REKLAMA

„Mogę cię zniszczyć” już w tytule obiecuje, co z tobą zrobi. Oceniamy jeden z najlepszych seriali 2020 roku

„Mogę cię zniszczyć” nie boi się trudnych pytań, a swoimi odpowiedziami wgniata widza w fotel. To serial, który bezkompromisowo i szczerze niszczy oraz daje nadzieję jednocześnie. A jego autorka i odtwórczyni głównej roli, Michaela Coel, fascynuje coraz bardziej z każdym odcinkiem, będąc kobietą-kameleonem. 

mogę cię zniszczyć recenzja hbo opinie
REKLAMA
REKLAMA

Zanim jeszcze włączyłam pierwszy odcinek nowości HBO, „Mogę cię zniszczyć”, zdążyłam wiele dobrego o tym serialu usłyszeć. „Mocny”, „przekraczający tabu”, „genialny” – można było przeczytać w komentarzach krytyków. Pojawiały się porównania do „Euforii”, również produkcji HBO, która w moim prywatnym rankingu zdobyła zaszczytne 1. miejsce na liście najlepszych produkcji 2019 roku.

I rzeczywiście, skojarzenia z „Euforią” z Zendayą i Hunter Schafer w rolach głównych, nasuwają się od razu.

Ale także z „Niepewnymi” i „Dziewczynami”, bo „Mogę cię zniszczyć”, autorski serial Michaeli Coel, to diagnoza pokolenia millenialsów, ale też ważny głos współczesnego feminizmu. Coel, zresztą tak jak i Lena Dunham oraz Issa Rae, fascynuje bezkompromisowością, otwartością i bezpretensjonalnością w podejmowaniu ważnych tematów. A tutaj mamy całe ich spektrum: seksualność, tożsamość (seksualna), gwałt i jego konsekwencje, niemoc twórcza, samorealizacja, uzależnienia, będące pewną ucieczką przed rzeczywistością czy raczej sposobem na jej kreowanie, przyjaźń i inne relacje międzyludzkie.

Sam pomysł na fabułę tej dwunastoodcinkowej opowieści, napisało życie. Coel, 32-letnia Brytyjka, której korzenie sięgają Ghany, podczas wizyty z przyjaciółmi w barze, została zgwałcona.

Mężczyzna podał jej tabletkę gwałtu do napoju. I to wydarzenie staje się centrum osi fabularnej „Mogę cię zniszczyć”. Arabella (w tej roli właśnie Coel), młoda utalentowana pisarka, która wypłynęła na szersze wody dzięki swoim twitterowym publikacjom, próbuje pisać nową książkę. Nie ułatwiają jej tego ciągłe imprezowanie, zażywanie dragów, tęsknota i niechęć do obowiązków. Ta niemoc twórcza związana jest też z pewnym brakiem pomysłu na to, jak opisać swoje doświadczenia i co tak naprawdę Arabella chce powiedzieć o sobie czytelnikom. Czytelnikom, dodajmy, którzy zachwyceni jej debiutem, są nią zafascynowani i chcą więcej, lepiej, mocniej.

Jakby tego było mało, młoda kobieta mierzy się z trudną relacją z pewnym Włochem, a potem zaraz wieczorem, z którego nic nie pamięta. Nie wie, co wydarzyło się przez ostatnie kilka godzin jej życia. Na czole ma guza, a wokół siebie ludzi, którzy nie mówią jej prawdy. Jedna rozmowa pozwala jej zrozumieć, że padła ofiarą gwałciciela. Ale to jej, a nie jemu, przyjdzie się mierzyć z konsekwencjami strasznej nocy. To ona musi zgłosić gwałt na policję i uporać się z wyrwą w swojej duszy.

mogę cię zniszczyć opinia o serialu hbo class="wp-image-437605"

Ta droga Arabelli do poznania wydarzeń minionego wieczoru, a także siebie samej, bo to doświadczenie lawinowo wręcz zbliża ją do upadku na wielu polach, będzie trudna, emocjonalna, przerażająca. Pamiętam, że gdzieś w połowie serialu pomyślałam sobie „tu nie dzieje się nic dobrego; tu nie ma dobra”. Coel w „Mogę cię zniszczyć” stawia pytanie o to, gdzie przebiegają granice wyzwolenia i winy oraz bycia wykorzystanym. Czy złe rzeczy po prostu się dzieją? A może są konsekwencją naszych wyborów? Jak społeczeństwo postrzega kobiety i mężczyzn? Czy mamy szansę być równi? Czy mamy szansę żyć, tak jak chcemy i nie być narażonymi na niegodziwość, ostracyzm, piekło tu, na Ziemi?

Gwałt staje się bodźcem do tego, aby Arabella stawiła czoło innym, dawnym traumom.

Na światło dzienne wychodzą przeszłe bolączki, lęki i wątpliwości, które kobieta ukryła gdzieś głęboko i przykryła warstwą szaleństwa, beztroski, modnego życia. Im lepiej ją poznajemy, tym bardziej widzimy jej bezbronność. Tym bardziej rozumiemy. Tym wyraźniej przeglądamy się w jej obawach, decyzjach jak w lustrze.

seriale hbo mogę cię zniszczyć class="wp-image-437611"

Tłem do tej podróży Arabelli w głąb własnego „ja”, są relacje z jej przyjaciółmi, Terry i Kwame, a także ich prywatne rozterki i dążenia. Każdy z bohaterów „Mogę cię zniszczyć” jest takim szkiełkiem pozwalającym nam obejrzeć jak pod mikroskopem współczesne sieci powiązań międzyludzkich, aktualne problemy i dalej – kondycję obecnego społeczeństwa. To, z czym zmagają się młodzi ludzie, którzy już dorośli, ale wciąż nie chcą zauważyć, że tak się stało. Bo dorosłość przygniata, jest obca, nieprzyjemna. Wymaga od nas, byśmy wiedzieli, kim chcemy być. A co jeśli wciąż tego szukamy?

Poza ładunkiem emocjonalnym, jaki niesie ze sobą ta historia, „Mogę cię zniszczyć” to serial świetnie nakręcony.

Teledyskowe sceny (ta, w której Arabella przemierza miasto ze smartfonem w dłoni, nagrywając Insta Story – perełka!), żywe kolory, fantastyczne kostiumy, retrospekcje – to wszystko składa się w spójną, wciągającą całość, którą chłonie się przyjemnie, ale i na granicy bólu. Sam finał, wybaczcie to określenie, rozwala system. Rzuca wyzwanie, by znaleźć własną odpowiedź na pytania, które bezlitośnie cię obnażą i mogą, cóż... zniszczyć.

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA