"Hiena", film z 2006 roku miał ambicję być przedstawicielem horroru, czyli gatunku, po który nieczęsto sięgają polscy filmowcy. I na ambicji się skończyło, bo obraz Grzegorza Lewandowskiego to raczej nieprzekonujące, pozbawione choćby krztyny polotu, a przy tym śmiertelnie nudne kino obyczajowe.
Wielka szkoda, że wyszedł z "Hieny" taki chuderlawy i kulawy kundelek, bo chciałbym wreszcie zobaczyć udany polski horror. Ten film bardzo się starał: jak ognia unikano w nim kopiowania klisz, ma dość oryginalny montaż, jest w nim jakiś relatywnie świeży pomysł... Niestety - wyszło jak zwykle.
Głównym bohaterem "Hieny" jest Mały (Jakub Romanowski) - młody chłopak, którego tata ginie w wypadku na kopalni. Mały jest zagubiony, nie potrafi się pogodzić ze stratą, nie wierzy w śmierć ojca. Jego matka, chcąc zapewnić byt rodzinie, szybko znajduje sobie nowym adoratorów, których ten nie akceptuje. Mały znajduje sobie przyjaciela w osobie tajemniczego, dużo starszego od siebie mężczyzny, który żyje w owianej złą sławą samotni. Tymczasem w okolicy zaczynają ginąć dzieci, co grany przez Romanowskiego bohater zrzuca na karb hieny, która uciekła z pobliskiego ogrodu zoologicznego. Mężczyzna obiecuje bronić chłopaka przed drapieżnikiem w zamian za jedzenie. Gdy morderstwa nie ustają, Mały zaczyna podejrzewać swojego nowego towarzysza.
Widziałem ten film kilka razy - po pierwszym seansie uznałem, że albo to jest gniot, albo wielka sztuka, której nie dane mi było pojąć od razu. Cóż, po paru następnych podejściach wciąż do końca nie rozumiem o czym on jest. Ale straciłem już resztki nadziei, że to sztuka. Pomieszanie z poplątaniem wątków jest w "Hienie" tak ogromne, że co chwilę zastanawiałem się co u licha robi tu ta postać, kim jest mężczyzna, po co została tu wprowadzona ta scena, albo czemu służy ten dialog.
Co gorsza, opowiedziana tu historia nie jest ani troszeńkę angażująca, w związku z czym zamiast skupiać swoją uwagę na tym, żeby jakoś logicznie powiązać kolejne wydarzenia, jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i znużeni. O jakiejkolwiek grozie nie ma w "Hienie" mowy, natomiast parę razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem podczas nonsensownych i drewnianych rozmów Małego z graną przez Magdalenę Kumorek Matką Małego (tak, jego rodzice, podobnie jak rodzice Muminka, nie posiadają imion).
Postindustrialny krajobraz Śląska jest oczywiście idealną scenerią dla kina grozy, ale tu jakoś nawet on nie budzi we mnie jakiejkolwiek trwogi. Może to wina ciut ogranych ujęć, a może tego, że mam to na co dzień za oknem i gdybym miał się bać każdej ruiny i każdego śmietniska to trudno byłoby mi normalnie funkcjonować.
Lubię Szyca (tu w potrójnej roli), ale w "Hienie" grane przez niego postaci są zbyt przerysowane; Kumorek zachowuje się, jakby brała udział w spektaklu teatralnym, a nie filmie i koniec końców już chyba ten Romanowski wypada z całej obsady najlepiej. A wcale nie wypada wybitnie.
Ciężko jest mi wskazać jakikolwiek element, który podobałby mi się w tym filmie. I bardzo żałuję, bo mam nieodparte wrażenie, że Lewandowski naprawdę chciał stworzyć coś wartościowego i niebanalnego. Czegoś zabrakło - może pieniędzy, doświadczenia w tego typu produkcjach, czasu. Warto jednak odnotować, że choć "Hiena" generalnie nie ma najlepszej prasy, to natrafić można również na opinie pozytywne. A że nie jest to film tak zły i żenujący jak "Ciacho" czy "Kac Wawa", może warto zaryzykować. To tylko piątak.