REKLAMA

I ty możesz zostać superbohaterem. "Kleszcz" od Amazona - recenzja sPlay

Za nami pilotowy odcinek jednej z nowych serii przygotowanych przez Amazona. Aktorska adaptacja kultowej kreskówki z lat 90., to udana mieszanka (lekko czarnej) komedii i pastiszu seriali (oraz filmów) o superbohaterach.

"Kleszcz", nowy serial od Amazona - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Zapewne nie każdy z was w ogóle kojarzy  "Kleszcza". Jeśli wychowywaliście się w latach 90., to mogliście mieć okazję zetknąć się z tym serialem, choć niekoniecznie doceniając go oraz zdając sobie sprawę, czym tak naprawdę był.

Po pierwsze, postać Kleszcza powstała początkowo jako maskotka sklepu z komiksami, w którym pracował twórca owej postaci, Ben Edlund (producent i scenarzysta opisywanego pilota "Kleszcza"). Heros wymyślony został więc głównie dla zabawy i ze względów marketingowych, ale z czasem rozrósł się do postaci posiadającej swoją własną historię i serię komiksów. Jednak dopiero serial animowany przyniósł mu względną popularność.

Tym, co odróżnia "Kleszcza" od innych opowieści o superbohaterach, jest fakt, że jest on subtelną parodią, bądź jak kto woli, pastiszem wszelkich opowieści o superbohaterach.

Już samą kreskówkę można było oglądać na dwóch poziomach: jako zwykłą bajkę dla dzieci, ale też jako samoświadomą komedię. I w tę samą nutę uderza nowa serialowa odsłona tego nietypowego superherosa.

kleszczII_news class="wp-image-72794"

Pierwsze co rzuca się w oczy osobom pamiętającym serial animowany, jest fakt, że "Kleszcz" od Amazona jest trochę bardziej mroczny, nawet powiedziałbym, że bardziej dojrzały.

W sumie można się było tego spodziewać, w końcu nie mamy już do czynienia z animacją, tylko aktorską serią, która kierowana jest do starszego widza. Poza tym, odcinek pilotowy wyreżyserował Wally Pfister, operator, który pracował z Christopherem Nolanem m.in. przy filmach "Memento", "Incepcja" czy trylogia Mrocznego Rycerza. Echa współpracy z Nolanem, jak wiemy lubującym się w bardziej poważnym podejściu do komiksów, ewidentnie się tu odbijają.

Przyznam, że po cichu liczyłem, że ów serial (no, w sumie na razie to tylko pilot) będzie miał w sobie trochę szaleństwa i niepohamowanej wyobraźni rodem z bajki, ale ta, trochę bardziej poważna wersja też przypadła mi do gustu.

Oczywiście, pisząc „poważna”, nie mam na myśli do końca serio, bo "Kleszcz" to nadal, na szczęście, komedia, w duchu bliska swojemu pierwowzorowi z komiksów i animacji. Co ciekawe, głównym bohaterem (przynajmniej na razie) wydaje się być nie tytułowy Kleszcz (świetny Peter Serafinowicz), tylko skryty i spokojny Arthur (w tej roli Griffin Newman), który w dzieciństwie przeżył tragedię z ręki superłotra imieniem The Terror i teraz ogarnięty jest obsesją znalezienia go ponownie.

Postać Arthura jest całkiem ciekawie zarysowana od strony psychologicznej. Po wspomnianej wcześniej tragedii, nie dość, że nękają go nerwowe tiki, to jeszcze zaczyna mieć halucynacje. I tu pojawia się właśnie postać Kleszcza. Nie wiemy do końca na ile jest on prawdziwy, skąd się wziął, ani na ile jest on realnym superbohaterem, który pojawił się, by ludzkość już nigdy nie musiała obawiać się zła.

kleszczV_news class="wp-image-72795"

Trzeba przyznać, że fabuła, w dużej mierzej obracająca się wokół postaci Arthura przywodzi na myśl skojarzenia z "Podziemnym kręgiem" bądź serialem "Mr Robot". I są to dobre skojarzenia, także buduje to perspektywę naprawdę ciekawego show, o ile wątki te zostaną dobrze rozegrane.

Wizualne serial prezentuje się całkiem nieźle. Jak na poziom telewizyjny oceniłbym, że spokojnie może konkurować "Flashem" czy "Supergirl". Jest tu oczywiście spora doza kampu i mrugania okiem do widza, choćby poprzez wspaniale kiczowate kostiumy (zarówno pozytywnych bohaterów jak i czarnych charakterów) oraz pompatyczne przemowy Kleszcza o potrzebie ratowania świata.

Podobnie jak kinowy "Deadpool", tak teraz Kleszcz wydaje się być potrzebny jako czynnik wprowadzający trochę więcej dystansu do gatunków produkcji o superherosach, które zaczęły same siebie traktować zbyt poważnie, a widownia jest już na tyle z nimi obyta i dojrzalsza, że można sobie pozwolić na więcej swobody.

REKLAMA

Pozostaje nam więc czekać na to jak dalej rozwinie się ta seria, bo ma ona w sobie naprawdę spory potencjał.

tick_recenzja class="wp-image-73382"
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA