REKLAMA

Thriller psychologiczny, który chwyta za gardło i nie puszcza do ostatniej minuty. Obejrzycie go w Max

„The Royal Hotel” to film inspirowany głośnym dokumentem z 2016 r., który wywołał wiele sporów dotyczących treści. Osobiście staję po stronie jego obrońców i uważam go za naprawdę mocne kino - trzymające za gardło, porażające tym bardziej, że to horror naszej rzeczywistości. A raczej: codzienności wielu kobiet.

max nowości co obejrzeć the royal hotel opinia thriller julia garner
REKLAMA

„The Royal Hotel” - drugi po fenomenalnej „Asystentce” film Kitty Green (ponownie z Julią Garner w jednej z głównych ról) - bazuje na dokumencie „Hotel Collgardie” Petera Gleesona. Obraz opowiada historię Hanny i Liv, dwóch Amerykanek podróżujących z plecakami po Australii. Po wyczerpaniu funduszy w odległej części kraju, bohaterki przyjmują pracę w podupadającym pubie. Ten lokal, położony w odizolowanym miasteczku górniczym, stanowi centrum spotkań dla miejscowych robotników - głównie mężczyzn, których  zachowanie balansuje między koleżeństwem a groźbą. Jako jedyne kobiece pracownice, Hanna i Liv szybko stają się obiektem niechcianej uwagi. Hannę niepokoi swobodny seksizm, mizoginistyczne żarty i niewłaściwe zachowanie klientów pubu, którzy są w większości mężczyznami, chociaż początkowo Liv bagatelizuje to jako szok kulturowy.

REKLAMA

Max: The Royal Hotel, czyli co warto obejrzeć w ten weekend

Niby dramat, a jednak dreszczowiec, ba, momentami prawdziwy horror - pełna mniej i bardziej dosłownej przemocy droga przez psychologiczną mękę oraz ponury obraz ludzi nieświadomych kulturowych przemian. Jasne, protagonistki to osoby, których raczej nie darzy się sympatią - nierozsądne, krótkowzroczne. I cóż z tego, skoro brak rozsądku jest tu konfrontowany z czymś obiektywnie złym; z obrzydliwymi toksynami, z postawami, które dawno już powinny być wykorzenione. Ale nie są.

Green jest fenomenalna w budowaniu napięcia, w kreowaniu nieustannego poczucia zagrożenia, które drąży widza. Z drugiej strony udziela się nam też dziwne poczucie, że może tylko nam się wydaje - właśnie w ten niesamowity sposób reżyserka tworzy niezwykle immersyjny obraz doświadczeń wielu ofiar przemocy. Rzecz w tym, że bagatelizowanie jest jednym z pierwszych odruchów, ale gdy już nabiera się pewności, że zagrożenie jest realne, to zazwyczaj jest już za późno na to, by się ratować. 

The Royal Hotel

Nie wszystko tu działa, m.in. podbudowa relacji, background głównych bohaterek - aż prosi się, by poświęcić tym elementom więcej czasu. Można też mówić, że obraz jest banalny w wydźwięku, albo skrajnie generalizujący - uważam to jednak za bzdurę, bo tak sprawnie zarysowanych narracji na ten temat, które pozwalają widzowi odczuć pełną gamę niekomfortowych, intensywnych wrażeń, można szukać ze świecą. Dalej: obserwujemy wycinek rzeczywistości, nie jej całokształt - i nikt nie próbuje wmówić nam, że jest inaczej. Nie można jednak zaprzeczyć, że to - no właśnie - wciąż rzeczywistość, brutalna codzienność, z którą wiele osób musi się mierzyć.

Pomimo zakończenia, które nieco umniejsza wcześniejszej złożoności obrazu, całość pozostaje mrożącym krew w żyłach i surowym badaniem toksycznej kultury australijskiego Outbacku (napędzanej, rzecz jasna, głównie alkoholem). Green po raz drugi udowodniła, że ​​jest wnikliwą kronikarką również drobnych, ale wciąż niszczycielskich przejawów brutalnych wzorców zachowań, których doświadcza mnóstwo kobiet - gdziekolwiek się pojawią.

Film obejrzycie tu:
Max
The Royal Hotel
Max
REKLAMA

Czytaj więcej o filmach w streamingu:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA