REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix

Polacy oszaleli na punkcie nowego filmu Netfliksa. „Nie uciekniesz od miłości” to hit serwisu

Polacy rzucili się na „Nie uciekniesz od miłości”. I chociaż film trafił na pierwsze miejsce zestawienia najpopularniejszych tytułów dostępnych na Netfliksie w naszym kraju, równie dobrze mógłby podbić serca najwierniejszych widzów Hallmarka.

03.08.2021
19:49
nie uciekniesz od miłosci netflix recenzja
REKLAMA

Klisza na kliszy, kliszą pogania. Jeśli widzieliście jeden telewizyjny romans, widzieliście je wszystkie. Zmieniają się pejzaże i aktorzy, ale zasady pozostają niezmienne. Nikt nie szuka w nich przecież oryginalności. Nie musi być nawet zabawnie. Chodzi o dostarczenie totalnie odmóżdżającej rozrywki, która ma wypełnić nasz czas między posiłkami, albo stanowić do nich bezosobowy dodatek. Tak do swojej opowieści podeszli twórcy „Nie uciekniesz od miłości”.

W gruncie rzeczy, gdyby fabułę osadzić w kontekście świątecznym, na punkcie filmu oszaleliby stali widzowie stacji Hallmark. Steven K. Tsuchida wybiera jednak inną ścieżkę i serwuje nam tendencyjną komedię o leczeniu złamanego serca w wakacyjnym kurorcie. Prócz pięknych, letnich pejzaży nie zobaczymy tu jednak nic, czego byśmy już wielokrotnie nie widzieli. Erica po bolesnym rozstaniu z Jasonem podejmuje się pracy jako piosenkarka w luksusowym ośrodku na Mauritiusie. Tam kogoś poznaje, ale też natyka się na swojego byłego mającego wziąć ślub z nową partnerką. Wiecie jak to się dalej potoczy? No jasne.

REKLAMA

Tsuchid nie ma jednak wrażliwości Nicholasa Stollera potrafiącego z podobnej fabuły w „Chłopaki też płaczą” stworzyć coś więcej niż zlepek schematycznych zagrywek.

Jeden śmieszny żart, zero romantycznych uniesień i mnóstwo gatunkowej niewiarygodności – to wszystko, czego można spodziewać się po „Nie uciekniesz od miłości”. Zapomnijcie o jakimkolwiek realizmie i charakterze, już w momencie rozpoczęcia seansu. To aż imponujące, jak bardzo twórcy rozsmakowują się w kiczowatych motywach, chociaż nie potrafią nasączyć ich jakąkolwiek energią. W efekcie jedynym co może przykuwać w produkcji jakąś uwagę, to muzyka.

Kupno praw do wykorzystywanych w filmie piosenek z pewnością kosztowało więcej niż gaża scenarzysty. Usłyszymy tu kilka dobrze nam znanych hitów z No One Alici Keys. W dodatku wykonane zostaną przez Christinę Milian i każdy kto od zawsze uznawał ją za lepszą piosenkarkę niż aktorkę, boleśnie przekona się, że miał rację. Jako młoda dziewczyna marząca o karierze muzycznej (szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że ostatnią studyjną płytę wydała w 2006 roku) wypada całkowicie nieprzekonująco. Jakiekolwiek iskry potrafi z siebie wykrzesać, tylko w tych krótkich momentach, kiedy przychodzi jej coś zaśpiewać.

Brzmi świetnie, nawet kiedy zanosi się płaczem podczas wykonywania The Time of My Life.

REKLAMA

Jest w tej scenie nieco pazura, którego brakuje całej reszcie produkcji. Twórcy boją się jakiejkolwiek wyrazistości, przez co spłycają swoją opowieść, jak tylko mogą. Mimo wszystko, ma to jednak swój urok i „Nie uciekniesz od miłości” okazuje się filmem idealnym do niedzielnego kotleta. Szczególnie, że po skończonym posiłku można go przerwać w dowolnym momencie i nigdy już do niego nie wrócić.

„Nie uciekniesz od miłości” obejrzycie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA