No dobra, najwyższa pora, żebym to napisał – jestem za wprowadzeniem ustawy nakazującej odtwarzanie w każdej ubikacji, toalecie, czy kiblu (jak kto woli) muzyki. Mam dosyć wysłuchiwania odgłosów pierdów dobiegających z sąsiedniej kabiny. A jeśli już nakazywać odtwarzanie muzyki, to najlepiej dobrej muzyki. Jak to wygląda obecnie?
Jeśli udamy się do pierwszej lepszej toalety publicznej, możemy być pewni, że nie usłyszymy żadnej muzyki. Ewentualnie małe radyjko włączone po cichu przy babci klozetowej, z którego raczej nic ambitnego nie usłyszymy. Płacimy więc za to, żeby nawąchać się smrodu i nasłuchać nieprzyjemnych dźwięków natury. Na dużo więcej szczęścia możemy liczyć w galeriach handlowych. Tam muzykę usłyszymy na pewno. Problem pojawia się, kiedy jej głośność jest ustawiona na takim poziomie, że tak naprawdę mogłoby jej w ogóle nie być. Nieciekawie jest też, kiedy pójdziemy na przykład do takiej warszawskiej Galerii Mokotów. Oni mają jedną melodyjkę, którą grają i w windzie, i w kiblach, i przy wejściu. Zesrać się można (może o to właśnie chodzi?!). Na szczęście w większości galerii handlowych słychać po prostu RMFkę. Ok, może i komercha, może i grają ciągle to samo, ale ileż można siedzieć w WC? Wystarczy 5 utworów zapętlić i niech sobie muzyczka hula tak, żeby każdy bez stresu mógł się załatwić.
No…? Wiecie już na jaki szalony pomysł wpadłem? Ułożyłem dla Was taką listę 5 utworów! Serio! No dobra, tak zupełnie poważnie, to temat WC stał się świetnym pretekstem do tego, żeby stworzyć subiektywną listę 5 najlepszych w moim przekonaniu utworów instrumentalnych, które mogą stanowić świetne tło do pracy, jeśli szefowie będą katować Was w pracy żółto-niebieskimi z krakowskiego Kopca Kościuszki przez cały dzień, albo… jeśli tak jak ja traficie na przykład do McDonald’s, w którym nie ma muzyki, a że żarcie niezdrowe, to i w toalecie trzeba się nasłuchać;)
Na pierwszy rzut moje najnowsze odkrycie, czyli Bonobo i kawałek „Cirrus”. Słucham go ostatnio namiętnie non stop i nie mogę przestać. Ważna uwaga dla osób, które będą teraz słuchały go po raz pierwszy – warto mieć porządny sprzęt grający lub porządne słuchawki, gdzie usłyszycie ten niesamowity basss. Następnie popularne „Lily Was Here”, przy którym zawsze nastawiam głośniej radio w samochodzie i „Little Wings”, które znacie na pewno w wykonaniu wielkiego Jimiego Hendrixa, ale większość z Was nie słyszała pewnie jak brzmi w wykonaniu genialnego Steviego Raya Vaughana. A do tego – tak zacnego już – zestawu dorzucam „Oscillate Wildly” The Smith i Yanna Tiersena, którego wielbię ponad wszystko za muzyczny minimalizm, który ujmuje od pierwszych dźwięków i pozwala przenieść się do zupełnie innego świata.
Aha, i pamiętajcie – Spotify na szczęście w toaletach również działa! Smartfony w dłoń, słuchawki na uszy i sru!