom „Kanapowców” udaje się sprawnie połączyć te schematy w coś ciekawego.

Uczestnicy programu mogliby sobie ręce podać ze znanymi z „Gogglebox. Przed telewizorem” członkami ekipy z Kielc.

Pierwsze minuty „Kanapowców” naznaczone są sporymi dawkami body-shamingu i toksycznego, męskiego zachowania. Panowie co chwilę docinają sobie z powodu swojej nadwagi, jedzą olbrzymie kotlety, zapijając je piwem, bekają, a jeden z nich nawet próbuje poderwać kelnerkę. Ach jak miło się to ogląda i tego słucha, kiedy nie jest wulgarne i prostackie jak w przypadku pewnych programów, w których w jednym domu zamyka się grupy ludzi. Wszystko to podane zostaje bowiem w zdrowym wydaniu. Nie ma też mowy o obrażaniu się czy próbach zakończenia tego błędnego kręgu niewłaściwych postaw. A jakby tego było mało zaraz okazuje się, że wspomniany absztyfikant w głębi serca jest wrażliwcem poszukującym tej jedynej, a reszta z nich całkiem nieźle spełnia się w rolach męża czy ojca.

Prócz tanich, telewizyjnych zagrywek z zapraszaniem celebrytów pokroju Michelle’a Morana na czele mamy tu więc naddatek pod postacią dekonstrukcji męskości. Bohaterami są sympatyczni faceci, którzy chcą zmienić swój styl życia i pozbyć się zbędnych kilogramów, żeby pojawić się na ślubie swoich dzieci o własnych siłach, a nie na wózku. Właśnie ten aspekt nowej produkcji TTV wydaje się najciekawszy i wyróżnia go na tle innych, podobnych programów. Jego konstrukcja jest ciekawie przemyślana i, jak widać, jeśli nie interesuje was samorozwój, możecie skupić się na jego innych aspektach.

REKLAMA

Mamy w tym wypadku do czynienia z produkcją, którą trudno oglądać ironicznie, a to przecież ewenement na mapie współczesnych tytułów telewizyjnych.

Łatwo zżyć się z bohaterami i zamiast kolejnej dramy wyczekiwać następnych sukcesów. Jeśli więc już musicie obejrzeć reality TV, nie sięgajcie po „Królowe życia”, „Chcę być piękna”, „Big Brothery” czy inne „Ekipy z Warszawy”, tylko towarzyszcie „Kanapowcom” w ich podróży. Możecie nawet zacząć z niezdrowymi przekąskami i piwem pod ręką. Bądźcie jednak pewni, że szybko zechcecie je zmienić na dobrze przygotowanego kalafiora.

„Kanapowców” możecie oglądać w każdą sobotę o 22:00 na TTV

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T20:31:08+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T18:36:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T11:59:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Gorath. Droga gniewu: pożeracze fantasy, po prostu przeczytajcie tę książkę

"Gorath. Droga gniewu" to kolejna powieść fantasy z cyklu Janusza Stankiewicza, która zadebiutowała jesienią minionego roku. Jeśli jesteście fanami tej serii, to lektura 3. tomu z pewnością jest już za wami. Jeżeli jednak z twórczością tego autora nie mieliście jeszcze okazji się zapoznać, to najwyższy czas nadrobić zaległości - niezależnie od tego, czy zaczytujecie się w fantastycznych książkach, czy raczej omijacie je szerokim łukiem.

gorath
REKLAMA

Od 2022 r. Janusz Stankiewicz co roku przedstawia czytelnikom nową powieść z tytułowym półorkiem Gorathem w roli głównej. Do książek "Gorath. Uderz pierwszy" i "Gorath. Krawędź Otchłani", które ukazały się nakładem wydawnictwa Alegoria (obecnie, po odkupieniu przez autora praw do książek, seria ukazuje się pod szyldem Sinister Project: inicjatywy autorskiej, którą tworzy wraz z Jarkiem Dobrowolskim i Kają Flagą-Andrzejewską), dołączył w minionym roku 3. tom cyklu, czyli "Gorath. Droga gniewu". Tym razem autor postanowił nieco rozszerzyć wykreowany przez siebie magiczny świat i skupił się nie tylko na przygodach Goratha, ale również dał więcej przestrzeni pozostałym bohaterom. I - jak zwykle - zrobił to doskonale.

