Jeśli nie byłoby drugiego sezonu to byłbym wściekły. Legion: Chapter 8 pozostawia ogromny niedosyt!
OCENA
Właśnie zakończyła się emisja mojej ulubionej produkcji telewizyjnej debiutującej w 2017 roku. Legion: Chapter 8 pozostawia tak ogromny niedosyt, że gdyby serial nie dostał zamówienia na drugi sezon kląłbym z wściekłości.
W recenzji znajdują się spoilery z pierwszego sezonu serialu Legion, ale staram się nie mówić (zbyt dużo) o fabule finałowego epizodu. Czujcie się jednak ostrzeżeni.
Legion zachwycił mnie już od pierwszego odcinka, a kolejne epizody tylko pogłębiały fascynację światem i postaciami wykreowanymi przez Noah Hawley'a. Twórca telewizyjnego Fargo zdecydował się na współpracę z telewizją Fox i Marvel Studios i dał nam prawdziwą perełkę.
To nie jest kolejny serial o superbohaterach.
Zamiast klona Daredevila dostaliśmy opowieść o człowieku, u którego zdiagnozowano chorobę psychiczną. Na przestrzeni kolejnych odcinków okazuje się jednak, że tak naprawdę chory nie jest, a za to posiada różne supermoce. Co istotne - Legion obroniłby nawet bez konotacji z Marvelem i X-Menami.
Obawiam się wręcz, że komiksowa geneza czyni produkcji więcej złego, niż dobrego. Chociaż Noah Hawley opowiada o mało znanym bohaterze z serii X-Men, to serial nie jest bezpośrednio powiązany z kinowymi hitami. Z pierwowzoru czerpie zaledwie luźne motywy. Stworzył swoich własnych bohaterów i okrasił to fenomenalnymi zdjęciami.
Legion: Chapter 8 to wisienka na torcie.
W ósmym odcinku pierwszego sezonu cofamy się w czasie. Ostatnio widzieliśmy bohaterów, którym udało się ujarzmić żerującego na Davidzie pasożyta. Zaskoczyli ich jednak członkowie Division 3, czyli organizacji rządowej ścigającej mutantów. Pojawił się niewidziany od pierwszego epizodu śledczy.
Ósmy odcinek rozpoczyna się od sceny pokazującej losy tej postaci po pilocie. Jak już wiemy, członek Division 3 przeżył wybuch gazu na basenie, ale skutkowało to ogromnymi poparzeniami. Teraz widzimy, jak duże piętno to wydarzenie odcisnęło na nim i na jego życiu rodzinnym i dlaczego jest tak zdeterminowany, by schwytać Davida.
Po krótkim wprowadzeniu obejrzeliśmy jeszcze raz jego ponowne spotkanie z rezydentami Summerland.
Zdziwiło mnie to, jak rozwiązano impas w jakim znaleźli się bohaterowie, ale cała reszta była poprowadzona już jak po sznurku. David Haller próbuje rozprawić się do końca ze zjadającym go od środka pasożytem, ale Shadow King w postaci Lenny - oczywiście - nie pozwoli się tak łatwo wykurzyć. To wszystko prowadzi do finałowego pojedynku.
Aubrey Plaza kolejny raz pokazała, że była idealną osobą do zagrania tej roli. Legion: Chapter 8 pokazuje ją w zupełnie nowej charakteryzacji. Mentalna trumna, w której zamknął ją David okazała się dla niej mało łaskawa, a projekcja Shadow Kinga wygląda jakby właśnie wstała z grobu - aż przechodzą ciarki, gdy się na to patrzy.
Najbardziej zaskakujące było w tym wszystkim to, że finał... wcale nie zaskakuje tak jak pilot.
Legion przyzwyczaił nas do niespodziewanych zwrotów akcji i do tej pory kazał kwestionować wszystko, co widzieliśmy na ekranie. Z kolejnymi odcinkami jednak powoli odkrywano karty i największą niespodzianką jest to, że na finał... nie pozostawiono tak naprawdę żadnej ogromnej fabularnej bomby, której uważny widz nie wyryłby wcześniej.
Odcinek w porównaniu do poprzednich nie licząc wstępu był dość przewidywalny. To bardzo cwane zagranie - do samego końca oczekiwałem jakiegoś zwrotu akcji mówiąc do siebie w myślach, że przecież to wszystko nie może być takie proste, takie zwyczajne... a okazuje się, że jednak może! Nie uznaję tego jednak za wadę.
Szkoda tylko, że w ogóle pominięto wątek Amy.
Nie dość, że nagle wyparowała - niczym żona głównego bohatera produkcji Vinyl od HBO w finale - to David chyba zdążył zapomnieć, że Division 3 poddało ją torturom. Amy to zresztą jedyna postać, która zapowiadała się bardzo interesująco i której potencjału nie udało się w pełni wykorzystać.
Na szczęście wszystko inne w tym finale zagrało, a na swój sposób nawet uproszczona narracja bez większych twistów tutaj pasowała. Finał odpowiedział na sporo pytań i zostawił twórcom furtkę do tego, by fabułę drugiego sezonu poprowadzić na wiele różnych sposobów.
Pod względem wizualnym Legion: Chapter 8 jak już zdążyłem się przyzwyczaić najwyższa półka. Mało która produkcja telewizyjna zrealizowana jest w tak pieczołowity sposób - wliczając scenografie, detale, montaż, kolory. Ten serial to po prostu uczta dla oka!
Nie zabrakło też charakterystycznej dla produkcji na motywach komiksów wydawnictwa Marvel sceny w trakcie napisów, która naprawdę zaskakuje.