REKLAMA

Serio? Żarty z Sosnowca nadal są śmieszne? Kuba Wojewódzki twierdzi, że tak, a ja już rozumiem, dlaczego nie oglądam jego programu

Kuby Wojewódzkiego nie oglądam już od dobrych paru lat z małymi wyjątkami. I to nie dlatego, że – muszę wam wyjawić ten „straszny” sekret – jestem z Sosnowca, a samozwańczy król TVN-u się z mojego miasta śmieje. Tylko dlatego, że Wojewódzki przestał być śmieszny dokładnie tak samo jak żarty z Sosnowca właśnie.

Kuba wojewódzki sosnowiec
REKLAMA
REKLAMA

Tak, jestem z Sosnowca. Przez lata mieszkałam w innym mieście, ale teraz mieszkam w Sosnowcu i tutaj też się urodziłam. Moje miasto – będę tak o nim mówić, chociaż przyznam, że nigdy nie czułam się jakoś specjalnie lokalną patriotką – dostało nie raz i nie dwa od całej Polski. Hanysy nas nie lubią, bo jesteśmy gorole i nie godomy. Śmieją się, że jak do nich przyjeżdżamy, na Górny Śląsk, na który mamy jakieś 15 minut, kiedy nie ma korków, to powinniśmy mieć przy sobie paszport, bo Brynicę przekraczamy i jesteśmy ci inni. Wiecie, trochę jak bohaterowie Westeros, którzy przeprawiali się do Dzikich za Mur. Bo my, gorole – chociaż mnie się te podziały na Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie wcale nie podobają, bo przecież żyjemy tu wszyscy na kupie razem, obok siebie – tych Ślązaków trochę mamy za takich „dzikich”. Stereotypowo są głośni i czasem tak ze sobą rozmawiają, że nie wszystko rozumiemy, nawet jeśli wiemy, co to są szmaterlok i tasza czy maszkiety i kim jest Szczepan Twardoch.

Ale śmieją się z nas nie tylko Ślązacy, z Sosnowca śmieje się cała Polska i Kuba Wojewódzki. Tylko z Warszawą jako tako mamy sztamę i nawet sama mam jakieś niechlubne zdjęcie, na którym z kumplem pokazujemy „L-ki”.

Nowa fala żartów z Sosnowca zaczęła się parę tygodni temu, najpierw w programie Wojewódzkiego (bo to nie pierwszy raz, kiedy ten lubuje się w takim humorze, czasem nawet znajdzie kompanów). Gościem showmana był Łukasz Simlat, jeden z lepszych polskich aktorów, ostatnio zagrał w „Bożym ciele”. Tak się składa, że Smilat jest z Sosnowca, tu się urodził, tu chodził do liceum. Gospodarz postanowił to wykorzystać w jednym ze swoich wyrafinowanych żartów. Próbował dopiec aktorowi, że ten godności mieć nie może, bo przecież jest ze Sosnowca, jakby to powiedziała Magda z „Reichu” Pasikowskiego. Simlat nie krył zażenowania i niby chciał wyjść ze studia, chyba po to, żeby zakończyć tę farsę, ale ostatecznie panowie dokończyli rozmowę w towarzystwie Roberta Górskiego.

Można mówić, że przecież Wojewódzki siedzi na słuchawce i te wszystkie mniej lub bardziej czerstwe dowcipy ktoś mu podpowiada. Część na pewno, co nie zmienia faktu, że jako dziennikarz identyfikuje się z tą nudną już narracją, tak samo nudną jak ta, że Czeladź nie ma dworca kolejowego, Radom ma lotnisko, a Łódź to miasto meneli (tutaj jest miejsce na serdeczne pozdrowienia dla Bogusława Lindy). I to jest bolączka w ogóle jego programu – Wojewódzki żarty zamienia w słowa–wytrychy, ma ograniczoną liczbę tematów i nawet jeśli sobie wymyślił, że to będzie taka jego rola, Polaka-robaka, jeśli ktoś chciałby posłuchać o czymś więcej niż tylko o seksie, jego aktorstwie, o jego seksie, jego partnerkach i samochodach, to niewiele tam dla siebie znajdzie. Wyjątkiem jest, gdy do programu przychodzi jakiś – w rozumieniu Wojewódzkiego – bardziej „wymagający gość”, bo przecież nie wypada Andrzeja Seweryna zapytać, jak mu wychodzi w łóżku.

Swoją drogą Sosnowiec, Łódź i Radom, czyli Trójkąt Bermudzki w Polsce, powinny założyć jakiś Związek Miast Poszkodowanych albo odwrotnie – jakiś związek z czymś pozytywnym w nazwie. W każdym razie nawiązanie nici porozumienia ze względu na wszechobecną szyderę byłoby wskazane i może ukróciłoby już promowanie tych paszportów sosnowieckich w Zagłębiu i na Śląsku (ile można?), żeby pokazać jacy to nie jesteśmy zdystansowani w tym Sosnowcu, że już zapomnieliśmy o wampirze i o mamie Madzi. To było tak samo cool, jak słowo cool – kilkanaście lat temu, tylko wtedy nikt nie wpadł na to, żeby robić na tym pijar miasta, Panie Prezydencie.

Wojewódzki postanowił iść o krok dalej, a właściwie brnąć dalej w to samo. Uwaga, tego się nie spodziewacie: zażartował z Sosnowca. Tym razem na swoim koncie na Instagramie opublikował fotografię z tabliczką z napisem „Sosnowiec” – wyjaśnimy sobie od razu, to nie ten Sosnowiec koło Katowic. Zdjęcie jest o tyle wymowne, że... nic na nim nie ma. Wiecie to obraz takiej polskiej mieściny (mniej więcej co drugiej polskiej mieściny, zwłaszcza jak się wyjedzie za Aglomerację Śląską albo metropolie), gdzie, jak to się mówi, psy dupami szczekają. Czyli w skrócie: wiocha, w której nic się nie dzieje, nic nie ma – doprawdy, można pęknąć ze śmiechu dokładnie tak samo jak podczas emisji „Kuby Wojewódzkiego”.

Ustalmy sobie to raz na zawsze – nie, żarty z Sosnowca nie są śmieszne. I chyba nigdy nie były. To taki poziom – przychodzi baba do lekarza...

Są w większości żenujące jak śmianie się z czyjegoś nazwiska. Dlaczego miejsce zamieszkania, pochodzenia ma być w ogóle powodem do żartu? Gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, gdy ktoś skomentuje moje miejsce zamieszkania, kiedy mu się przedstawiam i nawiązujemy dialog, przysięgam, mogłabym kupić już cały TVN i zaprzestać emisji „Kuby Wojewódzkiego”. Żarcik musi paść prawie za każdym razem (czasem nawet nie jeden, czasem dwa), więc nauczona doświadczeniem zaczęłam już tych wannabe stand-uperów uprzedzać. Wiecie, dodawałam żenujące „hehe” na końcu zdania, albo mówiłam, że ze Sosnowca jak ta Magda, co miała 16 lat. Czasem przyjmowałam postawę bojową, w stylu „ze Sosnowca i co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. Ale dość tego, dość uginania się, dość dokładania cegiełki do tego żałosnego widowiska.

I mam poniekąd przeczucie, że miasto samo w tym do końca nie pomaga.

REKLAMA

Ciągłe podkreślanie, że nas to nie rusza, wydaje się naciągane – nie do końca rozumiem, dlaczego kilka kanałów komunikacji z mieszkańcami Sosnowca w mediach społecznościowych (w tym ten Prezydenta Miasta) zdominował Kuba Wojewódzki. Ostatnio nawet Sosnowiec zorganizował – uwaga – ROAST SOSNOWCA. To musiało być dopiero niezłe show. Zatrzymacie tę karuzelę śmiechu, błagam! I choć nie można odmówić sukcesu sosnowieckiej akcji z paszportami, które przedstawiają atrakcje miasta i były rozdawane na Śląsku, to mam poczucie, że budujemy nasz wizerunek, korzystając z utartych schematów, które odwołują się do negatywnego spojrzenia na miasto.

Wiecie, bo to jest tak, że my wiemy, że ten Sosnowiec to nie jest najpiękniejszy. Że przydałoby się to miasto odświeżyć, co częściowo jest czynione. Ale jak jesteś otyły i śmiejesz się ze swojej masy, to jest co innego, niż kiedy naśmiewasz się z czyichś dodatkowych kilogramów, a sam masz 60 cm w pasie. Dokładnie tak samo jest z Sosnowcem. My się z siebie śmiać możemy, a pan, panie Wojewódzki, niech się śmieje z Koszalina albo z własnego programu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA