REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Niebo nad Paryżem

Cedric Klapisch to jednak wyjątkowy artysta. Mimo iż w Polsce jest głównie znany dzięki dwóm częściom Smaków życia, to już nawet dzięki tym produkcjom można odkryć zamiłowanie reżysera nie tylko względem uroku metropolii, ale przede wszystkim do refleksji nad codziennym życiem, które niekoniecznie musi być nudne i szare. Te komedie analizowały przede wszystkim relacje międzykulturowe i próbowały odkryć tajemnicę optymistycznego i lekkodusznego spojrzenia na świat. W swoim najnowszym filmie, Niebo nad Paryżem, twórca w dalszym ciągu prezentuje podobną tematykę, zmieniając nieco ton obrazu.

11.03.2010
23:02
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Pierre jest tancerzem zawodowym w jednym z paryskich teatrów. Pewnego dnia dowiaduje się, że ma poważne schorzenie serca i niebawem umrze. Pogrążony w depresji nie wie, co zrobić. Zostaje sam jak palec i próbując zapełnić czas obserwuje spacerujących ludzi z balkonu swojego mieszkania. Jednak o chorobie Pierre'a dowiaduje się jego siostra Elise. Chcąc towarzyszyć bratu w jego ostatnich chwilach, przeprowadza się do niego wraz ze swoimi dziećmi. Tym samym wspierają się nawzajem oraz szukają tego prawdziwego smaku życia na ulicach Paryża.

REKLAMA

Klapisch kontynuuje podróż rozpoczętą w Smakach życia i ukierunkowuje tematy na zdecydowanie poważniejszy problemy. Natykamy się tu nie tylko na wątek samotności czy akceptacji, ale przede wszystkim na koncept śmierci. Reżyser prowadzi filozoficzne dywagacje z francuskim otoczeniem, próbując znaleźć uniwersalną odpowiedź na cel i wartość życia. Wykorzystuje do tego aktora Romaina Durisa, któremu przypadały wcześniej główne role w słynnym dyptyku Cedrica. Można by spojrzeć na to z dwóch stron. Z jednej, to twórca rozlicza się z własnym bohaterem stworzonym wcześniej chcąc udowodnić, że szuka on już innych wartości i przeżyć niż kiedyś, ale z drugiej to może właśnie sam Duris spogląda na swoje doświadczenie aktorskie rozmyślając przy tym nad artystyczną emeryturą. Można by się doszukiwać wielu aluzji, dla których właśnie ten duet ponownie współpracował w projekcie filmowym.

Gdy jednak skumulujemy je wszystkie to pozostanie nam jeden wspólny mianownik - miłość względem Paryża. Obaj panowie są tu bardzo zgrani, a Duris staje się aktorskim odzwierciedleniem Klapischa podziwiającego niesamowitą panoramę Miasta nad Sekwaną. Tu nie ma szczegółowego widoku konkretnych dzielnic jak w antologii Zakochany Paryż. Kamera często obserwuje metropolię z daleka, na planie ogólnym i nieotoczonym aurą nocy. Większość istotnych scen dzieje się w świetle dziennym, więc urbanistyczne uroki są pozbawione jakiejkolwiek sztuczności, a jedynie przyciągają starymi lub odnowionymi kamienicami rozpostartymi na tle wiecznie błękitnego nieba.

Widać, że reżyser jest urodzonym optymistą. Nawet w tragicznych sytuacjach potrafi wysunąć aurę wiary i nadziei na lepsze jutro. Gdy dowiadujemy się o chorobie Pierre'a, to tak naprawdę nie wiemy co myśleć. W tle gra spokojna, radosna muzyka fortepianowa, której zadaniem jest wysunąć u widza podświadome komentarze. W ostateczności, czujemy się odrobinę zmieszani. Montując film, twórca postanowił pobawić się naszymi uczuciami kontrastując ze sobą tragiczne sytuacje i ich delikatny, lekkoduszny odbiór. To kolejna zabawa ze śmiercią, a raczej z ludzką mentalnością postawionej w sytuacji dokonanej. Pobudzony rozum zaczyna cofać się wstecz do czasów dzieciństwa czy zapoczątkowania wieloletnich przyjaźni i kurczowo trzyma się tych myśli nie dbając nawet o resztę świata. Izolacja, samotność i bezradność są najistotniejszymi motywami w tej opowieści.

Co się jednak okazuje, Pierre i Elise nie są jedynymi osobami borykającymi się z tymi samymi problemami. Klapisch wykorzystuje wielowątkowość i dodaje mnóstwo postaci pobocznych, próbując wytłumaczyć uniwersalność problemu. Jedyną różnicą jest fakt, że do podobnych przemyśleń, bohaterowie dochodzą po różnych przejściach. Jean nie potrafi pogodzić się z rozstaniem z żoną, która pracuje na stoisku naprzeciw, Roland próbuje znaleźć w sobie wigor poprzez umawianie się z byłą studentką i występowanie w popularnym historyczno-edukacyjnym programie telewizyjnym o Paryżu, zaś właścicielka piekarni rozładowuje emocje poprzez upokarzanie młodych i pięknych współpracownic. Każdy z nich ostateczne radzi sobie z problemem ale nie rozwiązuje go do końca. Próbuje znaleźć ukojenie poprzez liczne spacery na ulicach Paryża szukając ukojenia i wytchnienia. Podobnie jak u Woody'ego Allena w Manhattanie, u Cedrica Paryż służy jako katharsis, do chwilowego zapomnienia się i oczyszczenia z dręczących myśli. To niczym miejsce kultu, w którym sami dla swoich dusz szukają odkupienia za winy. Religijność zastąpiona prostą kontemplacją sprawia wrażenie filozoficznej podróży, w której żaden z bohaterów nie ujawnia swojej intymności.

To wszystko, potęguje realizm produkcji. Nie ma tu szaleńczych zwrotów akcji czy pogoni za niespełnioną miłością jak w nudnych komediach romantycznych. Zawód miłosny jest traktowany dosłownie i po jednej porażce nie ma walki o zmianę decyzji. Zamiast tego, szukają odskoczni gdziekolwiek indziej. Z jednej strony burzy to ideę popularnej romantyczności, tak znanej przez większość niewymagających widzów, ale z drugiej nie ma tu owijania w bawełnę i prawdziwość sytuacji nakreśla ten rzeczywisty poziom miłości, która przez wielu ludzi jest dosyć często wyolbrzymiana. Klapisch widzi to wszystko oczami paryżanina i definiuje mieszając wartości tradycyjne i indywidualne.

REKLAMA

Mowa końcowa wypowiadana jest przez Pierre'a w taksówce. To właśnie wtedy ma się odbyć tak istotna dla niego operacja. Wysuwa w trakcie jazdy myśli związane zarówno z miastem jak i z życiem, po prostu. Jego wzrok napotyka te wszystkie postacie, jakie Cedric przedstawił nam w trakcie całego seansu. Tu właśnie reżyser stara się tłumaczyć tę uniwersalność sensu życia, ale po raz kolejny się z nami bawi. Wysuwa proste wnioski i nakreśla nam perspektywy jakie możemy wykorzystać do polepszenia naszego bytowania. Bo w końcu jego wzrok napotyka również nasz, więc widz automatycznie kieruje te słowa również do siebie samego. Upowszechnia i uogólnia rezultaty rozgryzając w międzyczasie sens życia.

Nagle, film się urywa. Co tak naprawdę się zdarzyło później, pozostaje tajemnicą. Lecz można znaleźć inne wytłumaczenie. Może gdzieś kryje się ukryta mądrość Klapischa czarującego nas pięknem miasta zakochanych. Pewnie tak, bo prostota i lekka chaotyczność obrazu sprawia, że sami czujemy się wplątani w labirynt uliczek Paryża. Próbujemy się z niego wydostać, ale jest trudno - albo nie potrafimy albo nie chcemy. I tylko dzięki tym dwóm perspektywom możemy stwierdzić, czy Niebo nad Paryżem nam się szczerze spodoba.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA