Z okazji premiery filmu "Bardzo Fajny Gigant" przyjrzałem się raz jeszcze najlepszym dokonaniom Stevena Spielberga. Od kultowych "Szczęk", przez serię "Indiana Jones" aż po jego nowsze produkcje.
Steven Spielberg to jedna z nielicznych żyjących filmowych legend. Twórca, który swoją wrażliwością i wyobraźnią porwał miliony widzów na całym świecie rozbudzając w nich sentyment za magią kina. To człowiek, który zmienił w dużej mierze model filmowy, gdyż uważany jest on za ojca współczesnego kina rozrywkowego i autora pierwszego w historii blockbustera. Ma na koncie imponującą ilość filmów, które wyreżyserował (czasem potrafi wypuścić do kin dwa filmy w ciągu jednego roku). Niewielu twórców filmowych posiada tak bogaty i różnorodny repertuar. Spielberg fantastycznie radzi sobie z kinem przygodowym, wielkimi hollywoodzkimi widowiskami, kinem sci-fi, filmami familijnymi jak i również poważnymi i kameralnymi dramatami. Jest autorem największej ilości kultowych klasyków kina rozrywkowego i jakby tego było mało, jako producent maczał swoje palce w tak hitowych seriach jak np. "Powrót do przyszłości", "Transformers", "Faceci w Czerni" czy "Gremliny". Niełatwo było z całego jego dorobku wybrać te najlepsze filmy, ale spróbujmy.
Szczęki z 1975 roku
Zacznę od filmu, który rozpoczął całą karierę Spielberga i zmienił oblicze całej branży. Szczęki to pierwszy typowy wakacyjny blockbuster, operający sie na orygnialnym pomyśle, który jednocześnie jest nader atrakcyjny dla widza w każdym wieku (ze szczególnym wskazaniem na tych młodych, którzy od tamtej pory stali się głównym targetem wielkich wytwórni). Pod względem fabuły jest uniwersalny i ponadczasowy. Do tego łączy w sobie elementy thrillera i horroru. Napięcie jakie w tym filmie buduje Spielberg, połączone z niezapomnianą muzyką Johna Williamsa, jest zwyczajnie obezwładniające. I stanowi ono największą siłę tego filmu. Tak naprawdę sceny z samym rekinem były zaledwie wisienką na torcie, bo tym co tak hipnotyzowało i wciągało widza w "Szczękach", była atmosfera niepokoju, strachu i niebezpieczeństwa, które czycha gdzieś w ukryciu. Po dziś dzień jest to jeden z najlepiej wyreżyserowanych przez Spielberga filmów, a przypominam, że był jednym z jego pierwszych.
Seria Indiana Jones (lata 1981, 1984, 1989, 2008)
Teraz seria, od której zaczęła się moja osobista przygoda, nie tylko z kinem Spielberga, ale w ogóle z filmem jako takim. Oglądając po raz pierwszy "Ostatnią krucjatę" na kasecie VHS w dzieciństwie, zobaczyłem jakie wspaniałe światy i opowieści ma w swoim zanadrzu X muza i od razu zakochałem się w tym medium. Także do serii "Indiana Jones" mam szczególny sentyment. Powstała ona w dużej mierze jako hołd Spielberga dla przygodowych serii klasy B z lat 40. i 50. I oglądając przygody Indy’ego czuć wyraźnie wielką pasję i uwielbienie, bo przy okazji, trochę "niechcący" Spielberg stworzył idealne kino przygodowe, a do jego poziomu po dziś dzień nikt się nie zbliżył. Część pierwsza, czyli "Poszukiwacze zaginionej arki" to perfekcyjnie skonstruowane kino rozrywkowe, pełne kultowych scen, świetnych postaci i mistrzowskich pomysłów, które zrewolucjonizowały podejście do tworzenia mainstreamowych widowisk, jednocześnie zachowując wszystkie klasyczne motywy filmu przygodowego.
