Stephen King zapowiadał "Przebudzenie" jako "kwintesencję horroru" i kazał czytelnikom "przygotować się na najlepsze". Wydawca obiecywał "najbardziej przerażające zakończenie, jakie kiedykolwiek wyszło spod pióra" Mistrza Grozy. Nie do końca wiem, co mieli na myśli.
Grozy i horroru bowiem jest w tej książce ledwie odrobina. Gęstej i elektryzującej atmosfery niewiele więcej. Mimo to zaryzykuję opinię, że "Przebudzenie" jest definitywnie jedną z najlepszych powieści Kinga wydanych w ciągu kilku, może kilkunastu ostatnich lat. I jednym z nielicznych jego dzieł, które od początku do końca czytało mi się dobrze.
Głównym bohaterem "Przebudzenia" jest Jamie Morton. Poznajemy go, gdy jako młody chłopiec bawi się żołnierzykami w przydomowym ogródku. W pewnym momencie pada na niego cień obcego, lecz intrygującego mężczyzny - Charlesa Jacobsa, nowego pastora. Scena ta, pozornie pozbawiona znaczenia, w rzeczywistości jest bardzo symboliczna i na zawsze splecie ich losy. Jamie i Charles zaprzyjaźniają się, zafascynowany elektrycznością pastor pokazuje chłopcu swoje wynalazki i uczy go jak być dobrym człowiekiem. Wszystko ulega zmianie, gdy w wyniku dramatycznego wypadku, Jacobs wygłasza Straszne Kazanie, w którym wyrzeka się wiary.
W chwili, gdy opuszcza miasteczko, wydaje się, że to koniec znajomości. Po ponad dwóch dekadach Charles i Jamie spotkają się jednak ponownie, w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach.
Fabuła powieści rozpoczyna się w latach sześćdziesiątych minionego wieku i trwa aż do czasów obecnych. W ciągu tych ponad pięćdziesięciu lat, bohaterowie ulegną rozmaitym przemianom, spotkają się wielokrotnie, i za każdym razem będą do siebie nastawieni nieco inaczej.
Rozpisana na przeszło 500 stron powieść jest wielowątkowa, a jej tempo - raczej niespieszne, co jednak w tym wypadku absolutnie nie oznacza, że czytelnik będzie się podczas lektury nudził.
Jedną z najmocniejszych stron Kinga, obok lekkiego pióra, jest umiejętność tworzenia ciekawych i autentycznych postaci. To, oraz fakt, że książka stylizowana jest na pamiętnik Jamiego Mortona, dzięki czemu w zasadzie od początku wiadomo, że za wszystkimi opisanymi w niej wydarzeniami kryje się jakaś mroczna tajemnica, sprawia, że jest ona frapująca.
Zwyczajnie chce się ją dalej czytać i dowiedzieć, jak to wszystko się połączy i jakie jej będzie zakończenie.
U Stephena Kinga zawsze bardziej ceniłem wątki obyczajowe od tych niejednokrotnie szalonych pomysłów na horrory. A "Przebudzenie" jest zbudowane własnie na nich, z - sam jestem zaskoczony - bardzo sprawnie wplecionymi elementami nadnaturalnymi.
Nie bez znaczenia jest też zakończenie, które - nareszcie! - naprawdę może się podobać, i które w sensowny sposób spaja wcześniejsze wypadki.
Romans Kinga z klasykami gatunku - Lovecraftem czy Edgarem Allanem Poe - wyszedł naprawdę okazale. Doprawione - jak sądzę - osobistymi lękami autora przed starością i śmiercią, "Przebudzenie" jest książką dojrzałą i choć trudno jednoznacznie sklasyfikować ją jako horror, to w żadnym razie nie stanowi jej wady. Oczywiście, to dalej czytadło, ale bardzo solidne i udane. Najlepszy King od lat, zdecydowanie.