REKLAMA

Disney dobrze wie, jak bawić i wzruszać. „Mój przyjaciel smok”, recenzja sPlay

Jeśli uwielbiacie filmy Spielberga i jesteście fanami serialu „Stranger Things” oraz disnejowskich opowieści familijnych, to zakochacie się w produkcji „Mój przyjaciel smok”.

Disney wie jak bawić i wzruszać. "Mój przyjaciel smok", recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

"Mój przyjaciel smok" to remake filmu (dość marnego przyznaję), o którym zapewne nigdy w życiu nie słyszeliście. Jego pierwotna wersja powstała w 1977 roku i była aktorskim musicalem, w którym postać smoka Elliota była animowana rysunkowo. Nowa odsłona, poza ogólnym zarysem fabularnym jest kompletnie świeżym tworem, a smok oczywiście wygląda prawie jak żywy dzięki cudom CGI. To w sumie ciekawe, że ze wszystkich możliwości jakie ma przed sobą Disney, studio postanowiło postawić swoje karty na ten nieznany szerzej film sprzed prawie 40 lat, przez co "Mój przyjaciel smok" dla przeciętnego widza funkjonuje zapewne jako oryginalne dzieło.

No, powiedzmy, że oryginalne, bo z samego początku fabuła wydaje się nam dziwnie znana. Oto obserwujemy trzyosobową rodzinę, która wybrała się w podróż. Mama, tata i pięcioletni Pete. Niestety, w trakcie podróży wydarza się straszliwy wypadek samochodowy, w którym giną rodzice chłopca, przez co mały Pete zostaje sam pośrodku lasu. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzi mu kryjący się w owym lesie... przyjacielski smok, który od tej pory będzie się opiekował chłopcem żyjąc z nim razem poza cywilizacją. Brzmi to więc trochę jak wariacja postaci Tarzana czy Mowgliego.

Choć pozornie wydaje się, że pomysł na film, rozgrywający się współcześnie, w którym w lasach na południu Ameryki żyje sobie w ukryciu nie kto inny, a smok, jest trochę niedorzeczny, to, o dziwo, widz niemalże natychmiast akceptuje ten motyw i daje się porwać całej opowieści.

Sam do końca nie wiem, na czym polega tajemnica tego filmu: czy to kwestia zdjęć, świetnej reżyserii, przepięknej muzyki czy dobrze nakreślonych postaci i aktorów, którzy znakomicie się spisują w swoich rolach. W każdym razie, cokolwiek to jest – działa! „Mój przyjaciel smok” to przepiękna, zabawna i wzruszająca opowieść o przyjaźni, rodzinie i z subtelnie zaznaczonym wątkiem pro-ekologicznym.

Reżyseruje David Lowery, który do tej pory kręcił amerykańskie filmy niezależne i trzeba przyznać, że ów sznyt indie movies dość wyraźnie przeszczepił na potrzeby familijnego widowiska. Z sukcesem.

moj_przyjaciel_smokIIii_recenzja class="wp-image-73081"

Zarówno sceny rozgrywające się w lesie, jak i te, w których akcja przenosi nas do małego miasteczka, mają w sobie autorską wrażliwość i intymność. Akcja nie pędzi wcale na złamianie karku, jak to dziś bywa w wielu produkcjach dla dzieci i młodzieży, gdzie tempo jest rodem wzięte z teledysków czy reklam. A to wnosi cały film na trochę wyższy poziom niż inne produkcje z tego gatunku. Z pewnością nie szkodzą mu też dobre kreacje aktorskie. Na uwagę zasługuje Oakes Fegley wcielający się w 10-letniego głównego bohatera, Pete’a. Chłopiec nie ma może aż takiej charyzmy i talentu jak pamiętany z "Szóstego zmysłu" Haley Joel Osment czy Jacob Tremblay zachwycający niedawno w "Pokoju", ale potrafi całkiem przekonująco oddać emocje i jest naturalny. Do produkcji tego typu więcej nie trzeba. Dodatkowo, drugi plan solidnie wspierają Bryce Dallas Howard oraz sam Robert Redford.

Nie sposób też pominąć przepięknej muzyki autorstwa Daniela Harta. Motyw przewodni "Mój przyjaciel smok" z pewnością zostanie z wami na dłużej.

A sam smok? Uroczy, imponujący, chwilami zabawny i budzący respekt zarazem; przez większość czasu przypominający ogromnego psiaka. Oczywiście mistrzowsko animowany komputerowo przez Weta Digital (ta sama firma, która dała światu m. in. Golluma).

moj_przyjaciel_smok_recenzja class="wp-image-73083"

Wprawdzie nie jest to żaden krok naprzód w rozwoju technologii CGI, ale też, chyba ów film nie miał być tego typu produkcją. To raczej przypadek dzieła, które ma dostarczać bezpretensjonalnych emocji i wrażeń, korzystając ze zdobyczy technologicznych, tak by jak najlepiej opowiedzieć daną historię. Tylko tyle i aż tyle.

"Mój przyjaciel smok" to idealny seans dla każdego. Możecie zabrać na niego swoje dzieci, młodszą siostrę, siostrzeńca, jak i pójść ze znajomymi, dziewczyną, a nawet zabrać ze sobą rodziców i dziadków. Niełatwo jest zrobić film skierowany dosłownie dla wszystkich, jednak Disney udowadnia, że doszedł już w tej materii do perfekcji.

REKLAMA

Film jest w kinach w polskiej wersji językowej i jak przeważnie nie znoszę dubbignu w filmach aktorskich, starając się unikać tego typu potworków, tak o dziwo "Mój przyjaciel smok" należy do dosłownie kilku przypadków, gdzie dubbing naprawdę nie razi, jest całkiem dobrze dobrany, także niech tym razem nie będzie on przeszkodą dla starszego widza przed wybraniem się do kina.

moj_przyjaciel_smok_plakat class="wp-image-73080"
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA