W odstępie kilku dni Netflix uraczył swoich abonentów drugim francuskim serialem z motywem seryjnego zabójcy. O ile Modliszka jest bardziej agresywna, tak Lód bardziej zachęca widzów do rozwikłania zagadki. Niestety, serial posiada podobne mankamenty, co ten pierwszy.
OCENA
Senne, położone w Pirenejach miasteczko. Wszyscy się znają, nikt się za bardzo nie wychyla, a o dawnych problemach każdy stara się zapomnieć. Do czasu, gdy na szczycie kolejki linowej nie zostają odkryte zmasakrowane szczątki konia. I to nie byle jakiego, bo wartego 600 tys. euro.
Muszę przyznać, że to dosyć miła odmiana. Nie żebym był zwolennikiem rytualnego zabijania zwierząt, ale ile już było produkcji zaczynających się od znalezienia ludzkich zwłok, do zbadania których przyjeżdża zgorzkniały detektyw, który przed laty prowadził w okolicy śledztwo i nie rozliczył się z przeszłością? Lód (w oryginale Glacé) teoretycznie wpisuje się w znany schemat, ale jednak rozgrywa sytuację nieco inaczej.
Głównym bohaterem jest Martin Servaz, który zostaje wezwany na stare śmieci z Tuluzy.
Razem z Irene Ziegler, młodą i ambitną kapitan, próbują odnaleźć sprawcę zbrodni. Znaleziony przy odciętej głowie zwierzęcia włos prowadzi ich do Juliana Hirtmanna, byłego prokuratora i przyjaciela Servaza, odpowiedzialnego za szereg morderstw sprzed lat.
Problem w tym, że seryjny zabójca przebywa w zakładzie psychiatrycznym, i to pod ścisłą opieką.
Gdy dwójka detektywów bada jego związek z zabiciem konia, w miasteczku dochodzi do serii morderstw. Zbrodnie szybko okazują się być powiązane nie tylko ze sobą nawzajem, ale też ze zbiorowym samobójstwem nastolatków sprzed lat. Najwięcej na ich temat wie właśnie Hirtmann, który wciąż pociąga za sznurki w miasteczku. Rozpoczyna się gra pomiędzy nim, Martinem i Diane Berg, niedawno zatrudnioną w ośrodku psychiatrą, która okazuje się być blisko związana z ostatnią ofiarą Juliana.
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę serialu jest całkiem dobry. Dość szybko wiadomo, kto jest inicjatorem serii zabójstw, ale wciąż chcemy poznać jego prawdziwe motywy. Główną zagadką pozostaje tożsamość faktycznych sprawców – zarówno najnowszych morderstw, jak i zbrodni sprzed lat. Odkrywanie kolejnych elementów zagadki ogląda się z zainteresowaniem, choć Lód nie należy do seriali, które cały czas trzymają w napięciu.
Niestety, jeśli ktoś sugeruje się tytułem i liczy na istotny wpływ warunków atmosferycznych na przebieg zbrodni czy pracę śledczych, to srodze się zawiedzie.
Nie ma tu scen przedzierania się przez zaspy czy krwi zraszającej nienaganną biel śniegu rodem z Fargo. Owszem, górskie krajobrazy są miłe dla oka, ale równie dobrze akcja mogłaby się toczyć na Lazurowym Wybrzeżu. Trudno odnieść także tytuł do relacji panujących między bohaterami.
Nie ma tu dość już oklepanych w thrillerach zwolnień tempa czy ostrzejszej muzyki, gdy dowiadujemy się istotnego faktu na temat badanej przez bohaterów sprawy. Tutaj najczęściej detektywi wybiegają lub wsiadają do samochodów, przez co niekiedy można się zastanawiać, czy dana scena faktycznie jest taka ważna.
Innym odejściem od kanonu typowych dreszczowców jest ograniczenie brutalności. Szczątki, czy to ludzkie czy końskie, pokazywane są zazwyczaj częściowo albo jako fragment szerszego ujęcia, i tylko na kilka sekund.
Z kolei aż komicznie przerysowana jest postać kapitana Servaza. W jednej scenie bohater zachowuje się całkiem normalnie, by za chwilę wrzeszczeć na podejrzanego i zdradzać mu informacje o zebranych dowodach. Bardzo kiepsko wypadło ukazanie jego życia prywatnego. Kontakty z córką i przyjacielem Vincentem nijak się mają do wątku morderstw, mało wnoszą do portretu psychologicznego i nie zostają rozwiązane w żaden satysfakcjonujący sposób. Wiele do życzenia pozostawia także rola Charlesa Berlinga.
Gra całej obsady kojarzyła mi się z europejskimi produkcjami obyczajowymi, emitowanymi na początku millenium w większości pasm przedpołudniowych.
Tamte seriale rzadko dotyczyły zabójstw i żaden nie trwał tylko sześciu odcinków. Lód można jednak potraktować podobnie; oglądać po jednym odcinku, z filiżanką kawy, i przygotowywać się w myślach na obejrzenie ciekawszej pozycji.