REKLAMA

„Mogłem spojrzeć na świat z innego, bardzo interesującego punktu widzenia” — Piotr Głowacki opowiada nam o roli w „Nieobecnych”

W „Nieobecnych” Piotr Głowacki wciela się w policjanta. Aktor nowego serialu platformy Player w rozmowie z nami opowiada o swojej roli i pracy w czasach pandemii.

nieobecni player piotr glowacki wywiad
REKLAMA
REKLAMA

Wywiad z Piotrem Głowackim o jego roli w serialu „Nieobecni

Rafał Christ: Grywa pan zarówno w filmach, jak i serialach. Czy dostrzega pan różnicę w pracy nad tymi dwoma formatami?

Piotr Głowacki: Tak, różnice są praktyczne. Dokładniej chodzi o czas obecności na ekranie. Jeśli w filmie mamy 120 minut, to w serialu, takim jak „Nieobecni”, jest ich 450. Przez cały ten czas trzeba utrzymać zainteresowanie widza. Od strony aktorskiej postać jest adekwatnie dłużej w serialu, więc sposób konstruowania i pokazywania jest inny. To tak jak w dziennikarstwie. Możemy robić wywiad do okienka w artykule prasowym, możemy rozmawiać na temat jakiegoś konkretnego problemu albo robić wywiad-rzekę. Serial byłby w tym wypadku tym ostatnim. Daje szansę na pokazanie bohatera w różnych dodatkowych sytuacjach. To wciąż ten sam bohater, który byłby w pełnym metrażu, ale ma więcej okazji do spotkania się z widzem. Krótsze formy wymagają syntetycznego myślenia, muszą opierać się na sytuacjach dramatycznych, przy jednoczesnej pracy na wielu poziomach znaczeniowych. W dłuższych bardziej interesuje nas fabularne następstwo zdarzeń, mamy przestrzeń, żeby pokazać postać, kiedy po prostu siedzi lub myśli. Jednak w istocie nie ma dla mnie znaczenia, czy pracuję przy filmie czy serialu. W obu formach próbuję znaleźć radość i przyjemność w szukaniu nowych pytań.

Co wpłynęło na decyzję wzięcia udziału w takim projekcie jak „Nieobecni”?

Na takie decyzje składa się wiele czynników. Jednym z pierwszych jest osoba, która mnie zaprasza. W tym przypadku był to Bartek Konopka. Pracowaliśmy ze sobą przy „Bez tajemnic”. To był specyficzny projekt. Serial składał się z sześciu odcinków, w którym oglądaliśmy jedynie dwie rozmawiające ze sobą osoby. Mam wrażenie, że właśnie wtedy polubiliśmy się z Bartkiem. Teraz nadarzyła się okazja do kolejnej współpracy. A od strony scenariuszowej, było to po prostu ciekawe zadanie. Kryminały dają zawsze możliwość spełniania dziecięcych marzeń. Wszyscy bawiliśmy się przecież w policjantów i złodziei. Aktorzy są dziećmi w pewnym sensie i w tym wypadku dostaje się potężne narzędzia do takiej zabawy, co jest bardzo przyjemne. Do tych wszystkich elementów dodałbym specyfikę postaci, a dokładniej zaburzenie rozwojowe, które determinuje jego kontakt ze światem. Filip jest człowiekiem z zespołem Aspergera. Do tej pory nie miałem okazji spotkać się z kimś w spektrum autyzmu w tak bezpośredni sposób, więc poczułem, że jest to okazja, aby spojrzeć na świat z innego, bardzo interesującego punktu widzenia. Pociągająca była też możliwość poczucia, jak traktują takie osoby tzw. normalni.

W jaki sposób odkrywał pan ten inny punkt widzenia?

Biorąc pod uwagę, że tworzyliśmy w czasie pandemii, naturalnie głównym źródłem wiedzy były książki i materiały w internecie. W sieci znalazłem społeczność dorosłych z zespołem Aspergera, która mnie przyjęła z otwartymi głowami. Jej członkowie byli gotowi odpowiedzieć na wszystkie moje pytania, na każdym etapie pracy, również teraz przy promocji, było i jest to niezwykle pomocne.

Chciałbym na chwilę zatrzymać się przy pandemii. Jak w tym czasie wyglądała praca na planie?

Nie wiem, jak inni to przeżyli, ale dla mnie lockdown był okresem, kiedy ktoś z zewnątrz wcisnął pauzę, po pierwszych pięciu dniach zdjęciowych, a ja pracowałem dalej tylko w domu. Dla mnie był to przedłużony okres przygotowawczy, który przez to, że i ja zostałem przymusowo zamknięty w sobie, rzucił mi inne światło na moją postać i naszą pracę. I chyba wszyscy wróciliśmy na plan z innym nastawieniem. Nie z diametralnie innym podejściem do tematu, ale po prostu inni, spragnieni bycia razem. Praca przyszła w formie wybawienia.

Wydaje mi się, że w pana przypadku miało to szczególny wpływ, bo jednym z objawów zespołu Aspergera jest niechęć do kontaktu z innymi ludźmi, do czego wszyscy zostaliśmy zmuszeni.

Na początku wspominałem o trzech źródłach, z jakich korzystałem przygotowując się do roli, wybrałem je intuicyjnie, ale potem ten wybór został wzmocniony autentycznym odcięciem od możliwości osobistego spotykania się z ludźmi. Zacząłem czerpać z lockdownu, czerpać z tego oddzielenia i odcięcia zwyczajowych kanałów poznawania świata i kontaktowania się z nim. Jednocześnie te, które przynosiły wieści o świecie, o pandemii były pełne sprzeczności i wtedy zacząłem moją drogę do rozumienia bycia w spektrum autyzmu.

Zespół Aspergera siłą rzeczy był najmocniejszym kluczem do interpretacji postaci, ale czy było coś prócz niego?

W opowieści filmowej cechy tego typu są bardzo istotne. Mój bohater mógłby być przecież daltonistą i zwracalibyśmy uwagę w innym kierunku, myśląc, że widzi wszystko w czerni i bieli bądź nie rozpoznaje któregoś z kolorów. To by rzutowało na jego specyfikę i nie dałoby się go od tego oddzielić. W przypadku spektrum jest tak samo. Tym bardziej, że tematem „Nieobecnych” jest poszukiwanie. Nie tylko poszukiwanie zaginionych, ale też samego siebie i siebie w relacjach z innymi, z rodziną. Dlatego ten alternatywny wzorzec rozwojowy był elementem decydującym o tym, jak ma wyglądać życie Filipa.

piotr glowacki wywiad class="wp-image-489706"
Nieobecni/Player.pl

Rozumiem, że Filip jest postacią specyficzną, z jaką nie miał pan do tej pory do czynienia, ale jeśli chodzi o granie policjanta, to już się to panu zdarzało.

Tak, to było o tyle łatwiejsze, że już kilkukrotnie wcześniej zaglądałem do świata mundurowych. Dzięki byciu w spektrum mogłem mu się jednak przyjrzeć z innej perspektywy. Okazało się, że służby, i nie mówię tu o ludziach, ale samej formacji, są bardzo przyjaznym środowiskiem dla osób w spektrum. Tam jest rutyna, porządek, prawo i brak emocji, przynajmniej w założeniu. Bycie policjantem to pełnić funkcję, która nie opiera się na emocjach. Nie wymaga się, żeby mundurowy był emocjonalny, miły czy uśmiechnięty. Ma wypełnić powierzone mu zadanie. Z tego względu jest to przyjazna przestrzeń dla osób lubiących porządek i obsesjonatów.

Czyli wiele się pan nauczył od swojej postaci?

Grając zawsze korzystam z mojego ciała, doświadczenia i wiedzy. Figura, którą tworzę wywodzi się bezpośrednio ode mnie. Mimo to, wchodząc w nią i będąc w niej, doświadczam bycia kimś innym. Jeśli wcielam się w śmieszka i mam zabawne dialogi, ludzie obok się śmieją, co automatyczne na mnie wpływa. To jest w tej pracy cudowne. Przyjmując nawet najdrobniejszą rolę, mając najmniejszy dylemat do rozwiązania, bierzemy go na siebie, pozwalamy mu zaistnieć we własnym umyśle i ciele, przez co symulujemy swój udział w różnych sytuacjach. To w nas zostaje i trwa nie tylko dopóki jesteśmy na planie. Dzięki Filipowi dostałem przyzwolenie na bycie specyficznym, osobnym, dla samego siebie. Zrozumiałem, że w kontaktach międzyludzkich można sobie pozwolić na mniejszą sentymentalność, a bardziej skupić się na samej istocie danej rzeczy. Z drugiej strony po raz kolejny upewniłem się, jak ważne jest, by nie oceniać innych ludzi, zanim nie spróbuje się ich zrozumieć.

W „Nieobecnych” poruszanych jest kilka delikatnych kwestii. Zespół Aspergera jest jedną z kluczowych, ale pomniejszych, bo na pierwszy plan wysuwa się temat osób zaginionych.

I to na pewno działało na nas pobudzająco. Cały czas prowokowało nas do dążenia do sensu. Ciągle mieliśmy z tyłu głowy to, że serial mogą oglądać osoby, których dotknęła podobna sytuacja. Nie jest to przecież niecodzienne. Co roku ginie kilkanaście tysięcy osób, przez co wpływa to na średnio 100 tysięcy członków ich rodzin, kolejnych 100 tysięcy bliższych znajomych i 100 tysięcy dalszych znajomych. Mamy więc jakieś pół miliona ludzi rocznie! Tak samo jest ze spektrum, szczególnie, kiedy potraktujemy je jako symbol osobności i inności. Wtedy dotyczy to każdego z nas. Bez przerwy towarzyszyło nam więc poczucie, że podejmowane przez nas tematy mogą być bliskie każdej i każdemu z naszej widowni. „Nieobecni” to opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w rodzinie, próba zrozumienia czym jest rodzina, jak wyglądają moje korzenie i relacje z najbliższymi. To są istotne kwestie, więc za pomocą formy serialu próbowaliśmy, na ile było to wpisane w gatunkowość, zrobić to na poważnie.

Czyli fakt, że Bartosz Konopka wywodzi się z dokumentu, miało tu niebagatelne znaczenie.

REKLAMA

Bartek ma coś takiego, że on wierzy w postaci jak w ludzi. Przygląda się im jak prawdziwym ludziom, przez co ma dużo sympatii do aktorów. Rozmawia z nami, a potem fotografuje nasz akt twórczy. Zaczyna się od wejścia w ustaloną przestrzeń i pytania co o tym myślimy. Tym samym otrzymujemy swobodę, a on jest gotowy do fotografowania rzeczywistości. Bartek właśnie w sposób dokumentalny przygląda się fikcyjnej rzeczywistości. Trzyma się reguł gatunkowych i scenariusza, ale myśli o nich jako o czymś, co trzeba ożywić, aby wydobyć istotę tematu, który niosą.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA