Kiedyś czekałem na ten serial. Siedziałem jak na szpilkach, a ręce drżały mi przed wciśnięciem przycisku play. Dzisiaj Suits to serial zagubiony. Czy nowy sezon zmienia ten obraz?
OCENA
Kilka ostatnich sezonów straciło te elementy, za które fani na całym świecie pokochali serię. Brakowało interesujących przeciwników i intryg, które swego czasu tak mocno wyróżniały ten serial.
Suits stawał się powoli produkcją obyczajową, a to negatywnie wpływało na fabułę. Rozterki bohaterów nie dawały tyle satysfakcji co fenomenalne potyczki słowne i naciągane, ale mimo to interesujące, batalie prawne.
Nawet muzyka, która była jednym z najlepszych elementów serialu, odeszła w stronę zachodzącego słońca.
Wydawało się, że tego serialu nic już nie ocali, ale pierwszy odcinek nowego sezonu daje nowe nadzieje.
Podchodząc do oglądania nowego sezonu, możemy puścić w niepamięć absurdalne rozwiązania fabularne związane z obecnością Mike'a w więzieniu. Możemy też przejść do porządku dziennego w kwestii emocjonalnego rollecoastera, jakiego zafundował nam Lit. I co najważniejsze, możemy mieć nadzieję, że Harvey zakończył zmagania z problemami natury psychologicznej, które nijak nie napędzały fabuły.
Przyszła pora na nowe rozdanie
Wrócił stary, dobry Harvey. Pewny siebie, błyskotliwy, szarmancki. Prawnik z perfekcyjnie ułożoną fryzurą, który bierze na swoje barki wszystkie problemy tego świata. Pokochaliśmy tę postać za cechy, które przypisać można głównie superbohaterom i w nowym sezonie Harvey w końcu wraca na piedestał.
Wrócił też Mike. Co prawda nie ten nadzwyczajnie inteligentny, posiadający doskonałą pamięć Mike, ale i tak ogląda się go dużo lepiej w garniturze niż w więziennej piżamce.
Nawet Lit, który w ostatnich sezonach został sprowadzony do roli maskotki, wrócił w swoim najlepszym stylu. W pierwszy odcinku siódmej serii objawił się jako brutalny i obrzydliwy postrach swoich podopiecznych. Jego zachowanie doprowadziło do momentu, w którym potyczka słowna z Donną przypomniała mi, dlaczego swego czasu tak bardzo lubiłem ten serial.
Wróciła dobra muzyka i humor. Wróciło też, to co najlepsze, tak zwana "wisienka na torcie" - dobre, wciągające dialogi pomiędzy Harveyem i Mikiem. To było coś czego brakowało mi w poprzednich sezonach. Teraz jest ich więcej i mimo że wciąż nie wystarczająco to i tak z nadzieją patrzę w przyszłość.
Fabularnie również jest lepiej
Fabuła, zamiast skupiać się na problemach jednostek, opiera się na faktycznych problemach i relacjach z klientami. Nowy sezon wprowadza na nowe tematy i wprowadza historię na tory, które mają doprowadzić do ocalenia kancelarii. Kancelarii, która po odejściu Jessiki z każdym dniem chyliła się ku upadkowi. Firmie, która musi walczyć o przetrwanie na niezwykle trudnym nowojorskim rynku.
Mimo że fabularnie jest lepiej, to w dalszym ciągu brakuje "kropki nad i". Brakuje wprowadzenia głównego antagonisty, który tak jak kiedyś Hardman, wywoła niemałe zamieszanie w szeregach głównych bohaterów.
Gdy wydawało się, że wszystko wraca do normy, Batmana w garniturze ogarnął strach...
Na całe szczęście Harvey okazał się silniejszy i tak jak w trylogii Nolana Batman, tak i on podniósł się z kolan. Mimo przeciwności losu nie dostał kolejnego ataku paniki, tylko wziął sprawy w swoje ręce.
Czy serial wraca na właściwe tory?
Pierwszy odcinek nowej serii nie był najwyższych lotów, ale pod względem jakości z pewnością odstawał od tego, co twórcy serii serwowali nam od dwóch czy trzech sezonów.
Dodatkowo dostaliśmy niespodziankę [uwaga spoiler]
Donna, która zawsze była nieodłącznym elementem rozwoju wydarzeń w końcu wzięła przysłowiowego byka za rogi i postawiła ultimatum, mówiąc: "Chcę zostać partnerem".
Te słowa mogły wzbudzić lekki uśmiech, bo Donna nie jest nawet prawnikiem, ale z drugiej strony Suits to serial, który nie raz pokazał, że rzeczy absurdalne mogą się wydarzyć każdego dnia.