REKLAMA

Pizza, burgery i seriale. Te produkcje są lepsze niż comfort food

Są takie seriale, które „wcina” się jak frytki – prawie każdemu zasmakują, a jak już się w nie wsiąknie, to paczka musi być pusta, eee... tzn. sezon dokończony. Zarywacie dla nich nockę, oglądacie „do bólu brzucha” i świetnie się bawicie. Te serie są lepsze niż najlepsze comfort food.

seriale sitcomy najlepsze
REKLAMA
REKLAMA

Seriale lepsze niż pizza. Tak, zakładamy, że coś może być lepsze niż pizza:

Konrad Chwast

Buffy Summers class="wp-image-86033"

Buffy: Postrach wampirów, bo trudno znaleźć drugi tak cudownie wykręcony serial

Oglądałem go przed laty jeszcze w telewizji, później wracałem do niego kilkukrotnie, bo uwielbiam to połączenie komedii dla nastolatków i horroru. Prawdą jest, że żaden z tych stylów opowiadania historii nie wybrzmiewa do końca, ale to nie ma znaczenia. Ten serial po prostu wie, że jest pastiszem, żartem. Ale z drugiej strony pełna jest akcji naprawdę pozytywnych emocji. Gdyby był dostępny w jakimś VOD pewnie wracałbym do niego znacznie częściej, bo kojarzy mi się nie tylko z młodością, ale też uważam, że jest to po prostu świetna produkcja.

Michał Kaczoń

 class="wp-image-321390"

Przyjaciele, bo to serial który zawsze poprawia mi humor

Wybór dość standardowy i oczywisty, ale taka jest też rola comfort food. Coś sprawdzonego, niezastąpionego i niezmiennego. Coś, co nigdy cię nie zawiedzie. Tacy są właśnie „Przyjaciele”. Serial, który przedstawia bardzo szczególną wizję rzeczywistości, gdy najbliżsi przyjaciele stają się ważniejsi od rodziny. Produkcja raz za razem bawi absurdalnymi, choć często też niezwykle życiowymi perypetiami bohaterów. O fenomenie „Przyjaciół” i jego magicznej mocy poprawiania humoru pokoleniom odbiorców powstały całe publikacje, więc ograniczę się do stwierdzenia, że to serial, który mimo upływu lat wciąż potrafi poprawić humor.

Piotr Grabiec

The Big Bang Theory, bo to tacy Przyjaciele, ale dla nerdów

rozczarowani sezon 2 class="wp-image-324711"

Tak jak „Przyjaciele” to serial, na którym wychowali się dzisiejsi 40-latkowie, tak „Teoria wielkiego podrywu” to sitcom tego mojego pokolenia – dzisiejszych 30-latków. Kucharkę, pracownika muzeum i masażystkę zastąpili naukowcy – doktorowie fizyki, astrofizyk i inżynier. Z kolei zamiast urządzania prywatek, ci uskuteczniali tytułowi przyjaciele, grupa geeków i nerdów gra w erpegi i jeździ na konwenty. I tak jak teraz nadrabiam „Friends” i dobrze się przy tym bawię, tak to jest serial o latach minionych. Dopiero gdy trafię w telewizji na Sheldona, Leonarda i spółkę mogę się prawdziwie z bohaterami na ekranie utożsamiać, bo to oni żyją w tym samym świecie, co ja.

Serial obejrzysz na Netfliksie i HBO GO.

Joanna Tracewicz

najlepsze sitcomy class="wp-image-355743"

Różowe lata 70., bo każdy odcinek jest jak wieczór w gronie przyjaciół bez konieczności rozmawiania z ludźmi

Każdy ma czasem takie dni, albo miesiące, kiedy najchętniej nie wychodziłby nigdzie z domu, zaszył się w swoich czterech ścianach z przekąskami i gorącą herbatą. A jednocześnie budzi się wtedy w człowieku tęsknota za tym, by jednak spędzić czas w gronie przyjaciół. Lenistwo, paskudna pogoda i senność wygrywają jednak z towarzyskimi potrzebami. Na szczęście już wynaleziono na to lekarstwo, które nazywa się… „Różowe lata 70.” Sitcom o paczce nastolatków (i ich rodzicach), którzy zmagają się z pierwszymi pocałunkami, miłościami, radościami i smutkami związanymi z wchodzeniem w dorosłość, rozbawi nawet największego gbura. Realia lat 70., puszczenie oka do widzów i flirtowanie z estetyką ówczesnych produkcji telewizyjnych to największe zalety tego serialu. A poza tym gra z konwencją i różnymi gatunkami filmowymi od musicalu po kino nieme tylko ubarwia produkcję, którą konsumuje się jak paczkę chrupek – najpierw niby powolutku, a potem całymi garściami. Bo nie sposób odmówić sobie „Różowych lat 70.” – każdy odcinek jest jak wieczór w gronie przyjaciół.

Tomasz Gardziński

seriale comfort class="wp-image-355767"

Liga Sprawiedliwych, bo to doskonały serial o superbohaterach i ma najlepszego Batmana

Współczesne filmy superbohaterskie często sprawiają wrażenie nastawionych tylko i wyłącznie na zarabianie pieniędzy. Dlatego niewiele z nich darzę szczególnym sentymentem. Zupełnie inaczej ma się sprawa z kultowymi animacjami o superbohaterach z lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku. Wracam do nich co jakiś czas, ale najczęściej zdecydowanie do „Ligi Sprawiedliwych” (i jej kontynuacji „Liga Sprawiedliwych bez granic”). To doskonała opowieść, która ma świetne kreacje Batmana, Supermana, Wonder Woman, Zielonej Latarnii, Hawkgirl, Flasha… można by tak jeszcze długo wymieniać, a przecież nie brakuje też odcinków poświęconych złoczyńcom.

Finałowa trylogia odcinków poświęcona najazdowi na Ziemię oraz miłości pewnej pary bohaterów, to najzwyczajniej w świecie telewizja na najwyższym możliwym poziomie, ale dla mnie ma szczególne znaczenie. Dlatego zawsze włączam ją sobie, gdy życie da mi w kość. Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego comfort series. Serial nie jest niestety dostępny w polskim VOD.

Anna Nicz

najlepsze seriale class="wp-image-355740"

Parks and Recreation, bo uwielbiam Rona Swansona

REKLAMA

Podobnie jak Leslie Knope, April Ludgate czy Toma Haverforda. Ten serial to zestaw tak świetnie wykreowanych, dowcipnych, ironicznych postaci, że doprawdy trudno wybrać mi ulubioną bohaterkę czy bohatera. Historie z życia Leslie Knope i spółki są cudownie zabawne i naładowane świetnymi dialogami. O istnieniu miasteczka Pawnee w stanie Indiana dowiedziałam się dość późno i dopiero niedawno udało mi się obejrzeć do końca wszystkie sezony „Parks and Recreation” – wiem jednak, że zrobię to jeszcze raz. Do Pawnee można wracać w dowolnym momencie, w środku historii, a nawet w połowie sezonu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA