Czy nagrywanie koncertów to siara, a telefony odchodzą do lamusa? Artyści coraz częściej apelują do uczestników, aby nie włączali przycisku nagrywania podczas muzycznego wydarzenia i skupili się na przeżywaniu i doświadczaniu. I chociaż wiele osób z pewnością ucieszyłby zakaz wnoszenia komórek na występy, to niestety w tych czasach trudno jest oczekiwać od publiczności cyfrowej wstrzemięźliwości.

Ostatnio wzięłam na tapet horrendalnie (w porównaniu do innych państw) wysokie ceny biletów w Polsce na koncerty zagranicznych gwiazd. Dziś natomiast o koncertach zrobiło się głośno przez pryzmat ich dokumentowania przez uczestników za pośrednictwem telefonów. Obecnie w zasadzie nie ma już bowiem takich wydarzeń, na których koncertowicze nie nagrywają swoich artystów podczas występów, w efekcie czego często zamiast sceny widać falę sztywno trzymanych lub chwiejących się w rytm muzyki komórek.
Koncerty bez telefonów: czy to dobra decyzja?
Ostatnio głośno w tej kwestii zrobiło się głośno za sprawą koncertu Ghost. Już podczas ogłaszania wydarzenia, które odbyło się w Łodzi w maju tego roku, ostrzegano, że żaden uczestnik nie wejdzie z telefonem ani na płytę, ani na trybuny. A że nikt bez telefonu z domu się już raczej nie rusza, to organizatorzy postanowili rozwiązać ten problem w inny sposób - każdy koncertowicz otrzymywał specjalne etui Yondr, do którego na czas koncertu wkładał swój telefon, a korzystanie z urządzenia możliwe było wyłącznie w wyznaczonych strefach. Strona Koncerty w Polsce przypomniała, że nie jest to nowe rozwiązanie - taka sama sytuacja miała miejsce już w 2018 r. w przypadku koncertu Jacka White'a.
Zdania internautów były mocno podzielone - jedni z przekąsem stwierdzili, że skoro Ticket Master wymaga od uczestników wydrukowania biletów, to powinien od razu wysyłać bilety w formie papierowej, a jeszcze inni przekonywali, że zakaz używania komórek to zbyt duża ingerencja w prywatność. Co ciekawe, sporo osób stwierdziło, że takie procedury powinny odbywać się za każdym razem i zachęcali innych do tego, aby choć raz doświadczyć takiego koncertu bez telefonu. Tylko czy w tych czasach to w ogóle możliwe?
Media społecznościowe już tak mocno zintegrowały się z naszym życiem, że podczas wielu wydarzeń ręka automatycznie kieruje się w stronę torebki czy kieszeni, aby wyciągnąć telefon i włączyć przycisk nagrywania. W jakim celu? Motywy są rozmaite - w moim przypadku, bo oczywiście też nie jestem święta, nagrywam kawałek refrenu ulubionej piosenki, aby mieć ślad po tym, że wzięłam udział w danym koncercie. Niektórzy nagrywają konkretne fragmenty (nawet nie samej muzyki, a na przykład wypowiedzi artystów w przerwach między kawałkami), aby skleić z nich filmik na TikToka, a jeszcze inni po prostu skaczą z telefonami chyba już z przyzwyczajenia, że muszą coś trzymać w ręce. Ale nie ma co tego demonizować.
Myślę, że wszystko zależy od tego, kto robi koncert i gdzie się ten koncert odbywa.
Pod koniec kwietnia miałam okazję uczestniczyć w koncercie Wardruny, folkowego zespołu z Norwegii, który odbywał się w operze w Oslo. Nie było zakazu nagrywania, ale jednak wyciągnięcie telefonu w zaciemnionej sali było dosyć problematyczne, bo można było poczuć na sobie oceniający wzrok. Pokusa, żeby udokumentować chociaż kilkanaście sekund była jednak silniejsza, dlatego dyskretnie nagrałam dwa krótkie filmiki, z czego bardzo się cieszę, bo dzięki nim wracam do tego wydarzenia z niemałym wzruszeniem.
Inna sprawa jest taka, że klimat tego koncertu sprawiał, że nie chciałam marnować ani chwili, żeby patrzeć na Einara Selvika przez ekran telefonu - bo w końcu spełniałam swoje marzenie zobaczenia jednego z moich ulubionych zespołów w kraju, w którym ma swoje korzenie. Aby zresztą w pełni zanurzyć się w twórczość Wardruny i "odpowiednio" przeżyć ten koncert, trzeba się maksymalnie skupić - potrzeba przeżycia swojego rodzaju katharsis jest większa niż chęć nagrania filmiku. Ale o Wardrunie mogłabym gadać i gadać.
Każdy ma zatem indywidualne podejście do telefonów na koncertach. Jedni nagrywają na pamiątkę, inni na media społecznościowie, a jeszcze inni po prostu chcą mieć komórkę w kieszeni na wszelki wypadek. Myślę sobie, że złotą zasadą w tej kwestii jest po prostu odpowiedzialne zachowanie i wzajemny szacunek - można nagrać kawałek, można nagrywać cały koncert, bo może to dla kogoś jest najważniejsze, a można nie wyciągać telefonu z kieszeni przez cały koncert, ale warto mieć z tyłu głowy, że można zasłaniać komuś tym sposobem widoczność i denerwować go ostrym światłem ekranu.
Czy całkowita wstrzemięźliwość od nagrywania jest możliwa? Bez odgórnego zakazu na pewno nie. Czy ma ona sens? To zależy. Na gigantycznym koncercie pełnym efektów specjalnych robią to wszyscy, więc pewnie nikomu nie będzie to zbytnio przeszkadzało. Na bardziej kameralnych wydarzeniach, jak na przykład wspomniana Wardruna, warto robić to z wyczuciem. Jesteśmy już tak przyklejeni do telefonów, że trudno by było oczekiwać, że całkowicie się od nich odetniemy. Warto jednak czasem zadać sobie pytanie, czy serio potrzebujemy dziesięciu takich samych nagrań, czy może warto pobujać się w rytm muzyki i oderwać się od cyfrowego świata. W końcu taka atrakcja zdarza się w tych czasach nieczęsto.