REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka

Rob Cohen to specjalista od efekciarskich filmów akcji. Ten, kto oglądał "xXx" i "Szybkich i wściekłych" wie o co chodzi. Ten sam reżyser zabrał się za trzecią "Mumię" i od razu wprowadził rewolucję. Jednak czy te zmiany wyszły filmowi na dobre? Polemizowałbym.

11.03.2010
23:02
Rozrywka Blog
REKLAMA

Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka to trzecia część zarówno kinowego jak i kasowego przeboju sprzed kilku lat. Pierwsze dwie zostały przyjęte bardzo ciepło zarówno przez krytyków jak i widzów. Świetnie zrealizowana i opowiedziana przygoda, mnóstwo szybkich walk i przede wszystkim wartka akcja - oto główne cechy pierwszych dwóch filmów wyreżyserowanych przez Stephena Sommersa.

REKLAMA

Mumia jednoznacznie kojarzy się z egipskimi piramidami i monumentalnymi grobowcami, jednak twórcy tym razem proponują nam wycieczkę do Azji, a dokładnie do Chin. Skazany na wieczne potępienie cesarz Han został wskrzeszony. Wciąż pamięta wszystko, co wyrządziła mu podstępna czarodziejka i poprzysięga zemstę. Za pomocą armii terakotowych żołnierzy Han ma zamiar podbić całe Chiny i objąć panowanie. Tymczasem kwartet - główny bohater Rick O'Connell, syn Alex, żona Evelyn i brat Jonathan mają (a jakże!) pokonać mumię i zaprowadzić z powrotem pokój w Azji.

Początek filmu poraża wręcz płycizną fabularną. Scenarzyści nie wysilając się zbytnio nakreślili standard. Naszym oczom ukazuje się wstęp do całej opowieści, czyli przebudzenie Cesarza-Smoka. Potem przeskakujemy do domu O'Connellów, gdzie niczego niespodziewająca się rodzina nagle dostaje wiadomość i natychmiast wyrusza do Chin by stanąć czoła przeciwnikowi. Pierwsze pół godziny filmu to droga przez mękę. Proponuję uzbroić się w sporą paczkę popcornu.

Rob Cohen ma słabość do efektów specjalnych. O ile w jego dwóch poprzednich filmach komputerowe dodatki dobrze wypełniały całość, to tutaj niestety efektowność momentami przeradza się w tandetne efekciarstwo. Film, szczególnie w końcowej walce armii Hana z bohaterami jest wręcz przeładowany komputerową animacją. W finałowej potyczce tak naprawdę trudno się dopatrzeć kto, gdzie i z kim walczy. Dobrym zabiegiem są za to zabawne scenki wtrącane w niektórych momentach, które na śmieszą i pozwalają się rozluźnić przed kolejnymi kilkoma minutami filmu.

REKLAMA

Aktorzy doskonale uzupełniają poziom filmu: grają po prostu średnio. Zupełnie w roli Evelyn nie sprawdziła się Maria Bello. Nie wiem czy to wynik jej marnych umiejętności, ale postać żony Ricka, którą odgrywała, była kompletnie bez wyrazu. Ot, taka kobietka, której głównym zadaniem było dotrzymywanie mężowi towarzystwa i wtrącenie raz na jakiś czas głupawej kwestii. Nie sposób uniknąć tu porównań Bello z Rachel Weisz, która wcieliła się w tą rolę w pierwszych dwóch częściach. Weisz zagrała o niebo, a nawet dwa lepiej. Szkoda, że nie występuje w tym filmie, bo niewątpliwie wyróżniała się umiejętnościami aktorskimi na tle reszty. Złego słowa nie można powiedzieć o pracy Brendana Frasera, filmowego Ricka. Doskonale pasuje do roli gościa, który raz ma zadać cios mieczem, raz strzelić i ostatecznie zwyciężyć. O reszcie można praktycznie powiedzieć tyle, że wystąpili. Jet Li nie pokazał nic specjalnego, bo i nie mógł, wszak etykieta cesarska obowiązuje.

Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka to typowe kino familijne. Mnóstwo dynamicznej akcji nafaszerowanej efektami specjalnymi, przygoda, która zainteresuje zarówno dzieci, jak i niewymagających dorosłych widzów. Niestety widać wpływ nowego reżysera na film. Z ciekawego, wciągającego filmu przygodowego "Mumia" przerodziła się w proste, niezobowiązujące kino familijne. Takie w sam raz na niedzielne popołudnie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA