Ten film jest dziki, nieokrzesany i tylko dla dorosłych. Oceniamy „Niefortunny numerek lub szalone porno”
Jeśli po samym tytule „Niefortunny numerek lub szalone porno” spodziewacie się czegoś nieokrzesanego, dzikiego i obrazoburczego, to bardzo dobrze. Radu Jude w swoim najnowszym filmie nie bierze jeńców ani nie uznaje tematów tabu.
OCENA
Przekonacie się o tym już w pierwszej scenie, w której pojawia się para uprawiająca seks. Nieznana nam jeszcze kobieta mówi do partnera, jak bardzo lubi jego przyrodzenie i jak chętnie by je possała. Niczym na amatorskich nagraniach z PornHuba oglądamy dokumentalną transkrypcję felatio, penetracji i pejczowania. Kamera, chociaż rozedrgana, cały czas jest w pełnej gotowości, aby pokazać genitalne szczegóły. Jak się za chwilę okaże, oglądana przez nas sekstaśma trafiła do sieci. Takie rzeczy się zdarzają, tylko w tym wypadku bohaterką nagrania jest poważana nauczycielka w prestiżowej szkole. Wyciek prywatnego wideo może zagrozić jej karierze.
Emi jest poddenerwowana całą sytuacją. Odwiedza dyrektorkę, aby się wytłumaczyć i pomówić o ewentualnych konsekwencjach, a od męża dowiaduje się, że chociaż filmik wcześniej zniknął z sieci, to teraz ponownie jest dostępny. Radu Jude bardziej od spójnej historii interesuje jednak przeprowadzenie wiwisekcji rumuńskiego narodu. Dlatego bohaterka snuje się bez celu po ulicach Bukaresztu, a reżyser ma okazję zaprezentować nam cały przekrój społeczny. Protagonistka kłóci się z właścicielem zaparkowanego na ulicy samochodu, jest świadkiem, jak kobieta w sklepie zostaje zwyzywana, bo nie ma pieniędzy aby zapłacić za piwo, a nawet słucha opowieści o celebrycie, który zapłacił, aby znaleźć się na czele kolejki do transplantacji, skazując na śmierć niewinne dzieci,
Jude w stylu przedstawicieli Dogmy 95 uwalnia kamerę pozwalając jej zarejestrować wszystko, co jest dookoła opowiadanej historii.
Podsłuchamy kłótnie przechodniów, zobaczymy dwuznaczną reklamę lodów, a starsza kobieta powie do nas, abyśmy wylizali jej… domyślcie się co. Tak jak w „Najszczęśliwszej dziewczynie na świecie” stolica Rumuni jest tutaj pełnoprawnym bohaterem. Na narrację składają się anegdotki i dygresje. Z tego całego naddatku wyłania się osobna narracja o społeczeństwie, które jest dławione nieustanną walką klas, homofobią, antysemityzmem i seksizmem. Reżyser w ironicznym stylu Marka Koterskiego skrupulatnie punktuje grzechy narodu. W jego filmie Rumuni nie potrafią się dogadać ani zrozumieć siebie nawzajem. Każdy ma własną definicję podstawowych pojęć, a negocjacje kolejnych znaczeń odbywają się w akompaniamencie krzyków i inwektyw.
Jak dowiedzieliśmy się z „Aferim!” takie podejście jest wpisane w narodową mitologię. W tym osadzonym w XIX wieku kinie drogi otrzymaliśmy istny festiwal niepoprawnego politycznie humoru. Reżyser szukał źródeł współczesnych problemów w przeszłości swojego kraju i później nie raz mówił, że naród nie dojdzie do porozumienia, dopóki nie rozliczy się z własną przeszłością. To samo zdaje się powtarzać tutaj. Półgębkiem wypowiada to, co z pełną mocą wybrzmiewało w „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy”, każąc postaciom kłócić się o eksterminację Żydów na froncie wschodnim. Rumuni wbrew zdrowemu rozsądkowi nie są w stanie spojrzeć w głąb siebie i przyznać się do własnych grzechów, a tym samym ich przepracować, aby doznać oczyszczenia.
W „Niefortunnym numerku lub szalonym porno” co chwilę pobrzmiewają echa przeszłości kraju. Reżyser dzieli „Niefortunny numerek lub szalone porno” na trzy części, z czego środkowa jest z ducha godardowskim ćwiczeniem z filmowego eseju. W jego ramach groteskowymi anegdotami, dygresjami czy cytatami Jude ilustruje proste pojęcia pokroju pornografia, patriotyzm czy rewolucja, pokazując, jakim zmianom ich znaczenia uległy na przestrzeni lat. Wypowiedzi poetów i wzniosłe aforyzmy przeplatają się z mądrościami ludowymi i miejscowym folklorem („dowodem na zidiocenie społeczeństwa”). W sferze wizualnej patetyczne obrazki mieszają się ze śmiesznymi nagraniami z YouTube. Dramat przemienia się w farsę, a tragedia w komedię, bo, jak usłyszymy, o życiu trzeba mówić jak o tragedii, ale z komizmem.
Ta zasada towarzyszy Jude przez całą jego karierę.
W przeciwieństwie do innych czołowych przedstawicieli Rumuńskiej Nowej Fali jak Cristian Mungiu („4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”), czy Cristi Puiu („Śmierć pana Lazarescu”) nigdy nie chciał taplać się w powadze ludzkich tragedii. Wolał ujmować je w formie komedii. Być może dlatego jego filmy, pomimo zakorzenienia w lokalnym kontekście, wydają się aktualne również w innych krajach europejskich. Uprawnione skojarzenia z twórczością Marka Koterskiego raz po raz nachodzą widzów podczas seansu, bo treść „Niefortunnego numerku lub szalonego porno” sprawia wrażenie wyjątkowo swojskiej. Szczególnie widać to w ostatniej części produkcji, gdy jesteśmy świadkami sądu nad Emi. Przecież i u nas edukacja seksualna leży, bo ktoś stwierdził, że religia powinna ją zastąpić.
Rodzice uczniów głównej bohaterki kłócą się niczym nasi posłowie w sejmie o to czyja racja jest „najmojsza”. Sugerowane wcześniej rasistowskie, homofobiczne i seksistowskie szambo wylewa się z całą mocą. Jude pławi się w prezentowanym przez siebie absurdzie, obnażając hipokryzję i głupotę społeczeństwa. O ile tytułowym niefortunnym numerkiem był seksualny akt oglądany na samym początku, to za szalone porno należy uznać festiwal wszelkich fobii i izmów, który ma tutaj miejsce. Reżyser pyta co jest bardziej obsceniczne i szukając odpowiedzi, ucieka w końcu w softcore’ową parodię kina superbohaterskiego. Zgodnie z intencją o jakiej nas twórca wprost informuje, ten film to tylko żart. Jest w nim jednak na tyle prawdy, że będziecie się z niego śmiać przez łzy.
„Niefortunny numerek lub szalone porno” do 29 sierpnia możecie obejrzeć w ramach Nowe Horyzonty Online.
Pojedynczy dostęp do filmu kosztuje 18 zł. Planowana jest również dystrybucja kinowa, ale na tę chwilę nie znamy daty premiery.