REKLAMA

Netflix wykopał stary viral i zrobił z niego film true crime. Niby fajnie, ale czy potrzebnie?

Widzowie pokochali true crime’y platformy Netflix. One od samego początku były inne niż dokumenty telewizyjne – bardziej dynamiczne, ciekawsze, odważniejsze. Gadające głowy zostały, ale zrezygnowano w nich z tanich inscenizacji i narratora, który pełnym powagi głosem informował nas, że "wszystko było dobrze, aż w końcu przestało". Nowy hit gatunku od serwisu pokazuje jednak zmęczenie materiału odżywczej niegdyś formuły.

netflix true crime dokumenty
REKLAMA

"Autostopowicz z siekierą" to takie YouTube Rewind. W swoim nowym true crime’ie Netflix pokazuje nam, czym żył internet w 2013 roku. Viralowe atrakcje mają jednak efemeryczną naturę. Opinia publiczna szybko o nich zapomina, bo przecież zaraz pojawia się nowa aferka, kolejna drama, następna historia, której nie wymyśliliby hollywoodzcy scenarzyści. Jeśli więc nawet o Kaiu słyszeliście, to pewnie już go nie pamiętacie. A był on ucieleśnieniem ideałów Ameryki czasów kontestacji. On był like a rolling stone, bez stałego adresu i jakiegokolwiek celu. Po prostu przemierzał Stany Zjednoczone z torbą na plecach i cieszył się niczym nieograniczoną wolnością. Zero odpowiedzialności, zero potrzeb – tyko deska surfingowa i narkotyki były mu w głowie. Pełny chill.

Kai stał się bohaterem internetu, kiedy uratował życie ofierze kierowcy ciężarówki, który wykrzykiwał rasistowskie hasła i podawał się za Jezusa Chrystusa. Chłopak przyłożył agresorowi kilka razy siekierą w łeb. Skąd miał siekierę? Bezdomni tak się teraz bronią? – te pytania nikomu nie przeszły przez głowę. Gdy tylko dziennikarz telewizyjny zamieścił w internecie pełny wywiad z charyzmatycznym chłopakiem, świat oszalał na punkcie tajemniczego autostopowicza. Wszyscy cieszyli się, że znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Media z całego globu zabijały się, aby zdobyć do niego kontakt, chciano zrobić z nim reality show, uszczknąć sobie coś z jego pięciu minut sławy. On nawet się na to zgodził, ale, jak to zwykle bywa "wszystko było dobrze, aż w końcu przestało".

REKLAMA

Autostopowicz z siekierą - recenzja nowego true crime od platformy Netflix

W miarę rozwoju akcji twórcy "Autostopowicza z siekierą" odkrywają przed nami mroczną stronę osobowości Kaia. Nie będę psuł wam niespodzianki, bo historia jest tak naprawdę jedynym, co oddziela ten dokument od dna przeciętności. Powab filmu opiera się tylko i wyłącznie na postaci tytułowego bohatera. W 2023 roku potrafi skraść serca widzów w równym stopniu, co internautów dekadę temu. Rzeczywiste nagrania z jego udziałem nadają produkcji lekkości. Nawet jeśli dzisiaj już dobrze wiemy, kim jest naprawdę, czaruje swoim wdziękiem i luzem. Dlatego pomimo upływu lat, padające z jego ust "smash, smash, smash" wciąż brzmi niesamowicie rytmicznie i wpada to w ucho jak wszystkie "ouch" z refrenów piosenek Taylor Swift.

Cała reszta to już tylko generyczny true crime od platformy Netflix. Mamy gadające głowy dziennikarzy, policjantów i innych osób powiązanych ze sprawą Kaia, którzy dzielą się z widzami swoją perspektywą. Żeby nudno nie było, raz po raz z ekranu atakują nas ujęcia przedstawiające wpisy i komentarze w mediach społecznościowych. Poetyka filmu jest więc dokładnie taka sama, jak w "Najbardziej znienawidzonym człowieku w internecie". Tutaj nie ma żadnej odkrywczości ani oryginalności. Strona formalna została wypluta przez przegrzany algorytm, a potem zjedzona i wypluta jeszcze raz. Wszystko prezentowane jest tak jak zawsze. Wydaje się już co najwyżej efekciarska, a na pewno nie efektowna.

REKLAMA
Autostopowicz z siekierą - Netflix - true crime

Co prawda kilka podjętych w "Autostopowiczu z siekierą" wątków, aż prosi się o rozwinięcie. Dobrą wiadomością jest jednak, że Netflix zdecydował się eksploatować przebrzmiałą atrakcję w formie filmu. Jako serial ta historia mogłaby być bowiem nie do przejścia – rozciągnięta w czasie i nużąca. Kompresja do niespełna półtorej godziny wychodzi jej na dobre. Rodzi się jednak pytanie, czy ten viral zasługiwał nawet na to? Czy serwis nie dzieli już siekierą włosa na czworo? Co jednak ważniejsze, do jakich końców internetu platforma zapędzi się w następnej kolejności? Może i przyjdzie czas na nasze hity, bo przecież takie "Jestem hardkorem!" tylko czeka na ekranizację.

"Autostopowicza z siekierą" obejrzycie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA