REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Widziałem internetowy serial ASZdziennika - Miłość na ASAP-ie. Jest koszmarny

Janusz Korwin-Mikke, tradycyjnie w swoim beznadziejnym stylu, powiedział niestety prawdziwe słowa, wyjaśniając, dlaczego ludzie nie chcą oglądać paraolimpiady. I podobnie jest niestety z humorem improwizowanym. 

22.12.2017
10:59
miłość na asapie
REKLAMA
REKLAMA

Raz czy dwa miałem okazję oglądać coś takiego jak improwizowane sztuki teatralne, czy też raczej bardziej improwizowane skecze komediowe. Kilka osób plącze się na scenie przez dwadzieścia minut, cały czas gada i jeśli mamy dużo szczęścia, a serwowany alkohol jest dostatecznie mocny, to ktoś raz przypadkiem powie coś zabawnego.

ASZdziennik przedstawia Miłość na ASAP-ie

Nie mówię, że improwizacji należy nie oglądać. Ale faktem jest, że nie wiem, kto chciałby to oglądać. Najlepiej bawią się chyba sami uczestnicy plus ewentualnie ich znajomi, ale to też tylko dlatego, że aby występować w teatrze improwizowanym, trzeba być po prostu trochę ciapowatym. A ciapowaci ludzie - wiadomo - mają ciapowatych znajomych. Wiecie, tacy co to prędzej powiedzą wam „świetnie wyglądasz w tych sandałach” niż „pij, nie pierdol”. Ja prywatnie bardziej cenię sobie znajomych z tego drugiego kręgu towarzyskiego.

Kiedy dowiedziałem się, że ASZdziennik kręci swój serial, troszkę się tym faktem podjarałem, ponieważ kiedyś bardzo lubiłem ASZdziennik, nadal lubię jego twórcę. Uznałem, że to jego własny, rozpaczliwy krzyk potrzeby znalezienia sobie nowej, świeżej konwencji. I kiedy rozmawiałem z Rafałem na Spider’s Web on nawet wspomniał, że sporą rolę będzie odgrywała tam improwizacja. Ale, wiecie jak jest - nie widzimy bosego człowieka na ulicy, bo nie chcemy widzieć.

No i Rafał podesłał mi pierwszy odcinek już wczoraj, ale prosił żeby nie pisać mu prywatnej recenzji. Czyli ja już wiem, że on wie, że ja wiem.

Tego się nie da oglądać

Nie chodzi o to, ze to jest słabe, choć jest. To jest po prostu przeraźliwie nudne. Odcinek trwa 5 minut, a ja już od 01:50 modliłem się, żeby to już się wreszcie skończyło. Improwizacja rzadko kiedy jest zjadliwa, żeby coś z tego było, muszą wyprodukować to Amerykanie i zatrudnić komików z 30-letnim doświadczeniem.

Oglądając Miłość na ASAP-ie, sam zastanawiałem się w trakcie odcinka tylko nad jedną kwestią - jak chcę umrzeć. Czy szybko i przyjemnie na torturach w jakimś podmoskiewskim bunkrze. Czy powoli i w cierpieniu, oglądając drugi odcinek serialu ASZdziennika.

Kiedy ostatnio skrytykowałem Make Life Harder na Gazeta.pl (tzn. ja i do tego jeszcze ze 100 tys. internautów), to od drugiego odcinka zmienili formułę i wszystko naprawdę trzymało się kupy do samego końca pierwszego sezonu. Nie ukrywam, że na podobny efekt liczę i w tym wypadku. Innym razem napisałem, co sądzę o pilocie serialu Na Wiejskiej i to był ostatni odcinek serialu. I to też była bardzo, ale to bardzo dobra decyzja.

REKLAMA

Na plus Miłości na ASAP-ie należy zapisać realizację w bodajże warszawskim biurze NaTemat, ładną pracę kamery, ciekawe filtry. Gdyby w ten sposób nakręcono jakiś faktycznie zabawny serial internetowy, to może nawet dałoby się to oglądać. Na razie serial improwizowany jest jak ta paraolimpiada - super sprawa, zabawa i wyzwanie dla uczestników oraz ich rodzin, ale tak poważnie mówiąc, to nikogo to nie obchodzi.

Pierwszy odcinek Miłości na ASAP-ie obejrzycie już dziś o 11:00 na stronie ASZDziennika i Klubu Komediowego.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA