Łukasz Jakóbiak nie mógł spotkać się z Ellen, więc stworzył własną - jeszcze spełnianie marzeń czy już należy się martwić?
Wiecie jak to wyglądało dwadzieścia lat temu? Jak ktoś był trochę przytłumiony nieznośną szarością swojej egzystencji to rozgłaszał we wsi plotkę, że jego krowę porwali kosmici.
Potem taka historia miała co najmniej 8 lat solidnych zasięgów. O Maciejuku z Michałowic i jego krowie plotkowano w całym powiecie, analizowano nawet ten temat na spotkaniach okolicznych sołtysów, jak szczęście dopisało to sprawę opisał nawet Super Express - wycinek do dziś wisi na korkowej tablicy w lokalnej remizie - a spełnieniem marzeń było jak Polsat przysłał "Superwizjer" i zrobili z tego sześciominutowy materiał.
Czasy się zmieniły, technika poszła do przodu, Maciejukowie przyjechali do Warszawy, ale pragnienie błysku fleszy pozostało.
Z wieloma z was znam się przynajmniej z 5 lat, znacie moje zdanie na temat YouTube'a - kuźni sensacji, gdzie nawet nie trzeba mieć przesadnie ciekawej osobowości, jeśli tylko odpowiednio się zcrossujemy (czyli zaprosimy bardziej znanych od siebie na występy gościnne, tylko, na Boga, nie po to żeby nam pokazywali co mają w plecaku).
Myślę też, że domyślacie się jakie jest lub jakie mogłoby być moje zdanie na temat coachingu. Przypominam, że najbardziej znany coach w Polsce instruował swego czasu, żeby usiąść sobie wygodnie i mówić do siebie, to polip zniknie. Może teraz jest trochę bardziej zręczny w swoich wypowiedziach, ale jak dla mnie, to nadal są to takie same głupoty.
Cenię Łukasza Jakóbiaka za to, że jako pierwsza osoba w Polsce tak udanie połączył duży showbiznes z internetem, natomiast jego programu 20m2 raczej nie oglądam.
Choć ogólnie lubię talk-showy, ten akurat nudzi mnie potwornie, coś tam między nami nie gra, no i trochę - choć to może zbędna uwaga, ale w końcu jesteśmy w mediach - irytują mnie maniery prowadzącego. Nie umiem tego zdefiniować, po prostu razi mnie ta przerysowana egzaltacja.
Tak więc postać Łukasza Jakóbiaka jest mi znana, nie mam w stosunku do niej żadnych ugruntowanych odczuć, kojarzę jego działalność "szkoleniową" związaną z wykładami motywacyjnymi. Strzępki, które dotarły do mnie w sieci niezbyt wzbudziły mój entuzjazm, ale hej - trzeba na czymś zarabiać. Wyrobił sobie markę i teraz ją konsumuje. Dla mnie jest to naturalna decyzja, a skoro tolerujemy homeopatię i bioenergoterapię, to nie widzę powodu do wypowiadania od razu jakiejś zdecydowanej wojny coachingowi.
Łukasz Jakóbiak nie wstydzi się swoich marzeń, publicznie je deklaruje i co więcej - stara się je spełniać.
Moim zdaniem tak otwarte mówienie o swoich celach to duża odwaga. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na to, jakie są te marzenia... A to postać obok znanej piosenkarki, a to dotknąć znanego muzyka. No nie brzmią te marzenia zbyt imponująco. Nawet te panie z konkursów piękności przynajmniej dzięki instynktowi samozachowawczemu swoich managerów udają, że marzą o pokoju na świecie.
No i Łukasz Jakóbiak spełnia te swoje małe-wielkie marzenia, a następnie opowiada o nich ludziom, którzy również chcieliby w życiu postać obok znanej piosenkarki. No i motyw przewodni jest taki, że żeby osiągnąć swój cel trzeba często odstawić niezły kabaret.
Tym razem celem Jakóbiaka jest wystąpić w programie Ellen DeGeneres.
Przed kilkoma dniami kraj obiegła informacja, że youtuber dopiął swego i pojawi się w popularnym show spełniając swoje najskrytsze marzenie. "To fajnie dla niego, ale kompletnie mnie to nie obchodzi" - pomyślałem, ciesząc się sukcesem rodaka, ale jednak zachowując odpowiednie proporcje.
Niestety wygląda na to, że fake news i post-prawda znowu zatryumfowały, bo Łukasz Jakóbiak jednak w programie Ellen DeGeneres nie wystąpił. Co więcej - przez kilka tygodni we własnym zakresie odtwarzał studio słynnej prowadzącej, a następnie z sobowtórką znanej dziennikarki nagrał odcinek. Idea jest prosta - taki odcinek ma się "doviralować" do oryginalnego pierwowzoru prowadzącej i w końcu spełnić najpiękniejsze z pięknych marzeń o zaproszeniu polskiego youtubera do znanego show.
Przyznam szczerze, że ten odcinek to kawał ciężkiego dla mnie seansu - wspominałem wam o tym, że trochę irytuje mnie zmanierowanie Łukasza, a tutaj niestety mamy jakąś kumulację i to taką z gatunku tych, w których zwyczajowo kolejki ustawiają się od kolektury aż do spożywczaka. Jakbym miał swój własny talk-show to po czymś takim zrobiłbym tylko jedno - na złość nie zaprosił bohatera. Bo za bardzo, bo są jakieś granice.
No, ale niestety nie mam, a Amerykanie cieszą się do wszystkiego jak głupi do sera, więc prawdopodobnie Jakóbiak nawet i dopnie swego, chyba że Trump zainterweniuje na granicy, co by mnie zresztą przesadnie nie zdziwiło.
Martwi mnie natomiast ta durna moda na wypuszczanie fake news przez osoby publiczne na swój temat. Najpierw ślub-nieślub Kuby Wojewódzkiego, teraz coś takiego. Moim zdaniem powinniśmy piętnować takie sytuacje, bo niedługo będziemy czytali o tym, że Olbrychski był na Marsie, Dakann wziął ślub z Wardęgą, a krowę Włodka Markowicza porwali kosmici.