REKLAMA

Gorath: Droga gniewu - opinia o powieści fantasy

Przypomnę, że w poprzednich częściach Gorath zostaje wysłany przez Kathanę Marr na Wybrzeże Szkutników, gdzie ma za zadanie przeniknąć w szeregi gildii zabójców - Nocnych Cieni. Gdy półork morduje niedoszłą ofiarę Cieni, celowo zwraca na siebie uwagę zabójców (aby dostać się w ich szeregi). Siły Kathany Marr ostatecznie kładą kres Nocnym Cieniom, a sam półork po wykonanym zadaniu decyduje się przenieść na Wyspy Południowe. Planuje tam zacząć uczciwe życie, jednak na dobrych chęciach niestety się kończy.

Po brutalnej wojnie z ostatnimi królestwami leśnych elfów, która odcisnęła ponure piętno na wyspiarskiej społeczności, Gorath trafia w szeregi rywalizujących ze sobą gangów przestępczych. Niedługo później półork przyjmuje zlecenie od jednej z dawnych klientek Nocnych Cieni, co prowadzi go na piracki statek dowodzony przez kapitana zwanego Czarnym Żniwiarzem. Zadaniem jego załogi jest zdobycie statku Theran, zamorskiego ludu z Natanbanu, i przejęcie znajdującego się na nim pewnego artefaktu, który pragnie posiąść jeden z Kathanów z Imperium.

"Gorath: Droga do gniewu" to kontynuacja przygód Goratha, który próbuje odzyskać kontrolę nad własnym losem - wciąż nie odpowiedział sobie na pytanie, czy podczas wojny z Dominium Natanbanu uda mu się odkupić swoje winy, a także przed czyim obliczem przyjdzie mu stanąć: Marr czy Bovis-Tora. Tymczasem Czarny Żniwiarz, który został przywódcą bandyckiej florty, wyrusza wraz ze swoją załogą w krwawy rejs, a elf Evelon udaje się w podróż do elfiej stolicy, aby przygotować swój naród do nadchodzącej wojny.

Jestem pełna podziwu, że Stankiewiczowi udało się stworzyć niesamowity świat, który sukcesywnie w każdej swojej kolejnej powieści rozwija. Ponownie możemy poczuć wiatr we włosach i morską bryzę na statku Czarnego Żniwiarza, zasmakować przepychu w zamczysku Bovis-Tora, a także przenieść się na ulice elfickiej dzielnicy, Dolnego Strumienia. Autor po raz kolejny dał mistrzowski popis, jeśli chodzi o pogłębione, bogate i szczegółowe opisy miejsc, które są tak skonstruowane, że, zamiast nudzić, jeszcze bardziej pozwalają zanurzyć się w świat przedstawiony.

To samo dotyczy różnorodnych przedstawicieli poszczególnych grup społecznych - w powieści natknąć się można nie tylko na orków, ale również na elfy, piratów czy krasnoludów, a każda z tych frakcji jest starannie opisana. Swoją drogą jest to spore ułatwienie dla czytelników, którzy w natłoku imion nowych bohaterów mogą wrócić na początek książki i zweryfikować, kto należy do Elity Władzy Imperium, Orków Siczowych, Frakcji Baronessy, Elfiej Opozycji, Piratów, Gangsterów czy Sił Natanbanu. A jest to istotna kwestia, ponieważ w najnowszym "Gorathcie" autor pochyla się nad pozostałymi bohaterami, poszerzając swoje uniwersum o historie opowiedziane z innej perspektywy.

"Gorath. Droga gniewu" to po prostu kolejna solidnie napisana książka fantasy, z którą powinien zapoznać się nie tylko każdy fan gatunku - myślę, że pożeracze innego typu powieści również mogą z "Gorathem" poeksperymentować. Ja, choć jestem miłośniczką kryminałów, do kolejnych tomów z cyklu Stankiewicza wracam z ekscytacją, bo wiem, że nie zawiodę się pod względem warsztatu autora. I mimo że w kwestii fantasy jestem raczej laikiem, to powieści Stankiewicza czytam z przyjemnością - stworzył on bowiem brutalny, krwawy i fantastyczny świat, w którym warto zostać na dłużej.

REKLAMA

O książkach czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-18T11:43:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T09:46:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T09:18:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T08:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T20:31:08+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T18:36:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T11:59:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA