REKLAMA

Widziałem internetowy serial ASZdziennika - Miłość na ASAP-ie. Jest koszmarny

Janusz Korwin-Mikke, tradycyjnie w swoim beznadziejnym stylu, powiedział niestety prawdziwe słowa, wyjaśniając, dlaczego ludzie nie chcą oglądać paraolimpiady. I podobnie jest niestety z humorem improwizowanym. 

OCENA :
1/10
miłość na asapie
REKLAMA

Raz czy dwa miałem okazję oglądać coś takiego jak improwizowane sztuki teatralne, czy też raczej bardziej improwizowane skecze komediowe. Kilka osób plącze się na scenie przez dwadzieścia minut, cały czas gada i jeśli mamy dużo szczęścia, a serwowany alkohol jest dostatecznie mocny, to ktoś raz przypadkiem powie coś zabawnego.

REKLAMA

ASZdziennik przedstawia Miłość na ASAP-ie

Nie mówię, że improwizacji należy nie oglądać. Ale faktem jest, że nie wiem, kto chciałby to oglądać. Najlepiej bawią się chyba sami uczestnicy plus ewentualnie ich znajomi, ale to też tylko dlatego, że aby występować w teatrze improwizowanym, trzeba być po prostu trochę ciapowatym. A ciapowaci ludzie - wiadomo - mają ciapowatych znajomych. Wiecie, tacy co to prędzej powiedzą wam „świetnie wyglądasz w tych sandałach” niż „pij, nie pierdol”. Ja prywatnie bardziej cenię sobie znajomych z tego drugiego kręgu towarzyskiego.

Kiedy dowiedziałem się, że ASZdziennik kręci swój serial, troszkę się tym faktem podjarałem, ponieważ kiedyś bardzo lubiłem ASZdziennik, nadal lubię jego twórcę. Uznałem, że to jego własny, rozpaczliwy krzyk potrzeby znalezienia sobie nowej, świeżej konwencji. I kiedy rozmawiałem z Rafałem na Spider’s Web on nawet wspomniał, że sporą rolę będzie odgrywała tam improwizacja. Ale, wiecie jak jest - nie widzimy bosego człowieka na ulicy, bo nie chcemy widzieć.

No i Rafał podesłał mi pierwszy odcinek już wczoraj, ale prosił żeby nie pisać mu prywatnej recenzji. Czyli ja już wiem, że on wie, że ja wiem.

Tego się nie da oglądać

Nie chodzi o to, ze to jest słabe, choć jest. To jest po prostu przeraźliwie nudne. Odcinek trwa 5 minut, a ja już od 01:50 modliłem się, żeby to już się wreszcie skończyło. Improwizacja rzadko kiedy jest zjadliwa, żeby coś z tego było, muszą wyprodukować to Amerykanie i zatrudnić komików z 30-letnim doświadczeniem.

Oglądając Miłość na ASAP-ie, sam zastanawiałem się w trakcie odcinka tylko nad jedną kwestią - jak chcę umrzeć. Czy szybko i przyjemnie na torturach w jakimś podmoskiewskim bunkrze. Czy powoli i w cierpieniu, oglądając drugi odcinek serialu ASZdziennika.

Kiedy ostatnio skrytykowałem Make Life Harder na Gazeta.pl (tzn. ja i do tego jeszcze ze 100 tys. internautów), to od drugiego odcinka zmienili formułę i wszystko naprawdę trzymało się kupy do samego końca pierwszego sezonu. Nie ukrywam, że na podobny efekt liczę i w tym wypadku. Innym razem napisałem, co sądzę o pilocie serialu Na Wiejskiej i to był ostatni odcinek serialu. I to też była bardzo, ale to bardzo dobra decyzja.

REKLAMA

Na plus Miłości na ASAP-ie należy zapisać realizację w bodajże warszawskim biurze NaTemat, ładną pracę kamery, ciekawe filtry. Gdyby w ten sposób nakręcono jakiś faktycznie zabawny serial internetowy, to może nawet dałoby się to oglądać. Na razie serial improwizowany jest jak ta paraolimpiada - super sprawa, zabawa i wyzwanie dla uczestników oraz ich rodzin, ale tak poważnie mówiąc, to nikogo to nie obchodzi.

Pierwszy odcinek Miłości na ASAP-ie obejrzycie już dziś o 11:00 na stronie ASZDziennika i Klubu Komediowego.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T20:31:08+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T18:36:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T11:59:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Gorath. Droga gniewu: pożeracze fantasy, po prostu przeczytajcie tę książkę

"Gorath. Droga gniewu" to kolejna powieść fantasy z cyklu Janusza Stankiewicza, która zadebiutowała jesienią minionego roku. Jeśli jesteście fanami tej serii, to lektura 3. tomu z pewnością jest już za wami. Jeżeli jednak z twórczością tego autora nie mieliście jeszcze okazji się zapoznać, to najwyższy czas nadrobić zaległości - niezależnie od tego, czy zaczytujecie się w fantastycznych książkach, czy raczej omijacie je szerokim łukiem.

gorath
REKLAMA

Od 2022 r. Janusz Stankiewicz co roku przedstawia czytelnikom nową powieść z tytułowym półorkiem Gorathem w roli głównej. Do książek "Gorath. Uderz pierwszy" i "Gorath. Krawędź Otchłani", które ukazały się nakładem wydawnictwa Alegoria (obecnie, po odkupieniu przez autora praw do książek, seria ukazuje się pod szyldem Sinister Project: inicjatywy autorskiej, którą tworzy wraz z Jarkiem Dobrowolskim i Kają Flagą-Andrzejewską), dołączył w minionym roku 3. tom cyklu, czyli "Gorath. Droga gniewu". Tym razem autor postanowił nieco rozszerzyć wykreowany przez siebie magiczny świat i skupił się nie tylko na przygodach Goratha, ale również dał więcej przestrzeni pozostałym bohaterom. I - jak zwykle - zrobił to doskonale.

REKLAMA

Gorath: Droga gniewu - opinia o powieści fantasy

Przypomnę, że w poprzednich częściach Gorath zostaje wysłany przez Kathanę Marr na Wybrzeże Szkutników, gdzie ma za zadanie przeniknąć w szeregi gildii zabójców - Nocnych Cieni. Gdy półork morduje niedoszłą ofiarę Cieni, celowo zwraca na siebie uwagę zabójców (aby dostać się w ich szeregi). Siły Kathany Marr ostatecznie kładą kres Nocnym Cieniom, a sam półork po wykonanym zadaniu decyduje się przenieść na Wyspy Południowe. Planuje tam zacząć uczciwe życie, jednak na dobrych chęciach niestety się kończy.

Po brutalnej wojnie z ostatnimi królestwami leśnych elfów, która odcisnęła ponure piętno na wyspiarskiej społeczności, Gorath trafia w szeregi rywalizujących ze sobą gangów przestępczych. Niedługo później półork przyjmuje zlecenie od jednej z dawnych klientek Nocnych Cieni, co prowadzi go na piracki statek dowodzony przez kapitana zwanego Czarnym Żniwiarzem. Zadaniem jego załogi jest zdobycie statku Theran, zamorskiego ludu z Natanbanu, i przejęcie znajdującego się na nim pewnego artefaktu, który pragnie posiąść jeden z Kathanów z Imperium.

"Gorath: Droga do gniewu" to kontynuacja przygód Goratha, który próbuje odzyskać kontrolę nad własnym losem - wciąż nie odpowiedział sobie na pytanie, czy podczas wojny z Dominium Natanbanu uda mu się odkupić swoje winy, a także przed czyim obliczem przyjdzie mu stanąć: Marr czy Bovis-Tora. Tymczasem Czarny Żniwiarz, który został przywódcą bandyckiej florty, wyrusza wraz ze swoją załogą w krwawy rejs, a elf Evelon udaje się w podróż do elfiej stolicy, aby przygotować swój naród do nadchodzącej wojny.

Jestem pełna podziwu, że Stankiewiczowi udało się stworzyć niesamowity świat, który sukcesywnie w każdej swojej kolejnej powieści rozwija. Ponownie możemy poczuć wiatr we włosach i morską bryzę na statku Czarnego Żniwiarza, zasmakować przepychu w zamczysku Bovis-Tora, a także przenieść się na ulice elfickiej dzielnicy, Dolnego Strumienia. Autor po raz kolejny dał mistrzowski popis, jeśli chodzi o pogłębione, bogate i szczegółowe opisy miejsc, które są tak skonstruowane, że, zamiast nudzić, jeszcze bardziej pozwalają zanurzyć się w świat przedstawiony.

To samo dotyczy różnorodnych przedstawicieli poszczególnych grup społecznych - w powieści natknąć się można nie tylko na orków, ale również na elfy, piratów czy krasnoludów, a każda z tych frakcji jest starannie opisana. Swoją drogą jest to spore ułatwienie dla czytelników, którzy w natłoku imion nowych bohaterów mogą wrócić na początek książki i zweryfikować, kto należy do Elity Władzy Imperium, Orków Siczowych, Frakcji Baronessy, Elfiej Opozycji, Piratów, Gangsterów czy Sił Natanbanu. A jest to istotna kwestia, ponieważ w najnowszym "Gorathcie" autor pochyla się nad pozostałymi bohaterami, poszerzając swoje uniwersum o historie opowiedziane z innej perspektywy.

"Gorath. Droga gniewu" to po prostu kolejna solidnie napisana książka fantasy, z którą powinien zapoznać się nie tylko każdy fan gatunku - myślę, że pożeracze innego typu powieści również mogą z "Gorathem" poeksperymentować. Ja, choć jestem miłośniczką kryminałów, do kolejnych tomów z cyklu Stankiewicza wracam z ekscytacją, bo wiem, że nie zawiodę się pod względem warsztatu autora. I mimo że w kwestii fantasy jestem raczej laikiem, to powieści Stankiewicza czytam z przyjemnością - stworzył on bowiem brutalny, krwawy i fantastyczny świat, w którym warto zostać na dłużej.

REKLAMA

O książkach czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-18T11:43:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T09:46:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T09:18:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-18T08:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T20:31:08+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T18:36:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T11:59:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA