Filmowe kuriozum? Amatorski teledysk? Nieudany wizualny poemat? "Paradox", czyli eksperymentalny film Daryl Hannah, który możemy oglądać na Netfliksie, jest tym wszystkim naraz.
OCENA
Daryl Hannah, aktorka znana z takich filmów jak "Plusk", "Blade Runner" czy "Kill Bill", od jakiegoś czasu zajmuje się kręceniem swoich własnych produkcji jako reżyserka. Są to głównie krótkie metraże i dokumenty. I gdzieś na skraju tych gatunków znajduje się "Paradox", parafilm, amatorska ekspresja Hannah udająca western, siląca się na komedię i przy okazji film muzyczny.
Jako autorski projekt artystyczny "Paradox" to całkiem ciekawe przedsięwzięcie.
Hannah nakręciła ten film, a właściwie wideo, bo to określenie lepiej do niego pasuje, zaledwie w trzy dni. Całość jest wynikiem twórczej improwizacji Hannah, która towarzyszyła Neilowi Youngowi. Ten jest jej chłopakiem w prawdziwym życiu. Grupka muzyków spędzała czas w górach Kolorado, przygotowując się do nadchodzącego koncertu i wtedy Hannah, nierozstająca się z kamerą, pod wpływem chwili, pozwoliła sobie na twórczą zabawę.
"Paradox" przedstawia nam więc grupę "kowbojów", którzy w przerwie podczas podróży odpoczywają, palą ognisko i regenerują siły. Czuwa nad nimi Człowiek w Czerni, przywódca grupy (w tej roli Neil Young), który cały czas przygrywa na gitarze surowe motywy ze swojego repertuaru. Później oglądamy fragmenty rzeczonego koncertu Neila Younga.
Luźno napisany scenariusz, liczący sobie raptem 10 stron, stanowił punkt wyjścia dla powstania tego dzieła.
Hannah nakręciła je praktycznie sama, z pomocą jedynie operatora, bez większej ekipy, o jakimkolwiek budżecie nawet nie mówiąc.
Wszystko więc w tym filmie jest dość umowne. Kiedy już powoli wchodzimy w dość dziwną, nietypową i bijącą po oczach amatorszczyzną westernową formułę "Paradoksu", okazuje się, że film ten tak naprawdę nie rozgrywa się w przeszłości, jest raczej nielogicznym bytem z równoległego wymiaru, zawieszonym w przestrzeni pomiędzy czasami.
Doceniam zabawę twórczą Daryl Hannah i chęć stworzenia swojego własnego dzieła za pomocą mikroskopijnych środków. Jednak naprawdę nie rozumiem, co tego typu dzieło robi na Netfliksie i do kogo jest ono w ogóle kierowane. Takie filmy powstają w masowych ilościach na każdym roku szkół filmowych, na całym świecie. Sądzę zresztą, że są one bardziej koherentne, lepiej przemyślane i mniej amatorskie niż "Paradox".
Jestem w stanie zrozumieć to, że Hannah nakręciła "Paradox" trochę dla zabawy i bez ekipy. Ale nadal nie tłumaczy to tego, że jako widz, oglądam fatalne, amatorskie kreacje "aktorskie", bezsensowne, żenujące teksty (w stylu – "Miłość jest jak puszczanie bąka, jeśli robisz to na siłę, to wyjdzie gówno"). Ten film charakteryzuje brak jakiejkolwiek spójności. Brak tu wizji, o czym produkcja ma właściwie opowiadać.
Sceny czczych rozmów "kowbojów" mieszają się tu z impresjami pięknych widoków gór Kolorado opatrzonych świetnymi kawałkami utworów Neila Younga. Większość scen kręconych jest kamerą cyfrową, niektóre telefonem, po czym nie wiadomo dlaczego, autorka przechodzi na pełną ziarna 16mm Super 8.
"Paradox" raz wygląda jak niedokończony western skręcony przez filmowego żółtodzioba, a innym razem jak półamatorski teledysk, trochę za bardzo rozciągnięty w czasie.
Takie filmy często można spotkać w jakimś obskurnym segmencie festiwali filmowych o późnych porach, więc jeśli nigdy nie byliście na takiej imprezie, to "Paradox", w jakimś sensie, przybliży wam poetykę produkcji, na które można czasem trafić np. na Berlinale.
Jedyne co jest dobre w filmie Daryl Hannah to muzyka, no ale nie od dziś wiadomo, że repertuar Neila Younga od zawsze broni się sam. Podczas seansu cały czas miałem dość tych wszystkich nieskładnych i grafomańskich obrazów, które tylko przeszkadzały mi w słuchaniu muzyki. Tak więc nawet jako film muzyczny "Paradox" nie spełnił swej roli.
Szczerze mówiąc, nie wiem komu i po co polecać "Paradox". Oferta Netfliksa jest już i tak ogromna, że szkoda tracić czasu akurat na ten film.
Fanom eksperymentów artystycznych polecam takie dzieła jak "Holy Motors". Fanów Neila Younga z kolei odsyłam przede wszystkim do jego dyskografii oraz całej masy świetnych dokumentów i filmów koncertowych z nim w roli głównej. Jonathan Demme kilka lat temu nakręcił o nim świetną trylogię. A "Paradox" niech pozostanie dziwaczną ciekawostką skrytą w czeluściach Netfliksa, który chyba zbyt nadgorliwie ściąga do swojej biblioteki wszystko, co tylko nawinie mu się pod rękę...