E.T. z 1982 roku
Dla wielu to właśnie „E.T.” jest szczytowym osiągnięciem Spielberga. Z pewnością jest to film, w którym najpełniej wybrzmiewają jego najbardziej charakterystyczne cechy stylistyczne. Pozornie jest to historia o urokliwym kosmicie, który chce po prostu wrócić do domu, ale pod płaszczykiem tego mainstreamowego kina familijnego i przygody, Spielberg opowiada nam historię dziecka, które przeżywa rozwód i rozstanie swoich rodziców, a więc i rozpad rodziny. To chyba najbardziej przez to osobisty i intymny film Spielberga. To też jeden z nieliczych obrazów, które potrafią wczuć się w pozycję dziecka, w jego lęki, obawy, w to co go śmieszy, sprawia radość. I taki jest sam „E.T”. Zabawny, wzruszający, dostarczający masę rozrywki, wspaniałych, magicznych scen, ale też potrafiący przestraszyć i wprowadzić w zadumę; nie tylko młodych, ale i starych widzów. Kino perfekcyjne.
Pojedynek na szosie z 1971 roku
Aż trudno uwierzyć, że ten film nie tylko powstał na potrzeby telewizji na początku lat 70., ale też jest pełnometrażowym debiutem Stevena Spieberga. Obraz ten trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Pomysł na fabułę jest banalny, ale i jednocześnie genialny w swojej prostocie. Pokazać na ekranie pogoń cysterny za zwykłym samochodem to strzał w dziesiątkę. Nie jest do końca jasne z jakiego powodu kierowca owej ciężarówki uwziął się na bogu ducha winnego sprzedawcę w jego niepozornym wozie, ale to nie jest istotnie. Już wówczas Spielberg wykazywał się niezwykłym wyczuciem tego co oczekuje kino widownia i po prostu dostarczał im to. "Pojedynek na szosie" ma świetny, pustynny klimat, niepokój rodem z thrillera z elementami horroru (kilka lat później rozwinął ten motyw jeszcze bardziej w „Szczękach”), a do tego jest kapitalnie zrobiony od strony formalnej. Po czymś takim wiadomo było, że czeka go wielka kariera.
Jurassic Park z 1993 roku
Kiedy skończyły się lata 80., które bez wątpienia należały do Spielberga, pojawiały się obawy, że lata 90. nie będą już tak „gościnnne” dla niego. W końcu, ile lat mozna być pionierem w kinie rozrywkowym? A jednak. "Jurassic Park" stał się kamieniem milowym w rozwoju kinematografii. Gdyby nie ten film obecne blockbustery wyglądałyby zupełnie inaczej. Poziom grafiki komputerowej, która dosłownie tchnęła życie w dinozaury ponownie rozbudziła do czerwoności wyobraźnię masowego widza i to bez względu na wiek. Głównie dlatego, że "Jurassic Park", w odróżnieniu choćby od zeszłorocznego "Jurassic World", pełne jest emocji, empatii; nie jest tylko i wyłącznie widowiskiem, które karmi się pokazywaniem na dużym ekranie prehistorycznych gadów. No i ta magiczna muzyka Johna Williamsa... Siłą pierwszego "Jurassic...” było mistrzowskie stopniowanie napięcia, zabawa motywami zarówno kina przygodowego jak i elementami horroru, no i oczywiście same dinozaury, które po dziś dzień robią w tym filmie wrażenie. Kilka lat temu ponownie oglądałem "Jurassic Park" w kinie i ten film prawie w ogóle się nie zestarzał!
Szeregowiec Ryan z 1998 roku
Temat II wojny światowej przewija się przez filmografię Spielberga co jakiś czas. Kręcąc "Szeregowca Ryana" pokazał światu, że sięgnął szczytu perfekcji jeśli chodzi o reżyserię, choreografię i układ scen, prowadzenie aktorów i snucie niezwykłej opowieści. Sama tylko kultowa sekwencja na plaży Omaha wbija w fotel, kładzie szczękę na podłodze i dostarcza emocji, którymi możnaby obdzielić co najmniej kilka filmów. To też szczytowy przykład sztuki operatorskiej ze strony Janusza Kamińskiego.
A.I. Sztuczna inteligencja z 2001 roku
Zawsze dziwiłem się czemu świat tak chłodną przyjął "A.I.". Czy dlatego, że oczekiwania były tak olbrzymie ze względu na to, że film ten początkowo powstawał pod pieczą samego Stanleya Kubricka, który pracował nad nim od lat. 70? Fani science-fiction chyba spodziewali się czegoś trochę innego niż dał im to Spielberg, wiadomo, nie każdy lubi jego wrażliwość, fani sci-fi bywają "specyficzni", no i jestem w stanie zrozumieć, że są widzowie, na których hollywoodzkie happy-endy działają jak płachta na byka. Ale nie sposób zaprzeczyć temu, że film jest niezwykle bogaty w symbole i dające do myślenia tematy, jakie podejmuje; od strony wizualnej wygląda bajecznie i zachwycająco, a Haley Joel Osment wykonał fantastyczną robotę wcielając się w chłopca-cyborga. Moim zdaniem "A.I. Sztuczna inteligencja" to jeden z najlepszych filmów sci-fi ostatnich dekad.
Raport Mniejszości z 2002 roku
To jednen z moich ulubionych filmów Spielberga i jeden z najlepszych filmów rozrywkowych/akcji XXI wieku. Po dziś dzień uważam, że to chyba jedyny film rozgrywający się w przyszłości, którego wizja jest całkiem bliska temu, co może mieć miejsce. Zarówno jeśli chodzi o rozwój technologii, codzienne życie ludzi jak i tematykę społeczno-filozoficzną. To opowieść o przeznaczeniu, nieuniknionych tragediach, losie, przed którym nie da się uciec. A wszystko to ubrane w porywające widowisko, które ogląda się po prostu znakomicie.
Lista Schindlera z 1993 roku
Tym filmem Spielberg kompletnie zaskoczył swoich fanów. Niby kilka razy wcześniej zdarzyło mu się podjąć trochę cięższą niz zazwyczaj tematykę (m.in. w filmie „Kolor purpury”), ale nigdy na taką skalę i z tak potężnym efektem. Nakręcony w czerni i bieli wciskający w fotel i poruszający do łez dramat o Holocauście rozgrywający się w krakowskim gettcie to jeden z najwybitniejszych filmów w historii kina. Genialnie wyreżyserowany, pełen fantastycznych kreacji aktorskich (to właściwie od tego filmu rozpoczęła się aktorska kariera Ralpha Fiennesa oraz Liama Neesona) oraz zapadających w pamięć ujęć (to od tego filmu zaczęła się trwajaca do dziś współpraca Spielberga z Januszem Kamińskim). Oczywiście mając w pamięci stylistykę filmową i wrażliwość jaką operuje Spielberg, dla wielu „Lista Schindlera” była Holocaustem uszytym na potrzeby kultury masowej, niektórzy nazywali go wręcz kiczowatym melodramatem. Prawda zapewne leży po środku, natomiast, czysto filmowo, to wielkie dzieło. Dodatkowe wrażenie robi fakt, że kręcąc ten film w Krakowie Spielberg równolegle doglądał (za pomocą transmisji satelitarnych) zdjęć na planie „Jurassic Park”. Zrobić równocześnie dwa tak różne filmy, o odmiennych tematykach, gatunkach i wyjść z sukcesem zarazem kręcąc dramat o II wojnie światowej jak i film o dinozaurach z przełomowymi efektami CGI to coś czego nie widzi się często.
Złap mnie jeśli potrafisz z 2002 roku
Ze wszystkich filmów Spielberga "Złap mnie jeśli potrafisz" dość rzadko pojawia się w rozmowach, tak jakby ludzie stopniowo zapominali o tym świetnym kinie. Zrobiony jest on tak lekko i z wielką finezją, że wydaje się jakby zupełnie bez większego wysiłku. Tempo jest znakomite, historia oszusta Franka Abagnale’a (świetny Leonardo DiCaprio) tak wciągająca, a zabawa w "kotka i myszkę" ze ścigającym go agentem FBI (granym przez Toma Hanksa) dostarcza tyle rozrywki widzowi, że obok tego filmu nie da się przejść obojętnie.