REKLAMA

Filmowa "Mroczna wieża" to kpina z fanów sagi Stephena Kinga – recenzja Spider’s Web

"Mroczna wieża" to podręcznikowy przykład na to, jak koncertowo zmarnować potencjał znakomitego materiału źródłowego i zrobić z niego przeciętniaka.

Mroczna wieża film
REKLAMA
REKLAMA

Niektóre studia filmowe nigdy się nie nauczą. Jeśli ktokolwiek sądził, że z 7-tomowej książkowej (i liczącej ok. tuzina komiksów rozwijających całą opowieść) sagi można zrobić 95-minutowy i zarazem dobry film, to "Mroczna wieża" niech będzie nauczką dla wszystkich.

Od kiedy tylko po raz pierwszy, lata temu, zetknąłem się z pierwszymi trzema książkami z serii "Mroczna wieża", z jednej strony marzyłem o tym, by pojawiła się jej filmowa wersja, a z drugiej obawiałem się, że to nie do końca możliwe.

Ktokolwiek czytał opus magnum Stephena Kinga, ten wie, że "Mroczna wieża" to niesamowita mieszanka westernu, sci-fi, horroru, fantasy i przygody.

Fabuła powieści rozgrywa się w krainie z innego wymiaru, która przypomina amerykański Dziki Zachód, ale rozgrywa się również we współczesnym świecie. Połączenie wszystkich wątków (zahaczających o mitologię, popkulturę, filozofię) i motywów może się prezentować znakomicie. Na papierze. Jednak na taśmie filmowej niekoniecznie. Tym bardziej, jeśli mówimy o skondensowaniu tego w jednym filmie.

Zakładałem, że "Mroczna wieża" powstanie w wersji serialu telewizyjnego (wtedy byłaby czymś na kształt "Westworld"). Ewentualnie zostanie nakręcona równocześnie jako cała trylogia, analogicznie jak "Władca Pierścieni" Petera Jacksona.

Wytwórnia Sony podeszła do "Mrocznej Wieży" jeszcze inaczej. Książkowy pierwowzór został potraktowany jako luźny zbiór motywów i pomysłów, które następnie wykorzystano, tworząc z nich schematyczny i wtórny do bólu film rozrywkowy o wybrańcu, który jest w stanie uratować świat przed złem i chaosem.

Trudno nie mówić o "Mrocznej wieży" w kategoriach porażki i zmarnowanego potencjału.

Twórcy próbują wyjść z tego obronną ręką. Korzystając z mitologii sagi Stephena Kinga, sugerują, że filmowa "Mroczna wieża" jest nie tyle adaptacją książek, co alternatywną wersją. Ich fabuła i tak zakłada istnienie równoległych światów. Co więcej, film ma być wstępem do planowanej serii telewizyjnej, która rozwinie wątki z kinowej "Mrocznej wieży", jak również cofnie się w czasie, pokazując wydarzenia, które rozgrywają się lata przed tym, co oglądamy w filmie.

idris elba tom taylor mroczna wieza

Nawet jeśli tak się ostatecznie stanie, nadal nie jest to usprawiedliwienie istnienia "Mrocznej wieży". Film Nikolaja Arcela jest tak płytki, jak to tylko możliwe. Widz nie dostaje właściwie żadnej szansy na to, by jakkolwiek zżyć się z bohaterami, poznać ich motywacje i ich samych.

Roland i Człowiek w Czerni pokazani zostali absolutnie czarno-biało. Obaj są jednowymiarowi.

matthew mcconaughey idris elba mroczna wieza

Roland ogarnięty jest żądzą zemsty na Człowieku w Czerni za zabicie jego ojca. Ten drugi jest niestety kompletnie bezbarwnym czarnym charakterem, którego celem jest zburzenie wieży i sprowadzenie zła i mroku na świat.

Od strony fabularnej i scenariuszowej "Mroczna wieża" prezentuje więc poziom średnio udanego widowiska dla 12-latków. W dodatku kiepsko wyreżyserowanego. Akcja pędzi od zdarzenia do zdarzenia. Wszystko to jest na szybko i niechlujnie zmontowane. Ledwo co zaczyna się film, a już jesteśmy wrzuceni w chaotyczną akcję i podróż, która ledwo po swoim rozpoczęciu dobiega końca.

Scenariusz to zbiór luźno skleconych wątków, które wybrano losowo z sagi, ale również ze "Lśnienia" i "Doktora Sen" (co akurat wypadło całkiem ciekawie).

Aktorzy są bardzo nierówni. Grający Jake’a Chambersa Tom Taylor i Idris Elba, który wciela się w Rolanda, wypadają całkiem przekonująco. Matthew McConaughey, jako Człowiek w Czerni, jest mimo wszystko dość bezbarwny. Niby jest złowieszczy, ale tak naprawdę nie wychodzi zanadto poza typowy czarny charakter. Takie kreacje możemy oglądać w co drugim komercyjnym widowisku.

Warto też nadmienić, że Elba i McConaughey kompletnie nie pasują do swoich ról.

Idris Elba jeszcze jakoś się broni, to znakomity aktor i ma niebywałą charyzmę. Sęk w tym, że czytając "Mroczną wieżę", wyobrażałem sobie tę postać zupełnie inaczej.

McConaughey jeszcze bardziej nie pasuje do swojego bohatera. Człowieka w czerni widziałem jako postać bardziej masywną, złowrogą i tajemniczą. Niestety w filmie przypomina on podstarzałą gwiazdę emo-rocka, bądź projektanta mody z lat 90.

Nieduży budżet (raptem 60 milionów dolarów) jest niestety widoczny na każdym kroku.

mroczna wieza

Plenery są dość ubogie, większość scen akcji rozgrywa się w ciemności albo w przyciemnionych pomieszczeniach. Typowo widowiskowych sekwencji właściwie w Mrocznej wieży nie ma. Jest jedna, nawet udana, scena finałowej strzelaniny, ale nie wychodzi ona poza poziom obecnych produkcji telewizyjnych ("Gra o Tron" ma większy rozmach).

Całkiem udanie wypadły sceny z Rolandem, który próbuje odnaleźć się we współczesnym Nowym Jorku. Czuć w nich potencjał przygodowy i komediowy. Niestety on również został zmarnowany. Sceny te trwają ledwie parę minut. Aż się prosi, by było ich więcej…

"Mroczna wieża" cierpi na przypadłość, która dotknęła ostatnio kilku wielkich widowisk.  Jest to film potwornie pocięty na stole montażowym i to niestety widać.

Żaden wątek nie jest w stanie w pełni wybrzmieć, wszystko jest ledwie muśnięte. A przez to całość zdaje się być tylko przepłaconym i rozciągniętym w czasie zwiastunem serialu telewizyjnego.

Jak widać, niektóre wytwórnie nigdy nie nauczą się szanować swoich widzów, naiwnie wierząc, że wystarczy dać gawiedzi byle ochłap, który i tak się sprzeda, bo jest franczyzą.

Abstrahując od samej serii książek, "Mroczna wieża" jest filmem, który ogląda się w miarę bezboleśnie. Ale powinno od razu trafić na VOD.

REKLAMA

Niezorientowany w historii Rolanda widz, szukający lekkiego i niezbyt angażującego komercyjnego kina, dostanie mniej więcej to, co obiecywały mu zwiastuny.

Najsmutniejsze jest jednak to, że "Mroczna wieża" w wersji książkowej to coś znacznie więcej niż tylko materiał na bezmyślne, popcornowe kino, o którym zapominamy chwilę po wyjściu z kina. Cała saga kryje w sobie ogromny potencjał, ciekawe postaci, wspaniałą mitologię, mnóstwo wątków. Fakt, że powstał z tego tak ubogi i byle jaki film, to wręcz zbrodnia, na którą ta książkowa seria absolutnie nie zasługuje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA