REKLAMA

Izolacja w starym kinie. Pandemia to idealna okazja do nadrobienia filmowej klasyki

Serwisy VOD dbają o to, byśmy mieli co oglądać w czasie pandemii. Ciągle pojawiają się nowe filmy w bibliotekach różnych platform, ale nie zawsze łatwo znaleźć wśród nich coś interesującego. Dlatego lepiej sięgnąć po pewniaki, czyli klasykę kina, do której wcześniej, z różnych powodów, nie mieliśmy serca.

Klasyka kina w czasach izolacji. Co oglądać w czasie pandemii?
REKLAMA
REKLAMA

W normalnych warunkach kupki zaległości powiększają się w zastraszającym tempie. Co chwilę miejsce ma jakaś interesująca premiera filmowa, wchodzi kolejny serial, program, teleturniej czy reality show. Nie ma jak za tym nadążyć i nie powinniśmy się tego wstydzić (próbowałem o tym przekonywać w jednym ze swoich poprzednich felietonów). Ale w marcu tego roku wszystko (a przynajmniej zdecydowana większość) stanęło. Koniec. W różnych krajach z obawy przed koronawirusem wprowadzono m.in. zakaz imprez masowych i zamknięto kina.

Pandemia zatrzymała branżę kulturalno-rozrywkową.

Co za tym idzie, filmowcy musieli przerwać rozpoczęte niedługo wcześniej plany zdjęciowe. I tak, wciąż pojawia się mnóstwo nowych tytułów. Dystrybutorzy udostępniają swoje produkcje w serwisach VOD, a te też bez przerwy poszerzają swoją bibliotekę o kolejne premierowe filmy i seriale. Jest tego jednak zdecydowanie mniej niż wcześniej. Zwłaszcza, jeśli ktoś nie ma zamiaru konsumować wszystkiego i z niecierpliwością czeka na otwarcie kin.

Izolacja społeczna trwa już tyle czasu, że każdy pewnie już obejrzał co chciał ze względnie nowych tytułów i nadrobił nieobejrzane odcinki ulubionych seriali. Co dalej? Sięgnąć do wspomnianej na początku tekstu kupki zaległości. Skoro branża się zatrzymała, my też możemy. Ba, powinniśmy się nawet cofnąć. Bo to idealna okazja, aby zapoznać się z klasyką, na którą nigdy wcześniej nie miało się czasu.

Klasyka nas wzywa.

Brak czasu bez wątpienia, tak jak u mnie, u wielu osób łączył się z niechęcią do konkretnych twórców lub po prostu brakiem motywacji do obejrzenia danych tytułów. Zamiast nadrobić filmografię Akiry Kurosawy, można przecież było obejrzeć odmóżdżający serial bądź po raz setny przeżyć romans Ricka i Ilsy czy kibicować zamaskowanemu mordercy w pogoni za napalonymi nastolatkami. Jak przecież wszyscy wiemy z kultowego „Rejsu”, niektórym najbardziej podobają się melodie, które już słyszeli, a to samo tyczy się filmów.

Kiedy więc już skończyłem powtórkę ulubionych tytułów, żadna z nowości mnie wystarczająco nie zainteresowała, a spowodowana wewnętrzną izolacją nuda wywołała filmową pustkę, postanowiłem sięgnąć po produkcje, które do tej pory odkładałem na półkę „kiedyś zobaczę”. Znałem je dobrze, bo przecież są znakomicie opisane i, z różnych względów, widziałem ich najważniejsze fragmenty. Ale, jak dobrze o tym wiedziałem, to nie to samo co emocjonalne zaangażowanie w całe dzieło.

Kino uczy się mówić.

No właśnie. Nagle zauważyłem cudowny świat znaczeń, który do tej pory ignorowałem. Epickie, wielogodzinne dzieła kina niemego z różnych zakątków świata powaliły mnie swoją dojrzałością, rozmachem realizacyjnym czy fabularną złożonością. Skupiłem się na tytułach wpisanych w obręb szeroko pojętej fantastyki. Mając w pamięci dobrze znane mi późniejsze produkcje, zobaczyłem tym samym, jak gatunek dorastał do formy, w jakim znamy go dzisiaj, a jego twórcy uczyli się jego języka i gramatyki, odważnie pokonując kolejne ograniczenia.

Nie był to pierwszy raz. Zawsze, kiedy tylko mam okazję nadrobić jakieś zaległości z zamierzchłych początków X muzy, wprawia mnie to w oniemienie. Tym razem seanse nie były jednak dyktowane nauką przed egzaminem, poczuciem recenzenckiego obowiązku znajomości tytułu, ani też wstydem przed znajomymi, którzy zachwalają daną produkcję. Tym razem czerpałem z tego prawdziwą kinofilską przyjemność w najczystszej postaci, rozkoszując się każdym kadrem, ujęciem, sceną i sekwencją.

REKLAMA

Nieważne, jakie masz zaległości, teraz możesz je nadrobić.

Specjalnie nie podaję konkretnych tytułów, bo nie one są tutaj ważne. Celem tego tekstu jest bowiem namówienie każdego, kto do tej pory nie chciał oglądać klasyki kina. Znam takie osoby i nieraz rozumiem ich podejście. Jestem jednak pewien, że nawet oni, gdyby mieli odwagę sięgnąć po starsze tytuły, mogliby się zdziwić, jak wiele filmowej przyjemności ich ominęło.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA